Kiedy w 1994 roku Justin Bieber przyszedł na świat, zespół The Rolling Stones właśnie wydał album „Voodoo Lounge” i miał już w swoim dorobku ponad 20 płyt. Od tamtych lat przemysł muzyczny zmienił się nie do poznania – wprost przeciwnie do Keith Richardsa. Pojawiło się wielu nowych artystów, którzy odnieśli sukces, a jednym z nich była supergwiazda Bieber. Aż do pewnego przypadkowego spotkania, panowie nie słyszeli o sobie…
W wywiadzie dla magazynu GQ w 2015 roku nazwał jego muzykę „skupem bzdetów”. Keith tak przypomniał sobie spotkanie z Bieberem: „Właściwie poznałem tego gościa i wydał mi się całkiem skromny, taki jaki powinien być”. Potem wyraził swoją opinię na temat jego twórczości, mówiąc:
Jego muzyka? Mówiąc wprost, to stek bzdetów, nieprawdaż?
Serwis Rockandrollgarage zauważył także, że według US Weekly (nowojorski tygodnik o celebrytach i rozrywce) gdy miało miejsce to spotkanie (Keith i Justin świętowali sylwestra w barze na plaży luksusowej wyspy Parrot Cay Island na Turks i Caicos), Richards nie miał pojęcia, kim jest Bieber. Co najlepsze, Justin z kolei nie wiedział, kim jest Keith. Po chwili rozmowy gitarzysta Stonesów powiedział Bieberowi, że jest… 'wannabe’. Tygodnik podał, że sytuacja wyglądała mniej więcej tak: „Był tam starszy facet, który duszkiem wypijał drinki i powiedział do Biebera: 'Kim ty, do cholery, jesteś?’ Justin odpowiedział: 'A kim ty do cholery jesteś’. Wygląda na to, że usatysfakcjonowany tą odpowiedzią, starszy pan uśmiechnął się i powiedział: 'Jesteś mężczyzną. Szanuję to'”. Kilka minut później podszedł inny starszy facet i powiedział Justinowi: 'Keith Richards chce się z tobą napić’…”