Z pozoru Laney Linebacker 35 to taki „średniak” – o średniej mocy, średnich możliwościach i średniej cenie. Wystarczy jednak zaznajomić się z nim bliżej, by poznać jego ukryte walory, które powodują, że obojętność szybko przeradza się w namiętność.
Linebacker w terminologii sportowej oznacza zawodnika (a dokładniej: pomocnika) jednej z formacji obrony w futbolu amerykańskim, którego zadanie to ochrona własnej linii przyłożenia. W domu czy na próbie nie musimy się prawdopodobnie obawiać żadnych ataków przeciwnika (chyba że sąsiada rozsierdzonego ciągłym dudnieniem za ścianą), ale zgodnie z wyświechtanym nieco hasłem „przezorny zawsze ubezpieczony”, warto zapoznać się z tym combem. Reprezentuje ono serię przeznaczoną dla gitarzystów chcących szybko (zaraz po włączeniu przycisku On) ustalić swoje brzmienie, a nie godzinami nawigować pomiędzy dziesiątkami funkcji i możliwości, tracąc czas. A więc mamy już pierwszą korzyść – czas, który możemy poświęcić na realne ćwiczenia lub grę. Odmłodzone Linebackery (w rzeczywistości ta seria pamięta jeszcze lata 80.) miały premierę kilka miesięcy temu i od tamtej pory ich oferta pozostaje niezmieniona: najmniejszy LR5 o mocy 5 W i głośniku 6,5 cala, LR20 o mocy 20 W i głośniku 8 cali oraz nasz LR35 o mocy 35 W i dziesięciocalowym głośniku Laney Custom. Dwa ostatnie w przeciwieństwie do pięciowatowego maleństwa dysponują dwoma kanałami i sporą liczbą dwudziestu dwóch cyfrowych modeli brzmienia. Istnieją również wyższe modele Linebackerów (m.in. stuwatowa wersja head), ale nie o nich będziemy dziś mówić.

Budowa wzmacniacza Laney Linebacker 35
Wzmacniacz Laney Linebacker 35 obito w elegancką, miękką w dotyku skórkę, która jest mimo tego odporna na lekkie urazy mechaniczne.
Na szczęście doczekaliśmy czasów, w których odchodzi się od tanich i tandetnych materiałów, pokrywających skrzynie małych, ćwiczebnych comb. Wszyscy, którzy mieli wątpliwą przyjemność jechać tanim koreańskim autem z lat 90., wiedzą, jak przyjemność z jazdy potrafi popsuć marnej jakości wykończenie. Laney Linebacker 35, idąc chyba za ciosem doskonałej serii Cub, obito w elegancką, miękką w dotyku skórkę, która jest mimo tego odporna na lekkie urazy mechaniczne, zachowując przez to urodę przez długi czas. Plastikowe, lecz estetyczne narożniki stanowią praktyczną stronę estetyki comba. Wszystko to, razem z plecionką zasłaniającą głośnik, tłem panelu przedniego oraz komfortową w dotyku rączką, utrzymano w czarnym kolorze. Oznaczenia funkcji na panelu nadrukowano w kolorze pomarańczowym, co nie burzy pozytywnego odczucia u wrażliwych na estetyczną stronę sprzętu. Zajmijmy się teraz jego praktycznymi względami.
Konstrukcja skrzyni jest typu open back, co po pierwsze pozwala silnie oddziaływać falom akustycznym również z tyłu, a po drugie daje wgląd w grubość i jakość drewna użytego do budowy comba. Jest dobrze – mamy do czynienia z solidną, grubą sklejką. Panel przedni to dwa kanały i kilka coraz popularniejszych we wzmacniaczach treningowych dodatków, które zaraz wymienię. Skrajnie po lewej mamy tutaj wejście instrumentalne (jack 1/4) i Aux (dla zewnętrznego źródła dźwięku z mp3 playera, smartfonu lub discmana). Kanał pierwszy to dwa potencjometry Amp (skokowy) i Volume (płynny). Pierwszym wybieramy jeden z 11 typów wzmacniacza: od czystych, transparentnych i delikatnych barw, przez kilka niezłych crunchy, po totalną rzeźnię w presecie jedenastym.

Kanał drugi to identyczne dwa pokrętła, z tym że Amp w trybie Tunera służy tutaj do wyboru strojonej struny, co też wyraźnie zostało wokół niego opisane (od 6E – niska, po 1E – wysokie E). Tryb strojenia wybieramy wciskając oznaczony przycisk, co automatycznie skutkuje wyciszeniem głośnika i włączeniem się sygnalizacyjnych diod LED jasno (dosłownie i w przenośni) pokazujących, kiedy dana struna jest nastrojona. Kolejna sekcja na panelu to potencjometry Contour i Presence, sprytnie pozwalające szybko dojść do interesującego nas brzmienia. To coś w rodzaju filtrów zamiast iluś-tam-pasmowej equalizacji, reagujących szybko i intuicyjnie na nasze zachcianki. Regulacja plastikowymi potencjometrami mogłaby być co prawda płynniejsza i przyjemniejsza.
Ostatni blok (a w zasadzie bloczek) funkcji to potencjometry Mod FX i Del FX, zapewniające w sumie 6 różnych efektów modulacyjnych (Chorus, Flanger, Phaser, Tremolo) i przestrzennych (Delay, Reverb). Z tyłu comba Laney Linebacker 35 znalazło się miejsce jedynie na gniazda Phones/Record Out (jack 1/4) i podwójne Footswitch, realizujące funkcje zmiany kanałów oraz efektów.

Brzmienie wzmacniacza Laney Linebacker 35
Warto zauważyć, że choć te 11 presetów w każdym z kanałów to niby to samo, dzięki dodatkowej korekcji Contour i Presence mamy praktycznie możliwość wyboru pomiędzy 22 różnymi brzmieniami.
Za praktyczność Laney Linebacker 35 dostaje od razu ode mnie piątkę z plusem, ponieważ jego obsługa to same pozytywne zaskoczenia. Pierwszym walorem jest mądry dobór emulowanych wzmacniaczy, opartych na znanych konstrukcjach Laneya (m.in. Lionheart, VC i Tony Iommi – TI) oraz ich modyfikacjach. Mamy tutaj do czynienia z pełnym wachlarzem barw płynnie przechodzących, jak już wspomniałem, od miękkich, jasnych cleanów, przez lekkie overdrive’y, po siarkę w ostatnim przypadku. Jak na tanie combo treningowe brzmi to bardzo profesjonalnie, ale jak na dzisiejsze oblicze Laneya, to już standard i niczego innego, jak tylko dobrej jakości soundu, spodziewać się nie powinniśmy. Do testu użyłem gitary Epiphone Wilshire (mahoń + dwa minihumbuckery), która akurat była na stanie redakcji. Warto zauważyć, że choć te 11 presetów w każdym z kanałów to niby to samo, ale dzięki dodatkowej korekcji Contour i Presence, mamy praktycznie możliwość wyboru pomiędzy 22 różnymi brzmieniami. No i najważniejsze: nasze ustawienia zarówno głośności, jak i parametrów efektów (o tym za chwilę) nie znikają po przełączeniu się na drugi kanał – wracając do poprzedniego, automatycznie wracamy również do poprzednich ustawień. Z brzmień czystych najbardziej do gustu przypadł mi preset nr 2 o nazwie Crystal +, który jest podrasowany jakimś delikatnym wirtualnym boosterem, co nadało mu miękkiej kompresji. Bardzo płynny, lampowy w charakterze, jak nie z takiego comba! A można z nim zrobić dużo więcej, bo potencjometr Contour (który chyba działa na zasadzie uśmiechu lub podkówki w pasmach eq) pogłębia brzmienie, a podbijając Presence (to z kolei zwykła ściemniaczka) można je wydatnie zaostrzyć.

Najładniejszy crunch pochodzi z symulacji comba Lionheart (1 × 12”), nazywa się tu Heart + i muszę przyznać, że bardzo wiernie oddaje niepokorną strukturę przesteru oryginału. Jest to dość vintage’owy ton, pozbawiony jednak jakichkolwiek szumów i trzasków, przez co nie ma mowy o żadnym „powrocie do przeszłości”. Skoro już jesteśmy przy brzmieniach z plusem, to jako trzecie modelowe polecam TI +, czyli firmowe danie Tony’ego Iommi’ego na mocnym przesterze. Nie przypomina to może za bardzo brzmienia jego riffów z wcześniejszych płyt (pamiętajmy też, że Epiphone Wilshire to nie SG), ale ładunek siarczystego gitarowego mięcha rzuca się na uszy od pierwszych nut. Combo jest dość głośne by pójść na wojnę z sąsiadami zza ścian, a dodatkowo świetna korekcja Contour i Presence potrafi sprawić, że niemal wypadają nam plomby z zębów. Bardzo sugestywne doświadczenie… Oczywiście kwestią li tylko naszych chęci będzie złamanie tego ostrego soundu i uzyskanie bardziej ciepłego i matowego przesteru, kojarzonego z pierwszymi płytami JUDAS PRIEST czy niektórych jazz-rockowych gigantów pokroju Roberta Frippa.
Minusem Laney Linebacker 35 jest możliwość łączenia jedynie do dwóch efektów na raz – jednego modulacyjnego i jednego przestrzennego. Szkoda że nie ma opcji połączenia choćby delaya z pogłosem. Skoro jesteśmy już przy sekcji FX, słowo o efektach. Są przyzwoicie ustawione, a modelowanie dźwięku dzięki udoskonalanym technologiom cyfrowym pozwala osiągać coraz lepsze (nomen omen) efekty. Ich natężenie regulujemy potencjometrem i nawet w maksymalnym położeniu pozostają naturalne i płynne, a phaser moim zdaniem dorównuje MXR-owskiemu wzorcowi. Jest to o wiele więcej, niż potrzebowalibyśmy w domu.

Ocena końcowa testu wzmacniacza Laney Linebacker 35
Combo jest dość głośne, by pójść na wojnę z sąsiadami zza ścian, a świetna korekcja Contour i Presence potrafi sprawić, że mogą wypaść nam plomby z zębów. Bardzo sugestywne doświadczenie…
Nie chciałbym, aby Czytelnicy odnieśli wrażenie, że nowy Laney Linebacker 35 bije na głowę inne podobne konstrukcje innych marek, bo aż taka różnica ich nie dzieli, ale wyrobiłem sobie silne zdanie o ciągłym progresie Laneya i to we wszystkich kierunkach. Zarówno jego Lionhearty, jak i Cuby, a teraz i Linebackery to jakość , której konkurencja może tylko pozazdrościć. Zwłaszcza że seria Linebacker jest w zasięgu możliwości nawet bardzo chudych portfeli!
testował: Maciek Warda
Tranzystorowe combo treningowe o mocy
35 W i dziesięciocalowym głośniku,
oferujące brzmienia popularnych
wzmacniaczy i efektów.
cena:709 PLN
sprzęt dostarczył: www.megamusic.pl
strona producenta: www.laney.co.uk