Steve Morse znany jest z wyjątkowej techniki gry, w której łączy różne style muzyczne, takie jak rock, jazz, czy country, co nadaje jego grze unikalny charakter. Zdobył uznanie zarówno jako solowy artysta, jak i członek takich zespołów jak Dixie Dregs, Kansas i przede wszystkim Deep Purple. Nie wszyscy wiedzą jednak, że w pewnym momencie swojego życia Steve Morse poczuł, że przemysł muzyczny jest dla niego zbyt dziwny i postanowił się wycofać.
W najnowszym odcinku youtube’owej serii filmów String Theory Ernie Ball, Steve Morse wspominał, kiedy wycofał się z muzycznej aktywności pierwszy raz. Było to około 1981 roku, po rozpadzie Dixie Dregs, zespołu, dzięki któremu świat usłyszał o nim po raz pierwszy: „Zacząłem wykonywać różne dorywcze prace – obsługiwałem buldożera, ścinałem siano dla ludzi, itp. Nie próbowałem pracować jako muzyk. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ czułem, że naprawdę brakowało mi grania. Musiałem wymyślić coś co mnie wyżywi, a Phil Walden z Capricorn Records bardzo mnie zachęcał do założenia własnego zespołu.”
Bez względu na to, jakie były problemy w przeszłości, rób swoje
„Myślałem, że gdybym miał trio, mógłbym ogarnąć wszystko i lepiej przetrwać okresy przygotowawcze. Muzycznie to byłby dla mnie prawdziwy trening, ale także coś, co lubiłem. Więc przez lata graliśmy w zespole Steve’a Morse’a, tylko znowu trochę się wypaliliśmy”.
„Wypalenie” jest niestety powracającym tematem dla Morse’a, ale kolejnym razem, w 1986 roku, z pomocą przyszedł mu zespół Kansas: „Dostałem szansę pracy nad piosenką z Kansas, co przerodziło się w kolejne piosenki, a następnie trasę koncertową i album. Jednocześnie mogłem wówczas nagrywać, co chciałem.”
Mogłem tworzyć muzykę, nie martwiąc się o zadowolenie kogokolwiek w biznesie. To naprawdę mi odpowiadało
Jak wspomina serwis GuitarPlayer, tak właśnie powstał jego pierwszy solowy album, „High Tension Wires”. Opowiada dalej Morse: „Cały zamysł polegał na tym, aby powiedzieć ludziom z wytwórni płytowej, że nie obchodzi mnie to – jeśli to się sprzeda, to jedno, ale jestem tutaj, aby tworzyć muzykę i tyle.”
Steve Morse stał się niezależny i nagrywał dla muzyki, a nie dla zysku. Jednak to praca pilota samolotów zajmowała mu coraz więcej czasu i w związku z tym doszedł on do pewnych wniosków: „Zdobycie tej pracy było dużym wyzwaniem i naprawdę mi się to podobało, ale zdałem sobie sprawę, że każda praca ma rzeczy, których w niej nie lubisz. Czasami trzeba po prostu sobie z czymś poradzić.”
Steve kontynuował opowieść: „Pamiętam, jak wracałem po długim, długim dniu, który zaczynał się o 2 w nocy. Nadal miałem na sobie mundur pilota i w tym momencie zadzwonił do mnie Gary Rossington (gitarzysta Lynyrs Skynyrd): 'Stary, musisz przyjść, przynieś gitarę, nagrywamy dziś wieczorem. Przynieś gitarę, zobaczymy się o szóstej’.
Morse przyszedł ze swoją gitarą, ale w tym momencie zespół już grał d;a 16-tysięcznej publiczności. „Gary otrzymuje wiadomość, że tu jestem” – wyjaśnia Morse. „Mówi do tłumu: 'Dobra, wszyscy, przywołajmy teraz Steve’a Morse’a, żeby zagrał piosenkę 'Gimme Back My Bullets”. Ktoś wepchnął mnie na scenę a tam stał tam wzmacniacz, do którego nigdy wcześniej się nie podłączałem, Powiedziałem wówczas sobie: 'Jeśli bywa tak fajnie, to powinienem wrócić do muzyki na pełen etat, bo to jest niesamowite’. Mieć kumpli, którzy mnie pamiętają i być częścią czegoś takiego, to coś wyjątkowego”.