(Fonografika)
Heavymetalowe zespoły, które postawiły w swojej twórczości na język polski, w 90% przypadków trącą mi amatorszczyzną – polszczyzna uwydatnia banał, niestety. Ziemi Zakazanej nie udało się tego uniknąć, ale samej muzyki słucha się całkiem nieźle. Od pierwszego kawałka „Bezimienni” grupa atakuje sprawnym riffem, nie jakimś tam bardzo odkrywczym znowu, ale chyba nikt tu prochu nie chciał wymyślać, i perkusyjną gonitwą. Gdzieś tam pojawiają się smaczki w postaci pojękujących skrzypiec gościnnie występującego Michała Jelonka („Modlitwa” i „System wasz”), czy sampli, które dobierał produkujący płytę Heinrich (były basista m.in. Rootwater, Decapitated, a ostatnio Vesanii i coraz lepszy producent). Jak się człek w to wszystko wsłucha, pominie zionący gdzieniegdzie banał w tekstach, to nawet się nie znudzi – Ziemia Zakazana skomponowała dwanaście niezłych piosenek. Jest dużo fajnych melodii, bardzo sprawnie i mocno zagranych oraz dobrze zaśpiewanych przez Szamana. Przebojowość zrównoważona jest przez występujący tu i ówdzie („Inny”) sztuczny patos, który znamy wszyscy z polskich hardorockowych produkcji. Mimo tego wszystko wydaje się na swoim miejscu i słucha się nieźle. Szczególne wrażenie na mnie zrobiły melodyjna piosenka „Bezimienni”, energetyczny, kojarzący się trochę z Exlibris numer „Życie” i mocna „Krucjata”. Tu słychać nieco Huntera, tam bardziej Illusion. Niezła mieszanka z naciskiem na nowoczesny, dobrze brzmiący heavy metal. Myślę sobie, że być może tak brzmieliby Bracia, gdyby postanowili rzucić radiowe pojękiwania na rzecz metalu.
Ziemia Zakazana nie podbije raczej z miejsca największych scen, nie zdobędzie tym albumem platyny, „Nieśmiertelność” nie stanie się też hitem na Torrentach. Póki co to raczej solidna druga liga, ale za to taka, że nie wstyd postawić płyty na półce czy pójść na koncert.