(BeArTon)
Gitara: Roch Modrzejewski
Na debiutanckiej płycie duetu z Krakowa, KallpaDuo – gitara i klarnet – słuchamy utworów z kręgu artystycznej muzyki latynoskiej. Nie ma chyba szanującego się duetu z gitarą klasyczną, który nie miałby w programie słynnej suity Historia Tanga Astora Piazzolli (1921–1992). Nie inaczej jest z tym młodym zespołem, który od utworów słynnego Argentyńczyka rozpoczyna swoje płytowe nagrania. Wykonawcy grają ten cykl z dużym ładunkiem emocjonalnego zaangażowania, zamyśleniem i rozciągniętą kantyleną oraz sporą dozą wirtuozerii i znakomitym pulsem tam, gdzie to konieczne.
Ważną rolę pełnią tu długie fragmenty wybrzmiewających dźwięków i ciszy pomiędzy kontrastującymi częściami poszczególnych utworów cyklu. Świetnie brzmią pomysłowe glissanda gitarowe, realizowane na całych akordach czy nagłe zwolnienia w przebiegu poszczególnych tang. Ostatnia, najbardziej chimeryczna i dysonująca część, Concert d’aujourd’hui, czyli wizja tanga współczesnego, zagrana została w żwawym, jednorodnym tempie – i może to jest właściwy sposób na jej wykonanie. Następujący z kolei Oblivion Piazzolli przynosi ukojenie po poprzedzającym go utworze – snuje się powolnie (tu długie dźwięki klarnetu, piękna kantylena i elementy krótkich gitarowych improwizacji), by ostatecznie rozpłynąć się w zupełnej ciszy.
Jedyny solowy utwór na płycie to piękny temat zmarłego trzy lata temu kubańskiego twórcy i gitarzysty, Jose Antonio Nico Rojasa (1921 – 2008). Guajira a mi madre zagrany został z właściwym, jak mi się wydaje, wigorem i pulsem rodem z „wyspy jak wulkan gorącej” (a wiem, co piszę, gdyż zdążyłem osłuchać się z folklorem i rytmami salsy).
Czteroczęściowa Suita Buenos Aires Maximo Diego Pujola (ur. 1957 r.) przynosi, w porównaniu z utworami Piazzolli, nieco jaśniejsze światło brzmieniowe. I tu nie brakuje miłej uchu kantyleny i wirtuozerskich sekwencji. Przeznaczony w oryginale na flet z gitarą, znakomicie sprawdza się na omawiany skład. Ostatnia część to znakomite połączenie rytmów argentyńskich z jazzem czy może quasi-jazzem, granym tu z wprawą i feelingiem głównie przez gitarzystę. Słowa pochwały należą się z pewnością reżyserowi nagrania, Wiktorowi Korczakowskiemu. Ostatni na płycie utwór Libertango impressions osnuty został na bazie bardzo chwytliwego tematu. Jest to najczęściej chyba wykonywane na bis tango Piazzolli.
Na koniec oddajmy głos Aleksandrowi Małkiewiczowi, który tak rozpoczął swój ciekawy esej w książeczce do płyty: „Kallpa oznacza w języku quechua siłę, moc. Słowa splatają się z rzeczywistością, wywodzą się z niej i jednocześnie inspirują, a ich dobór podświadomie określa stosunek mówiącego do tego co mówi. Nie wiem na ile wybór słowa kallpa na nazwę duetu był dziełem przypadku – z pewnością zadziałała tu magia brzmienia, pewna egzotyka i świadomość, że słowo wywodzi się z kręgu kultury latynoamerykańskiej, zatem na głębszym, podświadomym poziomie, wybór nazwy nieprzypadkowo odsyła nas do świata kultury Ameryki Południowej.”
Te nagrania to świeżość młodzieńczego spojrzenia na – wydawałoby się – ograne już mocno latynoskie kompozycje, połączona ze swobodą wykonawczą nawet w najtrudniejszych fragmentach. Miejmy nadzieję, że ta fonograficzna przygoda duetu z Krakowa to dopiero początek ich wspólnej muzycznej drogi. Polecam tę płytę.
Krzysztof Nieborak