Trzeba uczciwie przyznać, że jeśli chodzi o gitarzystów, to w metalu konkurencja jest ogromna. Wiadomo – to nie zawody ani jakaś rynkowa rywalizacja, ale żeby wybrać dziesięć najlepszych metalowych solówek gitarowych trzeba przekopać potężne ilości muzyki. Zabraliśmy się za to, ale byliśmy z góry na przegranej pozycji, bo wymyśliliśmy, że będzie ich tylko sześć!
Przede wszystkim wyjaśnijmy sprawę co jest metalową solówką, a co nie jest, a w zasadzie co jest muzyką metalową a co nie jest. Często w poszukiwaniu jej początków, dokopujemy się do pierwszej płyty Black Sabbath, „Communication Breakdown” Zeppelinów, „Born to be Wild” Steppenwolf, a czasami nawet (to już chyba przesada) do „You Really Got Me” The Kinks. Umówmy się jednak, że te wszystkie wymienione przykłady to jednak mocniejszy rock, czyli hard rock, a nie metal.
Chyba najbardziej metalowym zespołem poza Black Sabbath w latach 70. był Judas Priest i to oni są uznawani za pierwszy heavy metalowy band na świecie, choć oczywiście wykluczenie wspomnianego Black Sabbath, będzie dla wielu grubym nieporozumieniem. W 1975 roku nastąpił przełom, na wyspach pojawiły się zespoły Motorhead, oraz Iron Maiden. Młodzi załapali metalowego bakcyla. Solówki musiały być drapieżne, szybkie, krótkie i trudne technicznie.
Pod koniec lat 70. było już pełno zespołów heavy metalowych, a całą tę inwazję z Wielkiej Brytanii nazwano New Wave Of British Heavy Metal. Metal rozkwitał, riffy były coraz bardziej drapieżne, a przestery siarczyste. Kapele takie jak Tygers of Pan Tang, Def Leppard, Angel Witch, Diamond Head, Saxon, ale także Venom. Później pałeczkę przejęły Stany zjednoczone z takimi zespołami jak Exodus, Slayer, Metallica, Anthrax, czy Testament. Dekada lat 80. należała do nich.
Lata 90. to już prawdziwa globalizacja. Nie ma kraju cywilizacji Zachodniej, w którym nie byłoby zespołów metalowych. Powstawały jak grzyby po deszczu, podobnie jak nowe odgałęzienia i gatunki, takie jak thrash, core, grind, death, black, sludge, speed, power i wiele innych. Powstał także nu-metal z zespołami Korn, Tool, Linkin Park, Limp Bizkit, które utorowały drogę do djentu i wielkiego Meshugah.
Poniżej prezentujemy Top 6 najlepszych metalowych solówek wszechczasów, które do dzisiaj wywołują emocje i zachwyt. Wybór jest subiektywny, redakcyjny, także zachęcamy do komentowania i dodawania własnych typów w poście na facebook’u.
1. Metallica „Motorbreath”
Ponieważ, jak wiadomo, Metallica skończyła się na „Kill’em All”, dajemy kawałek z tej płyty (1983) z dwoma solówkami Kirka Hammetta, obydwiema dzisiaj ikonicznymi, choć… nie pozbawionymi niedociągnięć. Nie to jednak jest istotne. Posłuchajmy jak w kilkunastu sekundach imponująco zmieścić to, co ćwiczyło się latami. Warto było panie Kirk.
2. Slayer „Angel of Death”
Jeff Hannemann w najlepszej odsłonie. Ten kawałek jest jednym z najwspanialszych przejawów thrash metalu na tej planecie. Płyta „Reign in Blod z 1986 roku to absolutny kanon, także jeśli chodzi o solówki. W utworze genialnie wymieniają się solówkami (gitarowy dialog) panowie Jeff i Kerry. Czuć wściekłość, erupcję emocji, szalone tempo i wspaniałe piętno producenta Ricka Rubina. Chłoniemy!
3. Megadeth „Tormado of Souls”
Może sam kawałek, który pochodzi z płyty „Rust in Peace” (1990), nie jest wybitny kompozycyjnie, ale solo Marty Friedmana – palce lizać! Przemyślane jako całość, na początku riff, potem melodia, potem sztuczki typu arpeggia, pasaże, sweepy itp a na koniec ogień i szybkość. W zasadzie, jeśli chodzi o formę, to ponadczasowy wzór do naśladowania.