Grzegorz Skawiński o Marshallu
Pierwszy i jedyny wzmacniacz Marshalla, jaki miałem, to model JTM. Było to w latach 80., w zespole Kombi. Był to bardzo prosty piec, bez gałki master volume i zbędnych dodatków. Myślę, że była to jedna z najlepszych konstrukcji tej firmy. Próbowałem odkręcać go, na ile to tylko możliwe, jednak mogłem uzyskać tylko dość lekki crunch. Problemem było to, że nie byłem w stanie wykręcić dobrego, mocnego przesteru. Lekarstwem okazał się zamontowany bezpośrednio w moim stratocasterze preamp firmy Alembic. Odkręcałem go na full i używałem jako dodatkowego overdrive’u. Muszę przyznać, że była to najlepsza, klasyczna barwa stratocasterowa, jaką udało mi się uzyskać. Jakiś czas później piec ten przeszedł w ręce Janka Borysewicza. Nie zmienia to jednak faktu, że Marshall jest dla mnie konstrukcją legendarną i kultową i choć obecnie używam zupełnie innych pieców, to mam do tej marki wielki sentyment, a Jim Marshall był jednym z największych Gigantów w tym biznesie i konstrukcje tej firmy już zapisały się złotymi zgłoskami w historii rocka.
Piotr Zander o Marshallu
Pierwszym moim wymarzonym Marshallem był Marshall odkupiony ze studia muzycznego w Berlinie (jeszcze wtedy Zachodnim) – to był początek lat 80. – nie pamiętam, jaki to był model, ale na dokładnie takim samym grał Jimi Hendrix – miał taki power, że na koncertach musiałem odwracać kolumnę i przykrywać kocem, bo akustycy nie mogli go opanować – był głośniejszy od całego nagłośnienia – nie miał mastera i, żeby ryknął, trzeba było ustawić wszystkie gały w prawo! Teraz gram na Marshallu JVM 410 H i jestem bardzo zadowolony, zresztą z Marshalla zawsze byłem zadowolony – jest super!