Wygląda na to, że historia supergrupy Deadland Ritual dobiega końca. Nie jest to byle jaki składzik, bo na pokładzie ma naprawdę pierwszoligowych asów, ale w zderzeniu z pandemiczną rzeczywistością jest po prostu jest bardzo mało wygranych…
W 2017 roku Black Sabbath zagrali swój ostatni koncert, a dla Geezera Butlera był to jednocześnie start z nowym zespołem Deadland Ritual. To klasyczna supergrupa z naprawdę potężnym składem, w którym obok legendarnego basisty znaleźli się perkusista Matt Sorum (Guns N’ Roses, The Cult, Velvet Revolver), gitarzysta Steve Stevens (Billy Idol) i wokalista Franky Perez (Apocalyptica, Scars on Broadway).
Ciężko stwierdzić, dlaczego w ciągu niemal 5 lat, panowie zdołali wydać ledwie dwa single poparte teledyskami. Może dlatego Stevens został ostatnio zapytany o zespół i jego dalsze losy. Podczas wywiadu w programie Eddiego Trunka Trunk Nation Sirius XM, Steve Stevens zastanawiał się nad tym, co się stało z zespołem i dlaczego uważa, że na dłuższą metę nic z tego nie wyjdzie. Fragmenty rozmowy spisał niezawodny serwis Blabbermouth: „Myślę, że to już koniec, chociaż jest wiele materiału, który został napisany i mam nadzieję, że jeszcze ujrzy światło dzienne w takiej czy innej formie. Wciąż przyjaźnię się z tymi wszystkimi facetami”.
Myślę, że to już koniec, chociaż było wiele materiału, który został napisany i mam nadzieję, że jeszcze ujrzy światło dzienne w takiej czy innej formie. Wciąż przyjaźnię się z tymi wszystkimi facetami
„To było naprawdę trudne. Byliśmy bliscy podpisania kontraktu. Wyruszyliśmy w trasę koncertową po Europie. Wszyscy jesteśmy doświadczonymi muzykami i przyzwyczailiśmy się do pewnego stylu życia, a tu musieliśmy się otworzyć. Zagraliśmy na wielu festiwalach i w wielu małych klubach. Początkowo wszyscy mówili, że są gotowi to zrobić, że są chętni do pracy w okopach. Kiedy rzeczywistość pokazała, że jedzenie jest kiepskie, hotele kiepskie i inne tego typu rzeczy, myślę, że chłopaki stracili zainteresowanie.”
Przyzwyczailiśmy się do pewnego stylu życia, a tu musieliśmy się otworzyć. Zagraliśmy na wielu festiwalach i w wielu małych klubach. Początkowo wszyscy mówili, że są gotowi to zrobić, że są chętni do pracy w okopach. Kiedy rzeczywistość pokazała, że jedzenie jest kiepskie, hotele kiepskie i inne tego typu rzeczy, myślę, że chłopaki stracili zainteresowanie
Stevens wspominał także, że muzycznie było to dla niego wyjątkowe doświadczenie. „Od pierwszego dnia prób, kiedy wszedłem tam i zagrałem na przeciwko brzmienia Geezera Butlera… człowieku, płaciłbym za to, żeby tam być. Niesamowite. Basista, który ma tak unikalny i głęboki wpływ na muzykę, te płyty i to brzmienie, na którym się wychowałem… a ja gram na przeciw niego. Miałem ciarki na plecach. To było niesamowite.”
Od pierwszego dnia prób, kiedy wszedłem tam i zagrałem na przeciwko brzmienia Geezera Butlera… człowieku, płaciłbym za to, żeby tam być