Zespół THE BOOGIE TOWN dał się poznać w programach „Nowa Generacja” i „Jazda Figurowa”. Wydali single „G.Y.E.” i „Emily”, które zyskały rozgłos w Esce Rock, byli też nominowani do tegorocznych Fryderyków w kategorii Fonograficzny Debiut Roku. O ich debiutanckim albumie rozmawiamy z współtwórcą zespołu, gitarzystą Bartkiem Mieszkuńcem.
Tomek KONFI Konfederak, TG: Kapela wywołała poruszenie w branży muzycznej. Czy przełożyło się ono na sprzedaż płyty i koncerty?
Bartek Mieszkuniec: Zdecydowanie tak. Szczególnie na sprzedaż. Koncertować zaczynamy tak naprawdę dopiero teraz. Mamy już zaplanowanych sporo koncertów, z czego jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni. Będziemy mogli zagrać wreszcie piosenki z naszej pierwszej płyty nie tylko dla tych, którzy już je znają z radia czy telewizji, ale też zdobyć nowych fanów. Co do płyty – podobno sprzedała się całkiem nieźle jak na debiut. Jesteśmy zadowoleni, że nie tylko środowisko dziennikarzy i krytyków przyjęło nas ciepło, ale również publiczność, która gwarantowała długą bytność naszym singlom na różnych listach radiowych.
Gdy Mystic Production dało mi do przesłuchania wasz album, wpadłem w zachwyt. Dlaczego ta płytka mi się podoba?
Przede wszystkim to fajnie słyszeć takie miłe słowa. A dlaczego Ci się podoba? Nie wiem… Może jesteś fanem THE BOOGIE TOWN? [śmiech]
Jaka jest historia powstania grupy?
THE BOOGIE TOWN to duet, więc początki były dosyć proste. Poznaliśmy się z Ulą pewnego pięknego dnia i jesteśmy za to dozgonnie wdzięczni Opatrzności.
Na waszą twórczość składa się mnóstwo elementów. Mamy tu Johna Mayera, soul w klimacie Joss Stone, rhythm’n’blues i tradycyjny rock. Całość ozdobiona charakterystycznym wokalem. Jesteś autorem wszystkich piosenek. Czy komponowałeś je głównie na gitarze?
Wraz z Ulą tworzymy duet kompozytorsko-producencki, stąd też pewnie ten stylistyczny miks, o którym mówisz. Ula zdecydowanie wnosi tę soulowo-rhythm’n’bluesową część, ja zaś pewnie bardziej rockowe wpływy. Nie chciałbym jednak tego tak upraszczać, bo oboje słuchamy bardzo różnych stylistycznie rzeczy.
Dzięki Uli stałem się wielkim fanem Prince’a, który swoją drogą jest genialnym gitarzystą. Ja pewnie też miałem jakiś wpływ na Ulę, ale o to musiałbyś już ją zapytać.
Co do procesu twórczego, to bywa bardzo różnie. Nie mam jakiegoś schematu typu: piosenki powstają przy gitarze. Staram się grać na różnych instrumentach, bo według mnie to bardzo rozwija. Często jamujemy razem z Ulą w taki sposób, że ona na przykład gra na pianinie, a ja biorę bas lub siadam za bębnami. Pomysły od razu rejestrujemy. Świetna zabawa.
Na jakim grasz sprzęcie?
Korzystam głównie z dwóch gitar: Gibson Les Paul i Fender Telecaster. Jeżeli chodzi o wzmacniacze, używam Orange Rockerverb i uważam, że jest to naprawdę świetny wzmacniacz. Jest bardzo elastyczny i zachowuje się dokładnie tak, jak tego oczekuję. Jest jeszcze podłoga konstrukcji Marka L z Gdańska. Świetna rzecz, bardzo ułatwia mi życie. Pozwala sterować analogowymi efektami jak procesorem gitarowym. Mam w niej wmontowany cały sterownik Marka L wraz z routerem i zasilaczem jego konstrukcji. Reszta to różne efekty, czyli kaczka VOX, Whammy, ISP Noise Reduction, Turbo Rat, Dyna Comp, Blue Box, Mark L Jazzy Drive, Line 6 M9 i Eventide TimeFactor.
Dziękuję z rozmowę.