Przyznaję, że wiadomość o reaktywacji Tuff Enuff mnie zaskoczyła. Zastanawiałem się, czy ktoś ich jeszcze pamięta, czy na polskim ryneczku muzycznym znajdzie się miejsce dla zespołu grającego taką muzykę. Prawdę mówiąc, nie wróżyłem im dobrze. Raczej spodziewałem się muzycznych popłuczyn, bo też – powiedzmy sobie szczerze – Tuff Enuff nigdy nie należeli do czołówki polskich zespołów metalowych, choć kiedy widziałem ich na żywo podczas małej powrotnej trasy Illusion, na której grał też Flapjack, grali co najmniej poprawnie. Tak czy inaczej, zupełnie nie zważając na moje rozterki, członkowie zespołu skrzyknęli się raz jeszcze.
Efekt ich pracy leży przede mną w czarno-różowym pudełku i każe mi posypać głowę popiołem. „Sugar, Death and 222 Imperial Bitches” to fajny krążek. Tylko tyle i aż tyle, bo czasami po prostu wystarczy napisać piosenki zamiast kompozycji. Tuff Enuff poszli właśnie tą drogą. Nie mieli szans w starciu gatunkowym z aktualną konkurencją, bo i gdzie na tej metalowej scenie podziać by się mieli podróżnicy z lat dziewięćdziesiątych? Ani to hardcore, ani to thrash, raczej taka mieszanka wszystkiego co popadnie á la przełom wieków. Tak widocznie miało być. Skoro granie takiej muzyki (nazwijmy ją na nasze potrzeby „metalem środka”) im wychodzi, to po co kombinować?
Płyta jest zwyczajnie fajna. Nie wywołuje wyższych emocji, nie wzrusza, nie wkurza, ale bawi, daje radochę. Kwintet (choć podczas sesji nagraniowej jeszcze kwartet) wymieszał w odpowiednich proporcjach przebojowe, niemal popowe melodie, zgrabne teksty, których nie będzie musiał się wstydzić, energię i ciężar w optymalnych ilościach, dołożył do tego trochę polskich tradycji rockowych. Wyszło kilka piosenek, które z powodzeniem mogą znaleźć dla siebie miejsce na playlistach ogólnopolskich rozgłośni rockowych. Czasami po prostu nagrywają rockowy kawałek („Suicidal Girl”, „Jedna Myśl”), czasami prężą muskuły, zbliżając się brzmieniowo do nieistniejącej już Pneumy („United”, „Pig Head”, a szczególnie „Wróć do korzeni”). Najciekawiej robi się w utworze „Kto błaznem, a kto królem jest?”, który z kolei kojarzy się z nowymi dokonaniami Hunter. Tylko, drodzy Tuff Enuff, po co ten fatalny cover „What a Wonderful World”?