Riverside powinien zastrzec nazwę zespołu jako znak towarowy. Kiedyś było „Q” i oznaczało coś najwyższej jakości. Podobnie by być mogło z „Riverside”. Wiadomo, że muzyka zespołu oraz projekty solowe jego muzyków zawsze są, były i będą najlepsze. Riverside wyrusza w krótką trasę. Grupa wystąpi w Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie i Krakowie (13, 20, 21, 22 sierpnia 2021). Fanów zapewne ucieszy fakt, że zespół wszedł do studia, by zarejestrować nowy utwór. Mariusz Duda – głos, bas i główny kompozytor Riverside – spełnia się jednak nie tylko w zespole, nagrywa również płyty pod szyldem Lunatic Soul oraz wydaje projekty solo. Te ostatnie na kasetach. Spotkać go i nie porozmawiać o muzyce, kasetach i całej reszcie? Byłoby to grzechem zaniechania. Niewybaczalnym.
Dawid Brykalski: Pamiętasz swój pierwszy magnetofon?
Mariusz Duda: Pamiętam, że było to radzieckie coś… Takie leżące z otwieraną klapką. Mama nagrywała mnie na nim w wieku trzech lat recytującego wiersze Brzechwy.
Czy masz go do dziś?
Niestety.
Pierwsza kaseta, jaką sobie nagrałeś?
To był nagrany z telewizora Rubin odcinek „Muppet Show”, w którym gościem był Luke Skywalker i R2D2. I jakieś odcinki „Fraglesów”, które odtwarzałem sobie wieczorami do spania. Potem, kiedy nastąpił upgrade do magnetofonu Grundig zacząłem nagrywać własne słuchowiska i własną muzykę.
Jesteś bardzo aktywnym „konsumentem kultury” i chyba również kolekcjonerem… Czy kupujesz kasety magnetofonowe?
Tylko swoje (śmiech), jak muszę mieć jakieś autorskie do rozdania przyjaciołom i znajomym. Ale kaset się już w swoim życiu nakupowałem. Wystarczy.
Kupowałeś piraty?
No tak. Kiedyś innych nie było (śmiech).
Myślisz, że moda na kasety to chwilowy kaprys powodowany sentymentem?
Czy ja wiem, czy jest moda na kasety? Raczej nie. Kasety to dodatkowy gadżet, nic więcej. Kaseta współcześnie nie zrobi tego, co stało się z płytą winylową. Ale w moim przypadku ma to związek ściśle emocjonalny – stąd wybór tego nośnika przy solowych nagraniach.
Właśnie, dwie twoje solowe płyty są dostępne w Internecie i na kasetach. To trochę jak pola czarne i białe. Czemu brak „szarości” – innych nośników?
Mariusz Duda oprócz aktywności związanej z Riverside i Lunatic Soul zamarzył sobie muzyczny świat nr.3, w którym będzie komponował muzykę elektroniczną, oraz – raz na jakiś czas – jakąś piosenkę. Wymyślił sobie też, że chwilowo unikając chaosu wydawniczego, z tym trzecim światem zaprezentuje się głównie w wersji cyfrowej i ewentualnie na kasetach. To taka moja fanaberia, która pozwoli mi też przy okazji te wszystkie muzyczne projekty od siebie jeszcze bardziej oddzielić. Myślę, że pewne ograniczenia w tym pomogą.
Mariusz Duda oprócz aktywności związanej z Riverside i Lunatic Soul zamarzył sobie muzyczny świat nr.3, w którym będzie komponował muzykę elektroniczną, oraz – raz na jakiś czas – jakąś piosenkę. Wymyślił sobie też, że chwilowo unikając chaosu wydawniczego, z tym trzecim światem zaprezentuje się głównie w wersji cyfrowej i ewentualnie na kasetach. To taka moja fanaberia
Mam wrażenie, że lockdowny bardzo cię osobiście dotknęły… Jak sądzisz, ostatnie półtora roku zmieniło coś w tobie i w ogóle w nas wszystkich?
Paradoksalnie lockdowny dały mi spokój i pozwoliły uwolnić się z tego samego schematu co zawsze, czyli wydawanych na przemian płyt Riverside i Lunatic Soul. Oczywiście nikomu nie życzę kolejnych zamknięć, i mam nadzieję, że jesienią nie będzie już tak hardcorowo. Ja się w nich jednak – paradoksalnie – poczułem dosyć artystycznie wyzwolony.
Czy to właśnie próbujesz wyrazić na „Lockdown Spaces” i „Claustrophobic Universe”?
Myślę, że słychać na tych płytach, że bawię się muzyką, w inny – niż przez ostatnich dwadzieścia lat – sposób. Jak wspomniałem, nie chciałem też powielać tego, co robię w Riverside i Lunatic Soul.
A czy „Release No 3” również będzie na kasetach i w sieci? Czy również będzie traktować o tym, co działo się z nami przez ostatnie miesiące?
Na pewno będzie lockdownową kontynuacją, to bez dwóch zdań. I kaseta do kolekcji również się przyda. Ale myślę też o całym boxie już w wersji cd/winyl, tylko jeszcze nie wiem kiedy…Tematyka trzeciej płyty z pewnością będzie związana z kolejnym zamknięciem i będę się starał, żeby było to na czasie z tym, co dzieje się wokół nas. Trzymam jednak kciuki, żeby czwarta fala nie uderzyła zbyt mocno, tak jak poprzednie, i żeby kolejna płyta nie była wydawana w kolejnym lockdownie. Aż takiej promocji nie potrzebuję.
Jedynym słowem pandemia nie wpłynęła na ciebie, jako twórcę, artystę, kompozytora, źle?
W zamknięciu poczułem się dobrze. To chyba moje naturalne środowisko (śmiech). Jako muzyk nie żyję tylko z grania koncertów, dużo też komponuję. Miałem wiec dużo czasu na przemyślenie wielu spraw, na siedzenie w studiu i tworzenie nowych dźwięków. Oprócz dwóch elektronicznych płyt – nagrałem przecież „Through Shaded Woods” – najnowszy album „Lunatic Soul”.
Nowa płyta Lunatic Soul (LS) to nowy klimat, nowe nastroje i chyba nowe instrumenty?
Ostatni album Lunatic Soul miał być przede wszystkim surowo folkowy i mocno gitarowy. Zagrałem więc na nim praktycznie na wszystkich basach i gitarach, jakie miałem w studiu i domu. Głównym celem zresztą było nagranie albumu folkowego bez użycia folkowych instrumentów. Kombinowałem na tym, co miałem. No i najważniejsze – chciałem nagrać tę płytę samemu, bez udziału gości. Te dwa aspekty były dla mnie ważniejsze niż nowe instrumenty.
Taką refleksyjną, pogłębioną muzykę jak na „Through Shaded Woods” komponujesz w dwa-trzy miesiące, czy może to raczej wieloletni proces?
Komponowanie dużych płyt z reguły trwa u mnie około dwóch – trzech miesięcy. Ale nagrywanie jej to co innego. Przygotowanie i nagranie akurat tej płyty Lunatic Soul zajęło mi w sumie około dwóch lat, oczywiście z szeregiem symultanicznych aktywności ze strony Riverside, takich jak np. zagranie około stu koncertów (śmiech). Na szczęście dla albumu wydarzyła się pandemia i mogłem ją w spokoju skończyć.
W przyszłym wcieleniu chciałbyś być psychologiem?
Nie. To trudny zawód wymagający cierpliwości, empatii i zrozumienia. Myślę, że z własną nieśmiałością, brakiem wiary w siebie i stanami lękowymi mógłbym się w tym nie sprawdzić.
Płyty LS są niczym elementy większej układanki. Plan był od początku właśnie taki? Czy powstawał w trakcie? „Through Shaded Woods” to już siódma płyta, czy na ósmej skończysz z LS? Czy tak planowałeś od początku, czyli od 2008 r.?
Na ósmej zamknę cykl „życia i śmierci”. Może zacznę nowy, może zakończę Lunatic Soul. Nie wiem jeszcze.
Poproszę cię o twoje aktualne przemyślenia, dotyczące każdej z płyt LS. Dwa-trzy zdania. Jak dziś na nie patrzysz? Czy coś byś zmienił?
„Lunatic Soul” – 2008 r.
Debiut. Wszyscy kochają debiuty i są wtedy bardzo mile zaskoczeni i zawsze wspierają artystę. Ponieważ nie chciałem powtarzać tego, co robię w Riverside, zależało mi, aby stworzyć zupełnie inny muzyczny świat, z własnym indywidualnym charakterem i osobowością, odcięty od muzyki zespołu. Chyba się udało. Postawiłem przede wszystkim na trans, brak gitary elektrycznej i mroczny, orientalno-folkowy klimat, który potem zaczął ewoluować.
„Lunatic Soul II” – 2010 r.
Kontynuacja debiutu. Wypełnienie historii. A „Wanderings”, to wciąż jeden z najlepszych utworów LS.
„Impressions” – 2011 r.
Wychowałem się głównie na muzyce instrumentalnej. Musiałem mieć taki album w swojej dyskografii.
„Walking on a Flashlight Beam” – 2014 r.
Moja najmroczniejsza płyta, oddająca stany w głowie, do których nie chcę wracać. Ale muzycznie chyba najspójniejsza ze wszystkich. No i mamy „Gutter”.
„Fractured” – 2017 r.
Płyta eksperyment. Pierwotnie miała być wydana pod szyldem Mariusz Duda. To miał być debiut. Ale trafiło to pod skrzydła LS. Odważny brzmieniowo album i nie wszyscy fani orientalizmów zaakceptowali. Ale mamy tu „A Thousand Shards of Heaven”.
„Under the Fragmented Sky” – 2018 r.
„Fractured” przerobione na klimat Lunatic Soul (śmiech).
„Through Shaded Woods” – 2020 r.
Najspójniejszy i najbardziej dojrzały album Lunatic Soul. Obok czarnego i niebieskiego należący do trzech moich ulubionych.
Planujesz kiedykolwiek koncerty z LS?
Nigdy ich nie planowałem. Może na koniec działalności projektu zaplanuję kilka?
Gdybyś mógł zebrać na te (ewentualne) występy muzyków, prawdziwą grupę marzeń. Z kim chciałbyś wystąpić? (Polska i zagranica)
Najchętniej, to zagrałbym z młodymi, zdolnymi, nieznanymi, którzy dostaliby szanse pokazania się przed publicznością i pomogliby mi lepiej się prezentować na scenie.
W swojej twórczości zazwyczaj sięgasz po tematy uniwersalne. Uważasz, że muzyka nie powinna podejmować się bieżącej publicystyki?
Co kto lubi. Co kto potrzebuje. Ja dotykam tematów związanych z samotnością, z walką z depresją, z próbą przetrwania i próbą znalezienia wewnętrznej równowagi, bo w tych tematach czuje się dobrze i tego też potrzebuję dla własnych terapii. Jeśli ktoś chce się zajmować publicystyką, niech się zajmuje. A muzyka, jak najbardziej powinna podejmować, takie tematy. Czasy mamy też takie, że nawet już trzeba i inaczej nie wypada. Jeśli kiedyś ktoś wyprowadzi mnie z równowagi, pewnie coś o tym napiszę, na razie tego nie robię.
Nie wydaje ci się, że muzyka – jako nośnik emocji, „narzędzie” komunikacji – ulega obecnie degradacji i ewaluacji?
Z jednej strony przestaliśmy wierzyć muzyce, bo wiemy, że stoją za nią nie tylko artyści, ale ich cała ekipa sprytnych ludzi od produkcji, promocji i marketingu, z drugiej wciąż jej potrzebujemy, ale już w innej formie. Bardziej jako playlisty w tle pod celebrację tygodniowych aktywności typu siłownia czy bieganie.
Oczywiście są fora, fanpage, podcasty dla ludzi muzyką mocno zainteresowanych i zawsze znajdzie się fan celebracji muzyki z winyla, są również fankluby ukochanych zespołów czy gatunków muzycznych. Generalnie słuchanie muzyki nie definiuje już twojego charakteru. Jest dodatkiem do oglądania seriali na Netflixie, grania w gry na konsolach i szeregu innych aktywności.
Generalnie słuchanie muzyki nie definiuje już twojego charakteru. Jest dodatkiem do oglądania seriali na Netflixie, grania w gry na konsolach i szeregu innych aktywności
Steven Wilson na przykład ostro wypowiedział się o tym, że młodzież nie zna i nie szanuje muzyki gitarowej. Gretę Van Fleet praktycznie zmieszał z błotem. Czy możesz, zechcesz to skomentować?
Etam. Rock nie jest martwy. Po prostu nie zmienia już umysłów młodych. Ale dzieciaki z Grety czy włoskiego zespołu wygrywającego w tym roku Eurowizje są tylko dowodem na to, że rock wciąż wzbudza zainteresowanie. Nie tylko elektronika.
Wiem, że nie przepadasz za mieszaniem bytów – Riverside/Lunatic Soul. Więc nie upieram się na odpowiedź na takie pytanie. Słuchając nowej płyty Lunatic Soul mam wrażenie (być może mylne), że muzycznie i artystycznie oddalasz się od drogi, jaką podążasz z kolegami z Riverside. Czy wkrótce będziesz podążał wyłącznie swoją solową ścieżką? Czy rozważasz taki krok?
W Riverside bardzo dużo komponuję i bawię się stylistycznie. Dzięki mnie ten zespół nagrywa tak różne od siebie płyty jak „ADHD”, „Love, Fear and The Time Machine”, czy „Eye of The Soundscape”. To dowód na to, że wciąż poszukuję. Że wciąż poszukujemy. W solowych projektach też chce poszukiwać, dlatego muzycznie raczej uciekam w nich od tego, co robię w Riverside. A przy takiej rozpiętości stylistycznej jest to dosyć trudne (śmiech). Chyba jednak mi się udaje, bo nie chcę, żeby Lunatic Soul brzmiał podobnie do Riverside i nie chcę, żeby na przykład wydawana przeze mnie na kasetach elektronika spod znaku MD brzmiała jak Riverside z płyty „Eye of The Soundscape”. Chcę tworzyć różnorodne światy muzyczne. Mieć swoje własne Universum Marvela.
A odpowiadając na twoje pytanie – chcę przede wszystkim bawić się muzyką. Jeśli więc kiedykolwiek, w którymś z tych muzycznych światów stracę sens poszukiwań, z pewnością zaprzestanę się w nim udzielać. Na razie jednak na nic takiego się nie zapowiada.
Z Mariuszem Dudą rozmawiał Dawid Brykalski
Zdjęcia: Tomasz Pulsakowski