O takich płytach jak „Bloom” Erica Johnsona znajomy producent i realizator mówi: tu się wszystko zgadza! Trudno o trafniejszą i bardziej dosadną recenzję najnowszej płyty teksańczyka z Austin. Eric Johnson od lat uprawia charakterystyczną, gitarową, wyrafinowaną elegancję balansując ze smakiem pomiędzy bluesem, rockiem, instrumentalną muzyką pop i gdzieniegdzie ocierając się o country i fusion. Jest mistrzem śpiewnego brzmienia i dopracowanych fraz, zresztą ma opinię perfekcjonisty, która przekłada się na wysoką jakość jego płyt. Wsłuchując się w kolejne płyty odnoszę wrażenie, że dążenie do gitarowego absolutu jest w przypadku Johnsona bardzo konsekwentne i autentyczne. Kolejne płyty są coraz lepsze, choć artysta nie eksperymentuje i nie „naraża” się swoim fanom stylistycznymi rewolucjami preferując raczej żmudną pracę u podstaw. „Bloom” zaczyna się sekcją Prelude: dynamicznymi utworami, w których gitarzysta gra dość ostrą, zdecydowaną barwą. Sea secret otwierający część Courante zawiera już bardziej delikatne dźwięki i od tego momentu gitarzysta pokazuje swoją bardziej liryczną stronę. Świetne piosenki Sad legacy, From my heart, Your sweet eyes przeplecione są dwoma utworami instrumentalnymi. Drugi z nich, Tribute to Jerry Reed to ukłon w stronę country. W trzeciej części płyty również nie brakuje świetnych utworów. Hesistant to ballada utrzymana w jazzującym klimacie, zbliżona trochę do utworów Larry Carltona. Wieńcząca album miniatura Ciel to natomiast zapowiedź kolejnej płyty solowej artysty, która ma być całkowicie akustyczna. „Bloom” to kolejny, świetny krążek Erica Johnsona. Wyważony, odpowiednio refleksyjny, świetnie zrealizowany i doskonale zagrany. Wszystko się zgadza!
Piotr Nowicki