Grabaż zawsze był zaangażowany społecznie i politycznie, nie inaczej jest teraz. Choć w mojej pracy zawodowej unikam polityki jak ognia, to recenzując nową płytę Strachy na Lachy nie sposób od niej do końca uciec.
Już pierwszy utwór to „Co się z nami stało” to protest przeciwko antagonizowaniu społeczeństwa, napuszczaniu ludzi jednych na drugich. Po introspektywnym „Nazywam się Grabowski” mamy rewelacyjnie wyrażony wątek wyobcowania dwojga ludzi w dzisiejszym świecie „którego żadne z nas nie chce”. I tak dalej, i tak dalej – świetne, metaforyczne, skrótowe teksty trafiają do bardziej świadomych odbiorców, malują w naszej wyobraźni sugestywne obrazy, zapadające na długo w pamięci. Z tego zresztą Grabaż jest znany od lat – w końcu to jeden z najważniejszych głosów pokolenia lat dziewięćdziesiątych. Jeśli połączymy to z doskonałą realizacją i produkcją (ach, te subtelne syntezatory!), jakże rozpoznawalną muzyką zespołu, tembrem głosu Grabaża oraz wyraźną tendencją do pisania po prostu dobrych piosenek – mamy komplet. Muzycznie jest czasami grubo: utwory takie jak „Obłąkany obłok” czy „Przechodzień o wschodzie” to nie zwykłe piosenki, ale bardzo ciekawe utwory, w których odkrywamy kilka muzycznych warstw. Mamy też prosty, przebojowy „Twoje motylki” – jeden z tych utworów, które od razu wpadają w ucho, ale nie poprzez muzyczną miałkość, tylko przez idealnie skrojone melodie refrenów, łagodny nostalgiczny klimat zwrotek, ciepło brzmiącą sekcję rytmiczną, a także gitary zmiękczone klawiszami. Rewelacyjnie zaaranżowane są też kobiece głosy wspomagające (Lena Romul i Karolina Supron). Żeby nie było aż tak różowo, kawałek „Krótki sznur” ma refren aż nazbyt seksualnie dosadny i jest stylizowany na prasko-grochowską nutę, eksploatowaną niegdyś przez Szwagierkolaskę. Podsumowując, Grabaż jest w świetnej twórczej formie, a wśród dziewięciu kawałków na płycie nie znajdziemy żadnej zapchajdziury.