Efekty Wampler to butikowa propozycja prosto z USA. Ręczna robota, najwyższej jakości komponenty i bezkompromisowe podejście do produkcji – to walory, którymi producent chce zdobyć rynek. Trzeba przyznać, że biorąc pod uwagę niesamowitą popularność, jaką osiągnął za oceanem, musi być coś na rzeczy. Do testu trafiły trzy przestery, które zupełnie różnią się przeznaczeniem i filozofią brzmienia.
Na rynku mamy obecnie tak dużo firm produkujących efekty, że pojawienie się kolejnej powoduje nie tylko zdziwienie, ale przede wszystkim ciśnie na usta jedną myśl – po co? Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy nie mogę znaleźć pożądanego efektu gitarowego wśród całej masy wyprodukowanych dotychczas. Okazuje się jednak, że nawet jeśli zgromadzimy pełne szafy kostek, każda z nich zabrzmi nieco inaczej, Czasem są to niuanse, a czasem bardzo wyraźne różnice. Dopóki więc firmy prezentują coś innego, nawet różniącego się niuansami, ma to sens. Wampler także nie wymyślił koła od nowa. Zaprezentował za to efekty, które potrafią zwrócić uwagę – a to już dużo. Wszystkie trzy propozycje to przestery. Najważniejsze jednak, nie różnią się od siebie tylko poziomem gainu – to zupełnie inne konstrukcje oferujące odmienne podejście do przesterowywania sygnału.
Budowa
Wampler postawił na sprawdzoną prostotę, korzystając z klasycznych, metalowych obudów. Z jednej strony, gdyby nie oryginalna grafika, to ciężko byłoby odróżnić je od wyrobów konkurencji. Z drugiej jednak, zapewnia to ponadczasowy design, który będzie się odnajdywał w każdym gatunku muzycznym. Konstrukcja testowanych efektów jest bardzo solidna – gniazda i pokrętła przykręcone są do obudowy, a solidne, metalowe switche pozwalają korzystać z true bypassu. Niestety, żeby dobrać się do baterii znajdującej się w efekcie trzeba odkręcić tylną ściankę – rzecz co najmniej niewykonalna w warunkach walki scenicznej – chyba, że ktoś nosi w kieszeni śrubokręt… Na szczęście efekty przeważnie lądują w pedalboardzie z zasilaczem, a możliwość zasilania bateryjnego należy traktować jako bonus w sytuacjach awaryjnych.
Clarksdale Delta
Tube Screamer to chyba jedna z najdoskonalszych konstrukcji, jaka powstała. Pomimo upływu lat wciąż można, traktując ją jako bazę, zrobić doskonały, jeszcze ciekawiej brzmiący efekt. Korzysta z tego wiele firm, modyfikując oryginalny schemat i osiągając całkiem nowe brzmienia, które wciąż przekonują nawet zagorzałych purystów. Takiej modyfikacji podjął się także Wampler, konstruując efekt, który w zamierzeniu miał brzmieć najbardziej nowocześnie wśród barw vintage i najbardziej klasycznie wśród nowoczesnych brzmień. Powstał w taki sposób overdrive, który łączy dwa światy – bluesowy, ciepły, lejący przester z rockowym, drapieżnym i dynamicznym. Odpowiada za to zastosowanie wydajnego, trójstopniowego korektora barwy zamian za spotykaną pojedynczą, pasywną korekcję góry pasma. Dodatkowy przełącznik lift-smooth pozwala wygładzić drive, dzięki czemu brzmi bardziej spójnie, idealnie do podkładowych partii, lub dodać ostrego pazura, który sprawdzi się w dynamicznych brzmieniach lekko przesterowanych. Pomimo nazwy, nie jest to typowo bluesowy przester. Ogromny zasób gainu pozwala uzyskać nowoczesny, gęsty przester o doskonałym nasyceniu i dynamice. Nawet przy maksymalnym odkręceniu gainu wciąż słychać niuanse artykulacyjne i rodzaj zastosowanych w gitarze przetworników. Oczywiście brzmienia lekko przesterowane mają typową dla oryginalnego TS klarowność i dynamikę. Dodatkową korekcją jednak możemy wydobyć ich różne rodzaje – ciepłe, bluesowe, szerokie i miękkie crunche, ale także ostre, chrypiące, funkowe nuty doskonale przebijające się w większych składach. Uniwersalność tego efektu naprawdę zadziwia, a co najważniejsze – działa on jak dobry lampowy wzmacniacz, oferujący pełen zakres dynamicznego przesteru – od lekkiego zniekształcenia, do rockowego, tłustego gainu. To zdecydowanie jeden z najlepiej brzmiących overdrive’ów, jaki miałem okazję testować. Warto się z nim zapoznać.
Pinnacle Distortion
Niech nie zwiedzie was brokatowa, odpustowa obudowa. Pinnacle to distortion, który stawia na mocne, rockowe barwy z długim sustainem i sporą mocą. Czym różni się od konkurencyjnych konstrukcji? Według Zeke Clarka, wieloletniego technicznego Eddiego Van Halena, efekt ten jest najwierniej brzmiącym symulatorem słynnego brzmienia „brown sound”, jakie kojarzymy z płyt tego gitarzysty. Producent w zamieszczonej instrukcji podał nawet przykłady ustawień, jakich należy dokonać, żeby osiągnąć barwy znane z hitów zespołu. Marketing marketingiem, ale trzeba przyznać, że to po prostu działa. Pinnacle Distortion Deluxe oferuje bardzo specyficzne, brudne przesterowanie z dołem, które do złudzenia przypomina to, uzyskiwane na tuningowanym piecu Eddiego. Korekcja barwy została zrealizowana właściwie na dwóch potencjometrach – klasycznym reduktorze wysokich tonów, oraz konturze, który w bardzo efektywny sposób zamiata całym pasmem dodając środkowego ciepła lub potężnie brzmiących skrajnych pasm. Dodatkowo efekt wyposażono w przełącznik modern/vintage, który dramatycznie wpływa na rodzaj uzyskiwanego przesteru. W jednej chwili możemy zabrzmieć tłusto, masywnie i spójnie, a w drugiej – zadziornie, dynamicznie, z wyciętym środkiem i surowym brzmieniem. W efekcie znajdziemy dwa przełączniki nożne. Prawy uaktywnia true bypass. Lewy z kolei pozwala włączyć funkcję boost dodającą gainu, co przy odpowiednim ustawieniu pozwala odnieść wrażenie, że mamy do dyspozycji dwie kostki o różnym stopniu nasycenia przesterowania. Pinnacle Distortion Deluxe nie brzmi być może zbyt selektywnie i słabo spisuje się z przetwornikami typu single coil. Nie wydobędziemy też zadowalających brzmień lekko przesterowanych. Dysponuje za to bardzo oryginalnym, mocnym przesterem, który charakterem brzmienia wyraźnie wyróżnia się na tle typowych distortionów. To bez wątpienia wyjątkowo ciekawy przester, pozwalający przy okazji zbliżyć się do legendarnego brzmienia mistrza.
Plexi Drive Deluxe
Jeżeli któraś z konstrukcji wzmacniaczy zasłużyła na miano ponadczasowej, to z pewnością jest to Marshall Plexi. Z jednej strony banalna wręcz konstrukcja, a z drugiej brzmienie, które od czasów Hendrixa inspiruje do dziś. Wampler postanowił zamknąć brzmienie Plexi w gitarowym stompboksie, projektując Plexi Drive Deluxe. Podobnie jak w oryginale, mamy do dyspozycji trójpasmowy korektor barwy – w tym przypadku jednak aktywny, mający sporą regulację pasm. Dodatkowo efekt wyposażono w przełącznik podbijający dół, a także drugi – górę pasma. Ciekawostką jest zastosowanie dwóch stopni wzmocnienia oddzielnie uruchamianych nożnymi przełącznikami – post gain i pre gain. Dzięki temu możemy dodatkowo wzmocnić wstępnie sygnał, uzyskując inny charakter przesterowania – z większą zawartością średnich tonów, co ułatwi przebicie się z dźwiękiem podczas gry solo. Pomimo że Plexi Drive może pracować przy napięciu 9–18 V, wyższe zapewni lepsze parametry, większą klarowność i dynamikę. Tajemnica brzmienia tego efektu leży jednak nie w korekcji barwy, lecz samej strukturze przesteru. Odrobinę papierowe, fuzzowate brzmienie to zupełnie inna jakość niż to, co oferują tradycyjne overdrive’y czy distortiony. W odróżnieniu od fuzza mamy jednak wyjątkową przejrzystość i dynamikę, pozwalającą zabrzmieć naprawdę potężnie i nowocześnie. Plexi Drive ma co najmniej dwa oblicza – możemy bardzo wiernie odtworzyć klasyczne brzmienie oryginału, ale także na podstawie specyficznej struktury przesterowania stworzyć zupełnie nowe, nowoczesne i oryginalne brzmienie nie do osiągnięcia na innych efektach. Plexi Drive zapewnia dużą elastyczność w poziomie gainu. Możemy wydobyć vintage’owe crunche, ale także metalowo brzmiące riffy. To bardzo ciekawa alternatywa dla typowych przesterów, jakie znajdziemy na półkach sklepowych.
Podsumowanie
Efekty Wampler są bardzo solidnie i przemyślanie zbudowane. Parametry brzmieniowe także świadczą o poprawnej konstrukcji i dobrych podzespołach. Nie byłoby w tym jednak nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że brzmieniowo nie mają odpowiedników wśród konkurencji. Inna barwa, inna tekstura przesteru i inne zachowanie we współpracy z gitarami. To bardzo oryginalne efekty, które zapewniają dokładnie to, co obiecują. Ciężko byłoby wybrać z nich jeden, najciekawszy. Najlepiej mieć wszystkie trzy i cieszyć się różnorodnością brzmień. Wampler to nie tylko perfekcyjne wykonanie, ale przede wszystkim pomysł, który wcielony w życie okazał się strzałem w dziesiątkę.
Testował: Krzysztof Błaś