Skoro już wywołałem to nazwisko… Clarence Leonidas Fender to człowiek wielki. Wizjoner. Kojarzy mi się z Krzysztofem Kolumbem i Henry Fordem. Dokładną jego biografię Szanowni Czytelnicy przeczytali w listopadowo-grudniowym 2006 numerze TopGuitar, w artykule poświęconym sześćdziesięcioleciu firmy Fender pióra Tomka Wajnkaima. Podam tylko dwie główne daty: w 1951 roku powstaje Precission Bass, nazwany tak „na cześć” progów, zdobiących jego podstrunnicę, a w 1960 r. Jazz Bass, najbardziej pożądana gitara basowa, dzisiaj kultowa tout court.
Leo i jego dzieci…
Bas elektryczny to wyjątkowy instrument. W dzisiejszych czasach może odpowiadać ona za aranżację, rytm, harmonię, melodię, improwizację oraz kilka innych elementów muzycznych, które niegdyś spełniały zupełnie inne instrumenty. W swych początkach gitara basowa spełniała bardziej ograniczoną rolę, była to po prostu strojona oktawę niżej czterostrunowa gitara, grająca prawie identyczne „funty” co rytmiczna i solowa. Była ich młodszą siostrą. Skonstruowana dla seryjnej produkcji została wyłącznie jako instrument elektryczny (seryjna wersja akustyczna pojawiła się później).
Monk Montgomery pierwszy chwycił za elektryczny bas. Na zdjęciu z jazz bassem Fendera
Do świata muzyki rozrywkowej została wprowadzona na początku lat 50. przez Monka Montgomery’ego (brata słynniejszego Wesa Montgomery’ego) – basistę jazzowego zespołu Lionella Hamptona. Koncertując w 1950 i ’51 po całych Stanach Zjednoczonych, dał się zauważyć z tym nowatorskim basem, grając na nim te same pochody, które grał wcześniej na kontrabasie. Wspomina Monk: „Kiedy zaczynałem grać na basie elektrycznym moje podejście do gry ograniczało się do uderzania strun kciukiem w dół. Nigdy w życiu nie grałem palcami, to zupełnie inne efekty, grać kciukiem w dół i palcami w górę. Jeśli grasz tylko kciukiem, to nie możesz iść na strunach w górę, tak jak możesz, używając kostki. Nie miałem żadnych przykładów, nikt nie wpłynął na mój styl, byłem innowatorem na elektryku”. Te słowa świadczą, że świadomość nowatorstwa przyszła później, natomiast w tamtych czasach była to kolejna ciekawostka, którą należało po prostu wypróbować. A że nie była to tylko ciekawostka, wszyscy zainteresowani przekonali się już niebawem. Za Monkiem poszli inni, wśród których znalazł się jeszcze Louis Jordan, prawdziwa gwiazda jazzu i bluesa lat 40.
Prawdopodobnie pierwszy rockandrollowy zespół z trzema elektrycznymi gitarami (w tym jedną basową)
W międzyczasie powoli nadchodziła era rock and rolla. Nie wiadomo, kiedy powstał pierwszy zespół gitarowy. Wiadomo za to gdzie. W 1956 roku w USA, biały wokalista Sanford Clark nagrał utwór „The Fool”, pierwszy raz z towarzyszeniem zespołu, w składzie: dwie gitary (m.in. Al Casey – dziś legenda z Phoenix), bas, perkusja. Wiadomo, że zespół istniał od co najmniej roku, więc data płynie wstecz do 1955r. W tym samym 1956 roku sygnują album „Party Doll” w takim samym składzie instrumentalnym. Styl rockabilly szybko triumfuje. Dariusz Michalski, cytując źródła podaje, że rok później „tylko w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii istniało 68 formacji zawodowych (mowa o wzorcowym składzie: 3 gitary, w tym jedna gitara basowa, plus perkusja), lecz już 2 lata później – tysiąc razy więcej!”
Co ciekawe, w miarę równolegle, u „wyspiarzy” wykwitają skifflowe zespoły gitarowe – gdzieś w okolicach 1957 roku zawiązuje się „elektryczna” grupa THE FIVE CHESTERNUTS (perkusista ma 13 lat!), by rok później nawiązać współpracę z Cliffem Richardem, który raczył miłościwie panować blisko dekadę, niczym skromniejszy substytut Elvisa. Gitara basowa, należała już wtedy do podstawowego wyposażenia młodych zespołów, brakowało jednak cały czas indywidualności na miarę Buddy Boldena, czy Charlie Christiana, którzy odcisnęliby swoje piętno na dalszej karierze „basówki”.
James Jamerson podczas pracy w studiu Motown
Kiedy rock and roll i rhythm and blues rosły w siłę, w Detroit rozwijała swoją działalność „czarna” wytwórnia Motown (później Tamla Motown) Records. Od 1959 r muzykiem sesyjnym, grającym na kontrabasie pod wielkim wpływem Paula Chambersa i Roya Browna był w niej niejaki James Jamerson. Dobra opinia o produktach firmy Leo Fendera powoli zataczała szersze kręgi, więc Jamerson, kierując się na pewno również wygodą, „przesiadł się” na ten nowy instrument w okolicach roku 1961. Od tamtej pory, do roku 1972 wraz z kultowa dzisiaj grupą The Funk Brothers, działającą przy Motown, grając na Jazz Bassie, zarejestrował… więcej hitów, niż Beatelsi i Rolling Stonesi razem wzięci. Jego umiejętności techniczne, styl, kreatywność, poczucie muzyki i przede wszystkim gra „sercem” i „duszą”, sprawiły, że stał się pierwszą ikoną basów Fendera, człowiekiem, który wprowadził te instrumenty do świata showbusinessu.
L. Tyrmand przytacza słowa starego jazzowego trębacza, Bunka Johnsona, które pasują do gry Jamersona i w ogóle do muzyki wykonywanej przez Murzynów z Detroit: „Grać jazz znaczy mówić z głębi własnego serca… Nie wolno ci kłamać…”. Oto, wiecznie aktualna, zatracona w dzisiejszych czasach, istota muzyki, której wierni byli m.in. muzycy z Motown Records.