16. „Vogg” Kiełtyka – „Instinct”
Decapitated to nasze dobro narodowe. Jedna z kilku kapel grająca wybitnie jeśli chodzi o swoją stylistykę, a pośród jej świetnych muzyków był też „Vogg” Kiełtyka – facet, który swoją grą zjada na śniadanie wszystkich pyszałków, uważających się za metalowych mistrzów świata. Niesamowita historia zespołu, kosmiczny warsztat wykonawczy i progresywny duch w ich kompozycjach – to jest prawdziwy cios!
17. Marek Pająk – „Angels of Steel”
Zagrał tysiące solówek, a wiele pośród nich miało… mniej niż 10 sekund. To jest w ogóle inna szkoła grania, takie solo musi być eksplozją dźwięków, petardą która nagle i przez moment rozbłyskuje „tysiącem barw”. Marek jest niezrównanym mistrzem właśnie takiej „krótkiej formy”, choć oczywiście potrafi też zagrać wbijające w podłogę kilkuminutowe solo.
18. Michał Grymuza – „Mr. Jeff”
Michał to jeden z filarów Woobie Doobie, supergrupy, która fenomenalnie radzi sobie w wielu stylistykach. Szeroko pojęte fusion jest chyba gatunkiem, w którym odnajdują się najlepiej, a solówki które gra Michał to zawsze kwintesencja tego elementu kompozycji. Piękna melodia, każdy dźwięk dopieszczony, kilka rewelacyjnych licków, a wszystko sklejone w optymalną formę. Mistrz!
19. Wojtek Hoffmann – „Bramy Galaktyk”
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy aby zespół Turbo w latach 80. to był metal, zobaczcie sobie ten obrazek i posłuchaj tych solówek. Tu nie ma żadnych wątpliwości – Wojtek Hoffmann i Andrzej Łysów to byli polscy Dave Murray i Adrian Smith, wzorcowo się uzupełniali i grali piękne rzeczy. W „Bramach galaktyk” są ich unisona i solówki, a wszystko stylowe i blaskomiotne!
20. Tomasz Jaśkiewicz – „Dziwny jest ten świat”
Last but not least. Która solówka zasługuje bardziej na miano kultowej? W latach 60. na palcach jednej ręki można było policzyć polskich gitarzystów, którzy wiedzieli jak powinna wyglądać solówka. Że musi mieć elementy improwizacji, ale warto, by była też w miarę możliwości opracowana i przede wszystkim musi zapadać w pamięć. Takie wyjątkowe jest właśnie solo Tomasza Jaśkiewicza z 1967 roku.