Biznes muzyczny wyssał życie z kreatywności. Nikt nie chce podejmować ryzyka, nikt nie chce łamać ograniczeń, ponieważ liczy się tylko wynik z pierwszego tygodnia sprzedaży!
Liczy się bezsensowna obecność w radiu i to, jak dobrze poszła ostatnia trasa. Obiekty koncertowe i promotorzy wyciskają ostatnią kroplę spontaniczności z naszych dusz, nie pozwalając grać powyżej limitu i przekraczać granic. (…) W muzyce nie ma dziś nic niebezpiecznego ani nic zaskakującego. Nie może być. (…)
Muzyka nie ma już znaczenia. Ale wiecie co? Brakuje mi tego, żeby muzyka była ważna! Brakuje mi znaczenia koncertów, brakuje mi poczucia, że jestem częścią czegoś, co jest dla mnie najważniejsze.
Robb Flynn dużą winą za obecną sytuację obarcza media społecznościowe i współczesne sposoby komunikacji oraz odbioru muzyki:
Powodem, dla którego nie obchodzi nas [muzyka] jest to, że zbyt łatwo jest dać się wciągnąć telefonowi, Facebookowi, Twitterowi, Tumblerowi, Instagramowi, grom czy programom telewizyjnym. (…) I cała ta technologia, którą dziś posiadamy, ma nam pomóc w łączności? Przez nią właśnie czuję się odseparowany bardziej niż kiedykolwiek.
Po co oglądać wszystkie te rzeczy, które robią inni ludzie, a do których nie jestem nawet zaproszony i nie jestem ich częścią? (…) Nie chcę być „znajomymi” ze wszystkimi, nie chcę być „lubianym” przez wszystkich. Chcę być częścią czegoś, ale żadna część przemysłu muzycznego mi tego nie zapewnia.