Basista Alter Bridge wypowiedział się ostatnio na temat różnic i podobieństw w sposobie gry na gitarze swoich dwóch zespołowych kolegów – Marka Tremontiego oraz Mylesa Kennedy’ego. Zwrócił również uwagę na to jak współpracuje mu się z dwoma tak różnymi od siebie gitarzystami i jak znajduje między nimi miejsce na swoje basowe partie.
Brian Marshall powiedział w wywiadzie dla Bass Guitar Magazine:
Myles ma dobre podłoże teoretyczne i gra bardzo miękko, ale równocześnie szybko, podczas gdy Mark jest super-szybkim i bardziej agresywnym gitarzystą. Próby znalezienia odpowiedniego miejsca w miksie między nimi dwoma, szczególnie, że używają bardzo różnie brzmiącego sprzętu, zajęły lata. To wymagało naprawdę bardzo dużo pracy, żeby bass nie konkurował o pasmo z resztą instrumentów w zespole.
Gitara basowa to taki specyficzny instrument, bo czasami np. gram razem z gitarą rytmiczna, innym razem sugeruję się linią wokalu, a przy tym cały czas trzymam się bębnów. Nigdy nie byłem basistą, który trzymałby się kurczowo progresji akordów. Lubię być tak kreatywnym w swojej grze, jak to tylko możliwe.
Zawsze byłem fanem przestrzeni w muzyce, bo to daje mi większe pole do popisu, ale to nie zdarza się zbyt często w Alter Bridge, więc jeśli już się zdarzy, to staram się korzystać z tego ile mogę. Czasami mówię do Marka „Muzyka to nie wyścig, stary!”
Gramy ze sobą od lat, więc na tym etapie mamy już pewien komfort. Ja wiem czego się po nich spodziewać, ale czasami nadal mnie zaskakują (…). Przez większość czasu gitary grają zupełnie różne rzeczy i dlatego wówczas niezwykle ważne jest, żebyśmy ja i Flip (Scott Phillips) trzymali to wszystko w ryzach.
Używamy metronomu przez jakieś 60 % czasu trwania koncertu. Są piosenki, które lepiej działają bez niego, jak np. „Blackbird” – nigdy nie gramy go z klikiem, a na każdym koncercie jest zagrany w punkt. Ale np. „Metalingus” – gdybyśmy grali go bez metronomu, to mielibyśmy niezłe kłopoty. Pasaże są tak szybkie, że po prostu muszę mieć ten klik, pomagający mi trzymać puls.
Jednak Mark Tremonti nigdy nie używa metronomu na scenie. Jest jedynym z nas, który gra bez odsłuchu dousznego.
Więc to podwójnie ważne dla mnie i Flipa, żeby mieć stałe oparcie w postaci metronomu, żebyśmy mogli też trzymać całość, szczególnie na początku koncertu.
To kwestia balansu, bo wiem, że Mark naturalnie będzie nieznacznie spieszył, więc kiedy wychodzę na scenę, chce mieć pewność, że ja jestem w punkt. Jest to dla nas niezwykle ważne, jako dla sekcji rytmicznej, bo gdy ktoś nie daj Boże zgubi się w piosence, zawsze może odnieść się do nas i szybko zorientować gdzie dokładnie jesteśmy. Taka niezawodność. Nie możemy sobie pod żadnym pozorem pozwolić na wysypanie się w środku utworu. To byłaby katastrofa, a tego, z wiadomych względów, chcemy za wszelką cenę uniknąć.
Źródło: www.ultimate-guitar.com