Duet to niecodzienny – Natalia Kukulska i Marek Napiórkowski. Jedna z najlepszych polskich wokalistek i jeden z najlepszych gitarzystów. Razem stworzyli album pełen oryginalnych kołysanek dla dzieci skomponowanych do tekstów Włodzimierza Wysockiego i wystawianych w ramach spektaklu muzycznego w Teatrze Starym w Lublinie. Natalia i Marek opowiedzieli „TopGuitar” o tajnikach pracy nad kołysankami i sesji nagraniowej.
Gdybym usnął podczas słuchania „Szukaj w snach”, to byłby to komplement, czy nie?
Natalia Kukulska: Komplement, bo jak ktoś zasypia, to znaczy, że czuje się bezpiecznie… No, albo jest bardzo zmęczony [śmiech]. Jeżeli muzyka zrelaksuje kogoś tak, że zaśnie, to można powiedzieć, że plan został zrealizowany, bo przecież pamiętajmy, że na płycie są kołysanki. Ale to zaśnięcie nie jest takie oczywiste. W zależności od tego, jaka była to piosenka, publiczność na koncertach czasami podsypiała, ale czasami też tańczyła. Marek napisał te kołysanki bardzo różnorodnie – są różne tempa, różne nastroje, choć wszystkie są raczej łagodne i kojące.
Marek Napiórkowski: Osobiście rekomendowałbym usypianie przy drugim przesłuchaniu [śmiech].
Trudno się pisze i wykonuje muzykę, która z założenia powinna być kojąca, budzić wrażenie bezpieczeństwa, być miła i sympatyczna, nie zjeżdżać na niebezpieczne muzycznie rejony?
Marek: I trudno, i łatwo. Kiedy dostałem te teksty napisane przez Włodzimierza Wysockiego i uznałem, że są warte, by coś do nich napisać, pojawiło się wymaganie: chcę napisać coś dobrego. Z drugiej strony było też bardzo oczyszczające przyzwolenie na to, żeby złapać się prostych muzycznych idei. Tutaj mamy kołysanki – mogłem oprzeć to wszystko na naprawdę prostych rzeczach. Chciałbym umieć pisać jak Paul McCartney, który tworzy piosenki bardzo proste, a fascynujące większość mieszkańców planety, również jazzmanów. Wracając do pytania: z jednej strony wydawałoby się, że było łatwiej, bo narzucałem sobie mniejsze wymagania. Z drugiej – jeśli przychodzi ci coś fajnego do głowy, to muzyka pisze się sama. To paradoks – być może pisanie muzyki do tekstów jest trudne, a jednocześnie kiedy przychodzi wena, staje się nieprawdopodobnie łatwe.
Natalia: Pytałeś też o wykonanie. Na „Szukaj w snach” operuję nie tylko muzyką, ale tekstem. A tekst taki, że muszę go opowiadać jak bajkę. Oprócz tego melodie są – często to podkreślam – pozornie proste. Pod ich prostotą kryje się naprawdę bogata, ciekawa i różnorodna harmonia, która zaprowadza je czasami w nowe, niespodziewane rewiry. Jeśli chodzi o śpiewanie, to była to dla mnie nauka pokory. Musiałam zaśpiewać bardzo prosto. Inaczej się nie dało, bo nawet gdybym chciała gdzieś odjechać, to już się zmieniała harmonia. Są małe momenty, gdzie mogę cokolwiek ruszyć.
Marek: Ale wykorzystałaś wszystkie. [śmiech]
Natalia: Nieprawda! Nie wiesz, jak się ograniczałam! [śmiech] Jeśli chodzi o sam sposób śpiewania – czasami łatwiej jest się wydrzeć albo pójść pełną mocą, z emocjami. Tutaj trzeba było śpiewać delikatnie. Musiała być super dobra forma wokalna. Delikatne śpiewanie, na dodatek dość wysoko, wymaga cały czas zwartych strun głosowych. Przyznam szczerze, że dla mnie było to dość duże wyzwanie. Czasami mieliśmy cały weekend grania po dwa spektakle dziennie, a od rana były próby… To właśnie nauka pokory i wyzwanie, z czego się cieszę.
Czy autor tekstów, Włodzimierz Wysocki, pomagał w interpretacji tekstów, brał udział w sesji nagraniowej?
Natalia: Nie brał udziału w sesji nagraniowej. Pana Włodzimierza mieliśmy okazję poznać na początku, kiedy decydowaliśmy się na ten projekt. Spotkaliśmy się z nim w Warszawie. Był na premierze i bardzo to wszystko przeżywał, bo co by nie mówić, jest to część jego intymnego, rodzinnego życia, którą odważył się pokazać dalej. A te teksty zaśpiewane ze sceny przeze mnie do kompozycji Marka nabrały zupełnie nowego życia. Myślę więc, że dla niego to też było bardzo duże przeżycie, a dla jego dzieci i wnucząt będzie to fantastyczna pamiątka.
Będziecie z tym projektem dalej koncertować i wozić go w Polskę poza Lublin?
Marek: Mamy taką nadzieję. Bardzo byśmy chcieli, żeby jesienią nadać projektowi nieco nowy kształt. Musimy go troszeczkę zmienić, przystosować do warunków koncertowo-teatralnych. Pracujemy nad tym. Nie znamy jeszcze szczegółów tych występów, ale będziemy chcieli to pokazać w innych miastach.
Jak wyglądała sesja nagraniowa? Napotkaliście jakieś trudności?
Marek: Mieliśmy to szczęście, że kiedy utwory już powstały w tych finalnych aranżacjach, mogliśmy siedemnaście razy zagrać je dla lubelskiej publiczności. Stąd nie mieliśmy wątpliwości, że umiemy te utwory. Wszelkie partie instrumentalne zostały nagrane w dwa dni w Studiu S4 pod okiem Sławomira Gładyszewskiego, który też miksował płytę. Nagrywaliśmy na setkę, w odseparowanych pomieszczeniach. Najpierw był pomysł, by nagrać całość na miejscu, w Lublinie. Jedyny problem dotyczył gitary akustycznej, która jest bardzo ważnym głosem na tej płycie. Musiałbym grać w linię, a wolałem na mikrofon. Stąd decyzja, by nagrywać w tym wspaniałym studiu. Natalia w domu razem z Michałem Dąbrówką nagrała wokale. Kiedy mieliśmy już wszystkie materiały muzyczne, Sławek Gładyszewski zabrał się za miks. Jeśli interesują cię nieco bardziej techniczne szczegóły, to powiem, że wszystko mieliśmy najlepsze [śmiech]. Najlepsze mikrofony, najlepsze instrumenty, wszystko według standardów sprawdzonych przy udanych płytach dla dorosłych.
Natalia: Warto podkreślić, że Sławek Gładyszewski, oprócz tego, że jest z Lublina, to również spędził z nami jako realizator te siedemnaście koncertów. Znał więc dobrze ten materiał, a to było pomocne później przy nagraniu. Poza tym włożył w to dużo serca. Bardzo się cieszę, że ta płyta brzmi, jak brzmi, bo wydaje mi się, że wszystko jest bardzo bliskie, nasycone. Nie wiem, czy udałoby się nam coś takiego, gdybyśmy nagrywali w teatrze. Słuchacze dostają zatem płytę, która jest pięknie wyprodukowana.
Marku, chciałem cię zapytać o gitary.
Marek: Gitary na tej płycie są zaledwie trzy. Wszystkie bardzo lubię. Główną gitarą jest gitara akustyczna Lindy Manzer, lutniczki z Kanady, która słynie z tego, że robi gitary dla Pata Metheny. Druga gitara, która się pojawia na płycie, to gitara klasyczna z nylonowymi strunami, wykonana przez polskiego lutnika Bogusława Teryksa, który cieszy się dużą renomą w świecie gitary klasycznej. Uwielbiam tę gitarę i zagrałem na niej w dwóch utworach. Te gitary były nagrywane przez mikrofony. W utworze „Lipowa panienka” gram na gitarze elektrycznej, konkretnie na mojej zielono-niebieskiej gitarze marki Suhr i na wzmacniaczu Two Rock. Mówiłem, że mamy wszystko co najlepsze.
Dobierałeś te instrumenty pod względem charakterystyki brzmieniowej?
Marek: Już przy samym zakupie.
Natalia: Nie kierowałeś się wyłącznie ceną? [śmiech]
Marek: Starałem się kupić najdroższe gitary, jakie są na planecie [śmiech]. Mówiąc serio – to dobre gitary, bardzo ciepło brzmiące. Szukam zawsze konkretnej barwy, ale jak wszyscy muzycy wiedzą, brzmienie nie całkiem zależy od instrumentu. Na pewnym etapie na jakiejkolwiek gitarze bym nie zagrał, zawsze będę brzmieć jak ja. Jakikolwiek wzmacniacz sobie nie kupię, będę tak kręcił, żeby usłyszeć to, co mam w głowie. Ale muszę uczciwie przyznać, że te gitary, o których mówię, to fantastyczne instrumenty, które bardzo inspirują do grania.
Czy waszym zdaniem muzyka jest ważnym aspektem w procesie wychowania, socjalizacji dzieci? Czy w domu, w którym jest muzyka, ten proces przebiega inaczej? A może dzieci muzyków inaczej odbierają muzykę?
Natalia: Trudno mi się zdystansować, bo pochodzę z domu, w którym muzyka była od kołyski. Z drugiej strony widzę teraz jako mama, że muzyka niezwykle rozwija. Moja decyzja o tym, żeby moje dzieci były w szkole muzycznej, nie wywodziła się z jakiegoś pragnienia, żeby one kontynuowały jakąś tradycję. Na początku na przykład mój syn trochę się przeciwstawiał, więc początki były trudne. Moja córka w tym roku skończyła szkołę w klasie fortepianu. Czułam, że to ćwiczenie jest dla nich wymagające, zabiera im czas, który prawdopodobnie woleliby wykorzystać na jakieś zajęcia ruchowe i zabawy z dziećmi bardziej na luzie. Z drugiej strony granie na instrumentach uczy dyscypliny, skupienia, fantastycznie rozwija obie półkule. Ważne jest też to, że uczy totalnej wrażliwości. Na początku było to trudne, ale obecnie mój syn nie potrafi sobie wyobrazić życia bez muzyki. Wiem, że dałam mu to, co najlepsze, choć ten moment edukacji był chwilą, w której pojawił się bunt. A teraz on się dziwi, dlaczego proszę go, żeby przestał ćwiczyć i poszedł już spać. To wielka satysfakcja. Wydaje mi się, że dziecko przy dobrej muzyce rozwija się fantastycznie. Syn Adasia Sztaby rodził się przy muzyce Bacha. Są teorie, żeby dziecku puszczać muzykę już w brzuchu. Ja każdą całą ciążę śpiewałam, więc trudno mi powiedzieć, czy to też miało wpływ. Na pewno jednak muzyka to język emocji, który potrafi zdziałać cuda, wprawić w dobry nastrój. Są ponoć dzieci, którym pasuje puszczanie heavy metalu i też się przy tym świetnie relaksują, choć w to nie wierzę, bo znamy teorię, że pewna muzyka hip-hopowa i metalowa mogą wywoływać agresję. Ale to pewnie zależy od osobowości. Na pewno jednak muzyka potrafi poprawiać nastrój i „Szukaj w snach” też ma szansę to zrobić.
Marek: Muzyka to niezwykle ważny element. Towarzyszyła nam od zarania ludzkości. Poprzez umuzykalnienie rozbudowujemy część, która łączy prawą i lewą półkulę mózgową. W świecie racjonalności muzyka jest abstrakcją, czystym pięknem. Jej towarzystwo na pewno nas wzbogaca. Można to przełożyć na skalę kraju czy narodu. Do dziś jestem pod wrażeniem koncertu z drezdeńskiego rynku, na którym Bobby McFerrin wykonywał bardzo skomplikowaną partię basową w utworze „Ave Maria”, a do tej partii niemieccy słuchacze śpiewali czysto wyrafinowaną, znacznie trudniejszą niż disco-polo, melodię. Nasz naród, niestety, nie jest szczególnie umuzykalniony. Nawet Chopin pisał do Delfiny Potockiej, że jest z tym u nas różnie. Wydaje mi się, że to ważny aspekt, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Obcowanie z jakąkolwiek sztuką bardzo rozwija dzieci. Tak jak sport jest fantastycznym sposobem budowania pewnych postaw życiowych, tak jeśli ktoś chodzi do szkoły muzycznej, to musi się naprawdę zdyscyplinować, by wydobyć dźwięk, który nie zabije wszystkich domowników. Muzyka jest potrzebna z wielu powodów. Mam nadzieję, że nie zniechęcimy do niej tych dzieci, które posłuchają naszej płyty [śmiech].
https://www.youtube.com/watch?v=vaA0PKRknE4