Odprężająca folkowa mieszanka nowych numerów z kilkoma tradycyjnymi kompozycjami. Wrocławska formacja Roderyk podsumowała dekadę działalności albumem „Celtia”, na który złożyły się z jednej strony utwory ewidentnie korzystające pełnymi garściami z celtyckiego folku (tytuł nie jest bynajmniej mylący), z drugiej – momentami dość odważnie nawiązujące do tradycji Bliskiego Wschodu. Muzycy formacji śmiało korzystają z dostępnego instrumentarium, czasami współczesnego, czasami mniej. Flety, smyki, dudy, instrumenty perkusyjne – wszystko to przeplata się tutaj, tworząc pierwszy plan tej muzyki, na wskroś folkowy, pełen charakterystycznej melodyki, bardzo dobrze zinterpretowanej, choć mam wrażenie, że momentami bardzo sterylnie, jakby muzycy nie chcieli pójść na żywioł i pozwolić sobie na nieco naturalności. Dzięki temu jednak wszystko jest doskonale słyszalne i może stanowić świetne wprowadzenie do celtyckiego folku dla tych, którzy wcześniej nie mieli wiele wspólnego z taką muzyką. Tym, którzy są z folkiem za pan brat, polecam jednak drugi plan „Celtii” – wszystko to, co dzieje pod zwykłą interpretacją. Zanurzenie się w dość wymuskanych i dokładnych aranżacjach i instrumentacjach daje frajdę. Paradoksalnie możliwe jest to wyłącznie dzięki tej sterylności i dokładności Roderyka, która przejawia się również w czyściutkim miksie i masteringu albumu. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że „Celtia” opowiada jakąś tajemniczą historię, przygodę umiejscowioną na skraju kultur. Rozpoczyna się „Polką”, by potem przejść do bliskowschodniego „Mistrza”, posprawdzać, co się dzieje w „Komnatach”, a potem, podczas burzowego wieczoru, zajrzeć dobić interesu „W karczmie”. Nie trzeba wiele wyobraźni, by pozwolić tak ułożonej liście utworów zabrać nas na wycieczkę, jeśli nie pełną przygód i niebezpieczeństw, to chociaż historycznej i kulturowej wiedzy.
Na sam koniec chciałbym podkreślić jedną cechę „Celtii”, która podoba mi się niezmiernie, a jest niestety rzadkością. Wszystkie partie instrumentalne, jakkolwiek zagrane czyściutko, płynnie i pewnie, służą tutaj ogólnemu obrazowi poszczególnych utworów. Są równorzędne. Żadna partia i żaden instrument nie wychodzą tu przed szereg, wszystkie mają takie samo znaczenie, choć pełnią inne role. Dzięki temu słuchacz jest w stanie docenić wszystkie te klocki składające się na „Celtię”, a sam album nabiera spójności i podkreśla, jak ważna w muzyce (każdej zapewne) jest praca zespołowa.