Nasze spotkanie miało miejsce w czasie trwania krakowskich targów Music Media 2007. Ponieważ z Jarkiem Śmietaną znamy się blisko od roku 1981, nasza rozmowa przybierała czasami luźną formę towarzyskiej wymiany poglądów. Nie znaczy to jednak, że straciliśmy jej ogólny sens „wywiadowczy” z przeznaczeniem dla magazynu TopGuitar. Bogaty pakiet cennych informacji, trafnych obserwacji i wniosków autorskich Jarka ująłem w kolejne akapity, nie przerywając ich w zasadzie żadnymi pytaniami, ani uwagami własnymi. Polecam gorąco zapoznanie się z poglądami tego wybitnego muzyka, doświadczonego człowieka, niezwykle energicznego managera i obieżyświata w jednej osobie.
Jacek Pelc: Na początek od razu ustaliliśmy, że jakkolwiek chętnie porozmawialibyśmy o kobietach czy polityce, to jednak głównie skupimy się na sprawach artystycznych, którymi zajmuje się Jarek Śmietana.
Jarek Śmietana: Już wiele lat temu założyłem sobie, że będę dokładał wszelkich starań w celu wydania przynajmniej raz na rok kolejnej swojej płyty. Przez jakiś czas otrzymywałem propozycje dotyczące produkcji mojej muzyki od kilku dużych wytwórni funkcjonujących w Polsce. Około 15 lat temu dałem się wpuścić w przyjęcie takiej oferty. Mimo że nie byłem początkujący, łudziłem się, że oni coś robią dla artystów – otóż nie robią nic. Płyta została nagrana, wydana i pozostawiona samej sobie, czyli pozbawiona promocji, reklamy i jakiegokolwiek marketingu. Wytwórnia, która zainwestowała przecież we mnie jakieś pieniądze, zajmowała się wyłącznie promocją popu a nie muzyki wartościowej. Mało tego – okazuje się nawet, że trudno być właścicielem swojej własnej muzyki na wydanej przez nich płycie. Nauczony doświadczeniem, nie popełniłem już tego błędu w przyszłości. Zrobiłem tak w przeciwieństwie do wielu artystów, zwłaszcza początkujących, którzy postrzegają otrzymanie kontraktu z dużą wytwórnią typu Sony, Warner czy Pomaton jako przysłowiowe złapanie pana Boga za nogi.
Po stosownych podsumowaniach, już dobrych parę lat temu postanowiłem, że będę produkował swoje płyty sam, bo uważam, że moja muzyka, która wytrzymuje próbę czasu, jest artystycznie wartościowa. To skomplikowany proces, jeśli się chce, aby produkcja była w pełni profesjonalna.
Przede wszystkim w sensie artystycznym trzeba mieć pomysł na to, co i z kim nagrać. Następnie realizacja w pełni profesjonalnego produktu wymaga jakichś szalonych poczynań związanych ze zorganizowaniem pieniędzy, bo przypomnijmy, że to już nie są te czasy, kiedy nagrania robiło się metodami partyzanckimi. Tak więc obecnie trzeba mieć dobre studio do nagrań, najlepszych muzyków, następnie rewelacyjne studio i ludzi od miksu (dobrzy fachowcy są drodzy), następnie kwestie wydawnicze związane z okładką, czyli świetny grafik (też jest drogi)… Oczywiście można samemu zrobić okładkę na komputerze, ale lepiej zlecić to fachowcom, bo przepaść artystyczna i efekt końcowy jest miażdżący na korzyść profesjonalistów. Na szczęście są jeszcze sponsorzy, którzy decydują się na finansowe wspieranie dobrej muzyki. Po tym dłuższym wstępie chcę powiedzieć, że efekt jest taki, że udaje mi się co roku nagrać i wydać jakąś jedną płytę.