Podobno najnowsze, tytułowe efekty od Blackstar to najbardziej zaawansowany tego typu sprzęt na świecie. Nie sztuka wsadzić lampę w układ preampu i wysterować sygnał, by brzmienie było nasycone parzystymi harmonicznymi. Sztuka zrobić to tak, byśmy zabrzmieli jak rockowa wyrocznia, a wszystkie internetowe mądrale nie wiedziały co powiedzieć, bo ich wypieszczone pedalboardy okazują się nagle passe przy takim porównaniu.
Nierzeczywiste, ponadczasowe, nadprzyrodzone
Mamy do czynienia z sytuacją jedną na 100, kiedy to niemal bezczelny zachwyt producenta nad produktem („najbardziej zaawansowane lampowe pedały na świecie”), okazuje się niedorastać do rzeczywistych walorów tego sprzętu. To moje subiektywne odczucie, po kilku godzinach spędzonych z kostkami Dept. 10.
Ma to niemal znamiona jakiejś nierzeczywistego, nadprzyrodzonego zjawiska, ale przecież nie są to pierwsze przestery na których grałem – przez 20 lat współpracy z Gitarą i Basem oraz z TopGuitar miałem okazję ograć setkę overdrive’ów, od Fuzz Face’a, przez kompletny odlot Death By Audio, po klasyki pokroju TubeScreamerów, czy RAT-ów. Brzmienia serii Dept. 10 przenoszą nas jednak w inny wymiar, oferują wrażenia z najlepszych muzycznie minionych epok i ubierają to wszystko w szaty nowoczesności.
Zacznijmy od tego, że Dept. 10 to zespół badawczo-rozwojowy Blackstar odpowiedzialny za innowacje i projektowanie. Ta ekipa to muzycy – inżynierowie, którzy nieustannie badają nowe pomysły, aby pomóc w stworzeniu idealnego brzmienia. Przyznajmy, że jest to świetna metoda projektowania i konstruowania gitarowego sprzętu, gdy muzycy dodatkowo znają się na elektronice i wiedzą (słyszą!) jaki jest „tok przyczynowo-skutkowy” toru sygnału akustycznego w danym sprzęcie. Pozwala przełożyć pasję na taśmę produkcyjną i to tak skutecznie, że efekt finalny daje wyraźnie odczuć spontaniczną radość i wizję twórców, gdy dopiero zabierali się do pracy.
Nie są to pierwsze tego typu produkty, gdyż już na początku swej działalności Blackstar wprowadził na rynek linię efektów HT. Sprawdźmy zatem (tym razem używając szkiełka i oka) co kryje się wewnątrz tytułowych efektów i co widać na zewnątrz.
Dept. 10 Dual Drive i Dual Distortion
Sercem każdego pedału Dept. 10 jest lampa triodowy ECC83, działająca z napięciem anodowym wartości ponad 200 V, tak jak ma w zwyczaju normalny wzmacniacz lampowy! Daje to określoną charakterystykę pracy lamp, pozwala na stosowanie innych (niż w przypadku mniejszych napięć) prądów sterujących na siatce lampy, a co za tym idzie, w efekcie bardziej organiczne brzmienie, czulszą dynamikę i widowiskowe przesterowanie.
Kostki Dual Drive i Dual Distortion są mniej więcej wielkości Strymonów i gdyby pominąć ich kolory, wyglądają identycznie. Wyposażono je, co od razu widać, w dwa kanały, a każdy z nich posiada własną regulacją poziomu sygnału na wejściu oraz wzmocnienia na wyjściu (Gain i Level). Do tego mały (zbyt mały…) przełącznik wyboru kanału czystego CL lub crunch CR dla kanału pierwszego, lub dwoma stylami overdrive CR i OD dla kanału drugiego. Te dwa główne kanały aktywowane osobnymi footswitchami (nie można włączyć obydwu naraz) dzielą ze sobą sekcję EQ z korekcją pasm niskich, średnich i wysokich. Ostatni potencjometr po prawej to znana kontrola ISF Blackstar, która pozwala płynie przechodzić między bardziej „środkowymi” barwami brytyjskim i bardziej „doomowymi” amerykańskimi.
Jest też Cab Rig, czyli autorski układ symulacji głośników oparty na chipie DSP firmy Blackstar. Symuluje on dźwięk kolumny gitarowej z mikrofonem np. do celu nagrywania sygnału z tych efektów. Jak przystało na dzisiejsze czasy, dostępny jest wybór ponad 250 wirtualnych kombinacji za pośrednictwem oprogramowania Architect. Z tego poziomu można już edytować ustawienia emulowanych „paczek”, mikrofonów i pomieszczeń. Nasze kostki umożliwiają zapamiętanie trzech takich presetów na naraz. Jak widać na zdjęciu, kostki mają także gniazda pętli efektów i wyjścia XLR co czyi je praktycznymi w okolicznościach studyjnych i live.
Brzmienie
Tutaj zaczął się właśnie cały mój zachwyt na tymi urządzeniami. Na pierwszy „rzut ucha” Dual Drive przypomina trochę jakby grały dwa fuzzy na germanowych tranzystorach na raz, uzupełniając się. W efekcie mamy bardzo szerokie możliwości nasycania brzmienia składowymi harmonicznymi, aż do klipowania (ergo: do różnych charakterów presterowania). Wraz z korekcją umożliwia to „rzeźbienie” w dźwiękowej materii jak w plastycznej masie, której możemy nadać niemal dowolny kształt. Co to oznacza w praktyce? Idąc od totalnego clean’a (ustawienie CL), już na początku skali regulatora Gain, słyszymy lekkie rumieńce w brzmieniu, które ładnie pąsowieją wraz dodawaniem Gainu, aż do pierwszego przełamania. Kiedy przełączamy się na pierwszy crunch (CR), wkraczamy do królestwa drive’ów, które zaczynają się przy mocnym ataku, a jeszcze zanikają przy delikatnym muskaniu strun.
W sumie normalka, ale jakie daje to możliwości artykulacyjne! No i ten sound – detaliczny, ale w części przesterowanej bardzo emocjonalny, gorący, płynący jakby z głębi rozgrzanego wzmacniacza. Pierwsze skojarzenia to Jack White i Matt Bellamy ze wskazaniem na tego ostatniego. Gdy miniemy drugie crunche (CR na drugim przełączniku, po prawej) i odpalimy overdrive (OD), otworzą się przed nami bramy Mordoru. Choć nie jest to jakaś drobnoziarnista tekstura jaką generują na przykład Mesy, to mimo tego gęstość i ciężar tego soundu przyprawia o gęsią skórkę. Myślę, że Kerry King miałby tu używanie. Prestiżowy sound zarówno na pojedynczych dźwiękach jak i na powerchordach.
A Dual Distortion? To samo, tylko kilka kroków dalej niż Dual Drive. Nie można powiedzieć, że Dual Distortion zaczyna się tam, gdzie kończy się Dual Drive, bo ich stopnie przesterowania sygnału trochę na siebie zachodzą, ale jednak słychać różnicę, szczególnie w strukturze dźwięku. Dual Distortion oferuje jeszcze więcej naturalnego, lampowego, „organicznego” przesteru, który jest gęstszy, bardziej przebojowy, by nie powiedzieć… komercyjny! Przez to może trochę mniej analityczny, maskujący niedociągnięcia artykulacji, no ale tutaj już można iść na całość z emocjami i zalać słuchacza ścianą monumentalnych epickich riffów, jak ze 100 watowego heada.
Mam dla was jedną radę – gdy włączycie ten efekt podczas występu uważajcie na pogo pod sceną, bo w każdej chwili może wymknąć się spod jakiejkolwiek kontroli. Brzmienia Dual Distortion karmią bowiem atawizmy głównie młodszych fanów muzyki – są stworzone na czasy nowej muzyki, współczesnych oczekiwań i wrażliwości. I ponownie – dzięki szerokiemu spektrum modulacji możemy użyć tej kostki jako swojego głównego gitarowego brzmienia, lub jako dopalenie przesteru z head’a (kto się odważy?!). Moim zdaniem te modulacje są tak inspirujące i pobudzające, że potrafiłyby ożywić trupa, także ostrożnie z tym sprzętem jeśli mamy próby koło cmentarza…