Basista Deep Purple, Roger Glover, odniósł się do plotek o ponownym spotkaniu Ritchiego Blackmore’a, zauważając, że coś takiego byłoby cofaniem się do tyłu. Nawet niegłupi pomysł zorganizowania „ostatniego koncertu” Purpli z udziałem byłych muzyków, nie zyskał, delikatnie mówiąc, aprobaty basisty.
Jak wiadomo relacje między Ritchiem Blackmorem a pozostałymi członkami Deep Purple przeżywały wiele wzlotów i upadków i to już od początku lat 70. Ritchie odszedł po raz pierwszy po niedocenianym albumie „Stormbringer” (zastąpił go wówczas jazzrockowy gitarzysta Tommy Bolin, znany m.in. z wybitnej płyty „Spectrum”), a po raz drugi po koncercie w Helsinkach w 1993 roku, w środku trasy „The Battle Rages On…”. Wówczas na jego miejsce wskoczył Steve Morse.
Chociaż obydwie strony zapewniły później, że nie mają ochoty na powrót do siebie, nie powstrzymało plotek (a może bardziej: pragnień fanów) o reaktywacji składy Mark II, czyli tego z klasycznych płyt „In Rock”, czy „Machine Head”. W ostatnim wywiadzie dla serwisu Rock Hard Greece basista Purpli, Roger Glover, zdementował wszelkie takie pogłoski, podkreślając, że nie pochodzą one od zespołu: „Nie ma szans. Plotki nie pochodzą od nas, to na pewno. To znaczy, dlaczego, u licha, mielibyśmy to robić? Mam ogromny szacunek dla Ritchiego jako członka zespołu, a on oczywiście był integralną częścią zespołu i tego, czym ten zespół się stał. Ale to jest cofanie się. A my nie cofamy się, tylko idziemy do przodu.”
Dlaczego, u licha, mielibyśmy to robić?
Poproszony o podzielenie się swoimi przemyśleniami na temat pomysłu ostatniego koncertu Deep Purple, w którym wystąpiliby wszyscy jego członkowie, zarówno dawni, jak i obecni, Glover powiedział: „Nigdy nie podobał mi się ten pomysł. W rzeczywistości nie podoba mi się nawet pomysł ogłaszania ostatniego koncertu: „I oto są. To ich ostatni program”. To znaczy, stres z tym związany byłby absurdalny. Gdzie by to było? Kiedy by to było? Dla mnie idealnym zakończeniem Purpli jest to, że po prostu kontynuujemy, aż się skończy. Żadnego ogłoszenia. Nie będziemy ogłaszać: 'To jest ten ostatni’. Ludzie kupowali bilety: 'Och, to już ostatni’. To ćwiczenie w zarabianiu pieniędzy i nie jest zbyt dobre. Nigdy tego nie lubiłem. Wolałbym raczej iść i grać, grać i grać i grać, a pewnego dnia, kiedy coś się stanie i jeden z nas padnie martwy, zachoruje lub cokolwiek innego, powiemy: 'Cóż, to jest to’.
Pewnego dnia, kiedy coś się stanie i jeden z nas padnie martwy, zachoruje lub cokolwiek innego, powiemy: 'Cóż, to jest to’