Temat playbacków na koncertach rockowych wraca. Nic dziwnego, bo wg Zacha Meyersa, około 90% kapel rockowych korzysta podczas koncertów z odpalanych za sceną podkładów muzycznych. Odkąd technicznie pojawiły się takie możliwości, zespoły, które czuły taka potrzebę, korzystały z tego dobrodziejstwa (lub przekleństwa – niepotrzebne skreślić), choć na pewno nie na taką skalę jak obecnie. Irek Dudek przestrzegał 15 lat temu, że jak tak dalej pójdzie, to playbacki trafią do filharmonii. Póki co, nic takiego się nie wydarzyło, choć problem uczciwości wobec fanów jest i nikt nie udaje, że nie.
Temat wraca jak bumerang, czasami ukazując wręcz groteskowość sytuacji, jak na przykład sytuacja z września tego roku. Zespół Falling in Reverse przyciągnął uwagę mediów odwołując koncert z powodu… zagubienia laptopów. Ta informacja spolaryzowała fanów rocka, z których wielu zakwestionowało autentyczność ich występów na żywo i wymownie pytało, czy panowie nie mogliby po prostu wziąć instrumentów i na nich zagrać. Sebastian Bach i Eddie Trunk również przyłączyli się do krytyki Falling in Reverse
Wcześniej w marcu 2020 roku gitarzysta Shinedown, Zach Myers, powiedział, że 90% artystów rockowych używa wcześniej nagranych śladów podczas swoich występów na żywo, przyznając się jednocześnie do takiego postępowania. Nie wiadomo skąd miał te procentowe dane, ale powiedział na youtube’owym kanale Rock Feed, broniąc playbacków: „Chcemy, żeby dźwięk był jak najlepszy. Czy moglibyśmy wyjść, tylko nasza czwórka, i dać najlepszy rockowy show w historii? Oczywiście. Ale nie tak chcemy tego zrobić.”
I w kontrze Ian Gillan, który potępił ostatnio używanie podkładów muzycznych (wywiad dla hiszpańskiego RockFM): „Cóż, osobiście uważam, że to oszukiwanie. Nie podoba mi się to.” Gillan wyjaśnił także dlaczego nie wykonuje już „Child in Time”, choć mógłby z nim kombinować właśnie z pomocą playbacków: „Nie mogę tego robić. Zawsze myślałem o 'Child in Time’ nie jako o piosence, ale bardziej jak o zawodach olimpijskich. To było takie wyzwanie. Ale kiedy byłem młody, to było bez wysiłku. Doszliśmy do punktu, w którym miałem około 38 lat i to po prostu nie brzmiało dobrze. Więc pomyślałem, 'Lepiej nie robić tego źle'”.
Osobiście uważam, że to oszukiwanie. Nie podoba mi się to
W 2015 roku Gene Simmons z KISS potępił zespoły, które używały nagranych podkładów, za to, że nie były na tyle uczciwe, aby uwzględnić ten fakt na biletach: „Mam z tym problem, gdy pobierane jest 100 dolarów za zobaczenie koncertu na żywo, a artysta używa podkładów muzycznych. To tak jak ze składnikami w jedzeniu – jeśli pierwszym składnikiem na etykiecie jest cukier, to jest to przynajmniej uczciwe. To powinno być wypisane na każdym bilecie – np. płacisz 100 dolarów i 30 do 50 procent występu jest w podkładach muzycznych. Czasami będą śpiewać, a czasami będę synchronizować usta z podkładem. Przynajmniej bądźcie szczerzy. Nie chodzi o podkłady muzyczne, chodzi o nieuczciwość.”
Nie chodzi o podkłady muzyczne, chodzi o nieuczciwość
Po czym… Paul Stanley, wokalista KISS, który od kilku lat ma problemy z trafieniem w wysokie nuty w wielu klasycznych utworach zespołu, został oskarżony o śpiewanie do podkładu podczas trwającej trasy koncertowej KISS „End Of The Road”… Można by takie przykłady mnożyć w kółko i bez końca, dlatego przytaczamy jeszcze ostatnią taką sytuację.
Blackie Lawless z W.A.S.P. przyznał, że jego zespół używał regularnie półplaybacków podczas występów na żywo. Blackie był wielokrotnie oskarżany o używanie podkładów, a teraz wokalista otwarcie odniósł się do tej kwestii (podczas sesji Q&A przed koncertem zespołu 26 listopada w Orlando na Florydzie): „Tak, używamy podkładów muzycznych. Chcesz wiedzieć dlaczego? Kiedy wchodzimy do studia – i pozwólcie, że to wyjaśnię – to ja śpiewam. Robimy refreny, podwajamy, potrajamy, poczwórnie podkręcamy wokale. Więc moje odczucia były takie, że kiedy słuchałem nas na żywo na YouTube i nie robiliśmy tego, brzmiało to cienko. Kiedy zaczęliśmy to uzupełniać, brzmiało lepiej.”
Kiedy nie robiliśmy tego, brzmiało to cienko. Kiedy zaczęliśmy to uzupełniać, brzmiało lepiej
Wiadomo, że uczciwość wobec fanów ma tu wielkie znaczenie, ale zanim potępimy w czambuł wszelkie sample i playbacki odpalane na rockowych koncertach, posłuchajmy tego wykonu, w którym jawnie odtwarzane synthy nikomu nie przeszkadzały. 1978 rok, The Who i klasyczny utwór „Baba O’Riley”.