Xvive to nowa marka efektów gitarowych będąca owocem amerykańsko-chińskiej kooperacji. Szefem działu konstrukcyjnego jest nie kto inny jak Howard Davis, który w latach 1976-1981 był siłą napędową firmy Electro-Harmonix, a później także – Pigtronix. Równie doświadczony jest pozostały zespół, a potężne możliwości produkcyjne azjatyckiego koncernu gwarantują nie tylko swobodę wprowadzania nowych konstrukcji, ale także przystępną cenę i dotarcie do każdego zakątka na świecie.
Ostatnimi czasy widać specyficzny trend pozyskiwania przez chińskie koncerny legendarnych, amerykańskich konstruktorów, czego efektem są przystępne cenowo produkty ze znanymi nazwiskami w tle. Równie popularne jest także przenoszenie produkcji do Chin, podczas gdy projektowanie urządzeń odbywa się zagranicą. Jak by na to nie patrzeć, taki mariaż zachodniego pomysłu i wschodniej produkcji owocuje w atrakcyjne produkty. Szczególnie płodny pod tym względem jest rynek efektów gitarowych. Panująca ostatnio moda na miniaturyzację zaczęła faworyzować wyjątkowo małe konstrukcje, których zagęszczenie w pedalboardzie może skutecznie przyprawić o zawrót głowy. Xvive, mimo że powstała niedawno, ma już katalog produktów przebijający różnorodnością produktów większość prosperujących od dawna firm.
Do testu dotarły trzy efekty – dwa przestery i tremolo. Na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo solidnie. Ponadczasowa stylistyka, trwała, metalowa obudowa i dość sporo pokręteł upchanych jakimś cudem na mikroskopijnym wręcz panelu czołowym. Niewątpliwą ich zaletą są wymiary pozwalające wcisnąć je nawet w zapchany do granic możliwości pedalboard. Jak jednak obsługiwać je potem stopą…? Pomimo niewątpliwie dobrego projektu, widać pewną niekonsekwencję w wykonaniu tych efektów. Zdecydowana większość elementów została solidnie przykręcona do obudowy – niestety, nie wszystkie. W modelach Golden Brownie i Tube Squasher potencjometry mają spore wychyły i na dodatek plastikowe trzpienie. Biorąc pod uwagę małe rozmiary efektów, trzeba będzie wyjątkowo uważnie obsługiwać je nożnie… Na uwagę z kolei zasługuje wygląd. Firma używa nie tylko oryginalnej grafiki, lecz także pokręteł, które nie są powielaniem stylistycznych pomysłów konkurencji. Duży plus także należy się za zastosowanie true bypassu. Solidny, metalowy switch gwarantuje bezpośrednie połączenie wejścia z wyjściem, eliminując aktywny obwód elektroniczny podczas nieużywania efektów. Urządzenia zasilane są zewnętrznym zasilaczem 9 V – nie ma opcji użycia baterii, co biorąc pod uwagę gabaryty, wydaje się całkiem zrozumiałe. Przyjrzyjmy się możliwościom testowanych modeli.
Golden Brownie
Efekt ten pochodzi z serii Digital, czyli oparty został na cyfrowych rozwiązaniach. Według producenta oferuje brzmienie Marshalla JCM800 – czyli klasyka lat osiemdziesiątych. Obsługa sprowadza się do czterech potencjometrów – głośności, gainu, barwy dźwięku (Tone) i regulatora najwyższych częstotliwości – presence. Test odsłuchowy nieco zaskakuje, ponieważ przywykliśmy już do sterylnie, nowocześnie brzmiących kostek, zwłaszcza wykonanych w cyfrowej domenie. Tymczasem Golden Brownie brzmi… bardzo analogowo. W zadziwiający sposób symuluje rozkręcony wzmacniacz lampowy wraz z niedoskonałościami sygnału wynikającymi z maksymalnie wysterowanych lamp. Bardzo przekonywujące brzmienie, zwłaszcza jeżeli szukamy kostki grającej na wzór klasycznego heada z dwoma czterogłośnikowymi pakami. Ten efekt imponuje gainem, który po przekroczeniu rozsądnej granicy nie eksploduje piaskiem, lecz dodatkowymi harmonicznymi. Jeżeli chcecie osiągnąć brzmienie zespołów hardrockowych i metalowych lat osiemdziesiątych, to Golden Brownie jest w stanie je wskrzesić. Mały efekt o dużym brzmieniu. Ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie dwóch potencjometrów barwy dźwięku, z których każdy tak naprawdę kontroluje jedynie górę pasma. Tone rozjaśnia lub przyciemnia brzmienie, podczas gdy presence dodaje skrzącej góry. Ułatwia to pracę zarówno z przetwornikami dwu-, jak i jednocewkowymi i pozwala ustawić szerokie spektrum brzmień z różnymi poziomami dynamiki częstotliwości wysokich. Ten efekt brzmi doskonale na maksymalnych ustawieniach gainu. W przypadku mniejszych wartości, raczej nie powala barwami typu crunch. Są brudne, mało selektywne – dokładnie takie jak mało doskonałe, lecz skuteczne konstrukcje lampowe minionych lat. Podsumowując – bardzo udana konwersja lampowego, klasycznego brzmienia zamknięta w niewielkiej obudowie.
Tube Squasher
To kolejny przester, który dzięki cyfrowym rozwiązaniom oraz tranzystorom FET powinien jak najwierniej symulować układ lampowy. Trzy potencjometry pozwalają panować nad możliwościami brzmieniowymi – drive ustala poziom zniekształcenia, level odpowiada za głośność, a tone reguluje barwę dźwięku, decydując o zawartości w brzmieniu wysokich częstotliwości. Dodatkiem jest mały przełącznik lo cut, który wycina najniższe częstotliwości. Testowany efekt dysponuje dość szerokim wachlarzem przesterowanych brzmień – od prawie czystych, do umiarkowanie zniekształconych. Kolejnym razem zadziwia naturalność brzmienia do złudzenia przypominająca podczas pracy klasyczne układy lampowe. Zdecydowanie jednak tym razem najmocniejszą stroną są brzmienia crunch – dynamiczne, przejrzyste, bardzo muzyczne z lekkim brudem dodającym analogowego charakteru. Mocniejsze odkręcenie potencjometru drive dodaje nie tylko większej ilości harmonicznych, ale także specyficznej kompresji, pozwalając na płynną i gładką grę solową. Co ciekawe, zbyt silny sygnał gitary w połączeniu z maksymalnym odkręceniem gainu powoduje charakterystyczne zatykanie się efektu, co przywodzi na myśl przesterowany do granic możliwości wzmacniacz lampowy. Dodaje to realizmu i pozwala uzyskać bardzo oryginalne barwy. To ciekawy efekt, który warto posiadać nawet jako tylko czasami używany dodatek do regularnego setupu.
Undulator Stereo Tremolo
Tym razem mamy do czynienia z konstrukcją w całości analogową. To klasyczny efekt tremolo, który może pracować zarówno w trybie mono, jak i stereo. Mamy więc dwa niezależne wyjścia, między którymi urządzenie transmituje sygnał. Regulacja jest dość popularna i obejmuje głębokość modulacji (największa gałka depth), prędkość (speed), oraz kształt (shape). Dobrym pomysłem było przypisanie największemu regulatorowi funkcji głębokości, a nie jak w innych efektach – prędkości modulacji. Łatwo o niego zahaczyć stopą podczas włączania efektu, co w tym przypadkiem najwyżej będzie skutkować mniej lub bardziej słyszalnym efektem, a nie zmianą rytmiki modulacji, co spowodowałoby brak spójności z rytmem granego utworu. Zdecydowanym plusem tego efektu jest jego wszechstronność. Zakres regulacji dla każdej funkcji jest ogromny. Możemy więc ustawić miękkie, klasyczne tremolo, ale także bardzo szybkie, drastyczne przerywanie sygnału kreując nowoczesne, industrialne brzmienia. Przydatna także może się okazać funkcja stereo, chociaż bez problemów efekt działa także w trybie mono, oferując wszystkie swoje możliwości. Ponieważ mamy do czynienia z efektem analogowym, musimy pogodzić się z pewnymi charakterystycznymi właściwościami. O ile sygnał jest przekazywany wiernie i bez większych szumów, o tyle nawet bez podłączonego instrumentu w głośniku słychać specyficzne „zamiatanie” szumem lub wręcz stukanie w zależności od ustawień efektu. Jeżeli więc szukamy sterylnego urządzenia, które nie dodaje nic od siebie – możemy być niezadowoleni głośna pracą tego tremola. Jeżeli jednak nam to nie przeszkadza i doceniamy brzmienie analogowych konstrukcji, Undulator może okazać się doskonałą alternatywą dla droższych urządzeń.
Podsumowanie
Xvive to bez wątpienia propozycja warta uwagi. Tym, co je wyróżnia na tle konkurencji, jest własne, dość specyficzne brzmienie. Nie wszystkim może przypaść do gustu, lecz z pewnością jest niepowtarzalne. Jeżeli szukacie efektów, które grają nieco inaczej od konkurencyjnych zabawek, a przy tym oferują szeroką paletę barw, sięgnijcie po efekty Xvive – o ile odnajdziecie je między dużymi i ciężkimi stompboksami konkurencji…
Testował: Krzysztof Błaś