Big Cyc to często jedna z najważniejszych kapel dla tych, którzy zainteresowali się muzyką w latach 80. ubiegłego wieku. Trochę polityczna, trochę satyryczna, ale wykonawczo zawsze na poziomie. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, że Big Cyc składa się z doskonałych instrumentalistów, niech posłucha sobie przede wszystkim gry gitarzysty – Romana Lechowicza.
Instagram uprzejmie donosi, że w obozie Big Cyc’a „coś się dzieje”. Czyżby tworzył się nowy materiał? Na chwilę obecną wszystko jest owiane tajemnicą… Możesz zdradzić coś więcej, na kiedy planowana jest premiera nowego wydawnictwa?
Na ten moment nic nie jest planowane. Nagraliśmy parę nowych utworów, które skomponował Dżej Dżej (Jacek Jędrzejak). Wcześniej spotkaliśmy się na paru próbach, gdzie mamy ten przywilej robić je u Dżerego (Jarek Lis) w lesie, a klimat jest tam znakomity. Potem dojechał do nas Maras (Marek Szajda) żeby była już gotowa druga gitara. A przy tej okazji pojechaliśmy wszystko zarejestrować to w studiu Maq Records. Może będzie z tego nowa płyta, czas pokaże.
Brałeś udział w nagraniach wszystkich płyt zarówno Big Cyca jak i Czarno Czarnych. Czujesz się spełniony? Masz tą nutę satysfakcji, że przez tyle lat nadal pojawiają się pomysły na aranże, muzę, solówki?
Tak, od 1990 roku aż do teraz brałem udział we wszystkich projektach Big Cyca oraz od 1998r. w Czarno Czarnych. Czy jestem spełniony? Myślę, że tak. Przecież jeszcze nie jesteśmy tak starym zespołem, aby kończyć karierę. Obyśmy dotrwali i byli spełnieni jak mój ulubiony band „The Rolling Stones”. Uważam, że przez tyle lat gdzieś te pomysły się w końcu skończą. A jednak kiedy biorę gitarę do ręki, nagle w głowie zapala się lampka – wtedy pojawia się zarys piosenki, którą szybko wrzucam do komputera, żeby nie zapomnieć i w końcowej fazie złożyć numer w całość.
Jak o wieku mowa… od ponad 30 lat razem z wariatami – Ty, Skiba, Dżej Dżej i Dżery. Jak to zrobiliście, że przez ten czas, kolokwialnie rzecz ujmując, nie pozabijaliście się? A może to dołączenie do składu dwóch jakże spokojnych – Gadaka i Marasa „rozładowało” atmosferę?
Jak do tej pory jeszcze się nie pozabijaliśmy, czyli jest dobrze. Oczywiście, jak to w rodzinie, muszą być sprzeczki, wymiany zdań i że coś komuś się nie podoba. Pojawienie się nowych kolegów dodało nam energii. Gadak dorzucił klawisze, Maras dodał przestrzeni do mojego solowego grania przez tyle lat. Razem stworzyliśmy nową jakość Big Cyca.
A nie było nigdy poważniejszych zgrzytów? Takich wiesz, rzucam to wszystko, koniec i nie ma gadania…
O ile pamiętam, było parę zgrzytów. Graliśmy małą traskę po wybrzeżu, nie pamiętam o co dokładnie chodziło, ale Dżery oznajmił nam, że odchodzi i że zostanie listonoszem (śmiech). Nawet kiedyś w górach doszło do małych rękoczynów. Tak to jest jak jeden jest trzeźwy, a reszta na bani. W efekcie nie zaważyło to na naszej przyjaźni czy rozpadzie kapeli. Dzięki temu mamy co wspominać.
Graliśmy małą traskę po wybrzeżu, nie pamiętam o co dokładnie chodziło, ale Dżery oznajmił nam, że odchodzi i że zostanie listonoszem (śmiech). Nawet kiedyś w górach doszło do małych rękoczynów. Tak to jest jak jeden jest trzeźwy, a reszta na bani.
Mamy czasy jakie mamy… Jak grało Wam się na Pol’And’Rocku po pięciomiesięcznej przerwie? Był stres, podekscytowanie?
Kiedy Jurek Owsiak oznajmił nam, że zaprasza nas na Pol’And’Rock czyli Największą Domówkę Świata 2020, to byliśmy w siódmym niebie. Po pierwsze, jest to dla nas zaszczyt, a po drugie ogromna radość, że mogliśmy znowu stanąć na scenie po tam długim czasie. Były to dla nas spore emocje i trochę dreszczyku. Ten występ na długo pozostanie w naszej pamięci.
Wy – muzycy, jesteście teraz w trudnej sytuacji. Brak dużych imprez plenerowych, festiwali, koncerty klubowe też stoją pod znakiem zapytania. Czujesz na sobie tą presję, że tak naprawdę nie wiadomo jak to będzie, a przecież zarabiać trzeba…
Tak, oczywiście czuję ogromną presję. W końcu jest to nasz zawód i sposób na życie, który kochamy i bez tego żyć nie możemy. Planujemy koncerty klubowe i rozmawiamy z organizatorami jak stworzyć bezpieczne warunki dla nas i dla publiczności. Staramy się wrócić na scenę tak by trasa „Z partyjnym pozdrowieniem”, która spotkała się z dużym zainteresowaniem fanów mogła zostać dokończona.
Gitary, wiadomo ale… masz jakąś inną pasję, która pozwala Ci oderwać się od rzeczywistości?
Lubię popracować czasami w ogrodzie, przy czym bez muzyki zdecydowanie się nie obędzie. Słuchawki na uszy, ewentualnie mały JBL. Jestem także kinomanem. Uwielbiam stare filmy typu „James Bond 007” czy np. „Ojciec Chrzestny”, „Człowiek z blizną”, „Czas apokalipsy”. Myślę, że gdybym nie grał, to chciałbym pracować w Clearwater Marine Aquarium. Jest to Animal Hospital na Florydzie.
Gitarzyści często dzielą się na „gibsonowców” i „fenderowców”, a Ty używasz zarówno pięknego Les Paula Black Beauty, LP Juniora, ale także Stratocastera i Telecastera. Według jakiego klucza używasz tych różnych wioseł?
Wiem, że na świecie powstało mnóstwo firm produkujących gitary. Ale dla mnie kultową gitarą będzie zawsze Gibson i Fender. Może dlatego, że moją pierwszą poważną gitarą był Gibson Les Paul Custom, którą kupiłem w latach 90′ i do tej pory jest moją najważniejszą gitarą. Potem pojawiły się Stratocaster i Telecaster, które zawsze sprawdzają się na koncertach i w studiu nagraniowym. Posiadam jeszcze dwa Duesenbergi Starplayer TV, a firma ta też ostatnio stała się bardzo popularna i jeszcze przed pandemią kupiłem Danelectro 64. Aczkolwiek posiadam jeszcze Gretscha sygnowanego przez Briana Setzera, którego również uwielbiam. Niezaprzeczalnie każda z tych gitar ma swoje unikalne brzmienie i duszę, które lubi większość muzyków na całym świecie. Gibsony używam głównie do Big Cyca, a Fendery, Gretscha i Duesenbergi do Czarno Czarnych.
Gibsony używam głównie do Big Cyca, a Fendery, Gretscha i Duesenbergi do Czarno Czarnych.
Z tego co zauważyłam, to przesiadłeś się z Mesy na Marshalla? Mam rację?
To raczej z Marshalla przesiadłem się na Mesa Boogie, lecz nie trwało to zbyt długo. Już parę lat temu wróciłem z powrotem do Marshalla 2555X Silver Jubilee. Jednak wraz z Gibsonem tworzą duet idealny. Z resztą od samego początku grałem już na Marshallu Valvestate 8080. Później na kopii Marshalla Plexi, który prawdopodobnie był używany na początku kariery kolegów z TSA. W 95 roku kupiłem Marshalla Dual Reverb, gdzie jeszcze w późniejszym czasie niejaki Mandaryn z Wrocławia go stuningował.
A paczki?
Na początku grałem na kolumnie Marshalla ze standardowymi głośnikami Celestion.
W późniejszym czasie kupiłem kolumnę Marshalla z lat 60′ na głośnikach Celestion Greenback od znanego w Polsce lutnika Jarka Bąka. Obecnie posiadam kolumnę dedykowaną dla Marshalla Jubilee na głośnikach 4x Vintage Celestion.
W Big Cycu grasz z drugim gitarzystą Marasem. Interesuje mnie Wasz podział ról – jak dzielicie partie gitarowe i na jakiej zasadzie różnicujecie swoje brzmienia?
Z Markiem dogadujemy się bardzo dobrze, tym bardziej, że jest to świetny muzyk i nie musimy sobie za dużo tłumaczyć. Jeśli chodzi o koncerty, Marek gra w większości wszystkie partie gitar, które dodatkowo nagrywałem do wszystkich płyt, a w których Marek jeszcze nie uczestniczył. Ogólnie z podziałem nie ma u nas żadnego problemu. Mówiąc o brzmieniu, każdy z nas posiada inne. Ja ustawiam brzmienie zawsze ciemniejsze, a Marek bardziej jaskrawe i przez to na koncertach współgra to bardzo dobrze. Oczywiście każdy ma swoje ustawienie gałek, a gramy obecnie na dwóch Marshallach – JTM 45 i Jubilee 2555X.
Tekst i zdjęcia: Ilona Matuszewska
Foto główne: Tomik Wincenciak