(Polskie Radio)
Trzypłytowy album z najlepszymi utworami Perfectu, zagranymi podczas koncertu na Kortach Legii w 1995 roku po siedmiu latach scenicznej absencji zespołu. Dwie płyty CD i jedna DVD, w sumie dwadzieścia siedem utworów (!) plus solo perkusji.
[quote_box_right]Generalnie niemal wszystkie utwory zagrane były w delikatnie szybszych tempach, co pokazuje też radość muzyków i ich zapał do gry po siedmioletniej przerwie.[/quote_box_right]
Starsze utwory z klasycznego okresu Perfectu przeplatają się z późniejszymi kawałkami, przede wszystkim z doskonałej płyty „Jestem”. Niesamowite jest to, że ten koncert trwał prawie trzy godziny, a takie „dystanse” na scenie to pokonywali Grateful Dead a nie rodzimi artyści. Z drugiej strony, mając taki dorobek, taki skład i takich gości (Pola Raksa, Czesław Niemen, Krzysztof Cugowski i inni) nie trudno o taki show. Generalnie niemal wszystkie utwory zagrane były w delikatnie szybszych tempach, co pokazuje też radość muzyków i ich zapał do gry po siedmioletniej przerwie. Utwór „Wyspa, drzewo, zamek” nabrał wręcz progresywnego charakteru, a we wcześniejszym „Niewiele ci mogę dać” pan montażysta się zagubił i podczas solówki Jacka Krzaklewskiego filmował wszystkich tylko nie jego, po czym w „Nie płacz Ewka” popełni podobne faux pass podczas słynnej melodii granej na basie. W kawałku „Biała mysz” gościnne solo wykonał Andrzej Urny, ale chyba nie był w tym momencie w wybitnej formie… Cała reszta jednak odbyła się na najwyższym poziomie, no bo skoro reżyserią nagrań zajął się sam Rafał Paczkowski, mając tak genialny materiał muzyczny, inaczej być nie mogło.
Duuużo się działo podczas tego magicznego wieczoru. Muzycy w wysokiej formie – widać, że dużo ćwiczyli przed występem. Wiele uśmiechów, łez, wspólnych śpiewów. Jak to na koncercie, każdy utwór obfituje w momenty godne podziwu, ale też budzące emocje i uśmiech (np. trzy panny w strojach kąpielowych chłodzące ręcznikami Piotra Szkudelskiego podczas solo na perkusji). Czuć emocjonalną reakcję publiczności – widać, że ten koncert był potrzebny i jednej, i drugiej stronie przedstawienia. Na szczęście został zarejestrowany w tak dobry sposób, bo tak właśnie zapisuje się muzyczne legendy.