Gdy siadasz do rozmowy z gitarzystą, musisz spodziewać się, że wybór konkretnej, jednej marki gitar czy wzmacniaczy jest raczej niemożliwy. W przypadku Picika: FGN czy Gibson, oto jest pytanie… Zapraszamy na rozmowę z gitarzystą zespołu Hunter. Ilona Matuszewska poruszyła kilka tematów, w tym trzydziestopięcolecie Huntera, nowy materiał, odchudzanie backlinu i customowanego Gibsona.
Powrót Huntera na duże sceny po długiej przerwie cieszy i pozytywnie nakręca…
Nas również! A tak na poważnie, sytuacja związana z pandemią Covid zaskoczyła nie tylko nas. Tym bardziej, że 2019 rok, pod względem koncertowym, zapowiadał się dla nas bardzo obiecująco. Wielka szkoda, że nic z tego nie wyszło, ale z drugiej strony ważniejsze jest ludzkie życie i bezpieczeństwo. Teraz mamy okazję wrócić do normalnego koncertowania, czego nam bardzo brakowało przez ostatnie dwa lata.
Porozmawiajmy chwilę o Waszym 35-leciu, zagranym na 37-lecie, bo musieliście przesuwać uroczystość. Zagraliście koncert w swoim rodzinnym Szczytnie, wraz ze wspaniałymi gośćmi. Jakie wrażenia? Przygotowaliście specjalny set na to wydarzenie? Próbom nie było końca?
Wrażenia niesamowite. Nie spodziewałem się takiego zainteresowania. Publiczność nie zawiodła. Zagranie takiego koncertu po dość długiej przerwie robi wrażenie. Przygotowaliśmy długi, przekrojowy set na to wydarzenie. Chcieliśmy, żeby pokazał on w pigułce całą historię zespołu, stąd również goście specjalni. Były to osoby, które zespół spotkał na swojej drodze przez te wszystkie 35/37 lat (śmiech). Był z nami nasz przyjaciel Grzegorz „Brooz” Sławiński, jeden z założycieli Huntera i wieloletni perkusista zespołu. Po latach zagrał razem z nami „Fallen”, który wspólnie tworzyliśmy na próbach w Olsztynie. Poza „Broozem” byli również Maciej „Ślimak” Starosta, Ania Brachaczek, Tomek Kasprzyk, Czarek Kaźmierczak, Chór Kantata, Natalia Sycz, Gaia z zespołu Imaginature… mnóstwo wspaniałych, ciepłych i życzliwych ludzi, z którymi wspaniale było wystąpić na jednej scenie.
Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdyby nie obyło się bez, choćby drobnego, skandalu. Otóż zostaliśmy oskarżeni, przez jedną z radnych miasta, o… szerzenie faszyzmu! Kto zna zespół na pewno wie jak wielkim jest to absurdem – od początku istnienia punktujemy bezsensowność wojen, przemocy i ludzkiej głupoty. Poprzez wszelkie dostępne środki artystycznego wyrazu staramy się otworzyć oczy ludziom na cierpienie, jakie niosą ze sobą konflikty. Niestety, jak widać, nie każdemu podoba się to co chcemy przekazać, ale na to nie mamy żadnego wpływu.
Zostaliśmy oskarżeni, przez jedną z radnych miasta, o… szerzenie faszyzmu! Kto zna zespół na pewno wie jak wielkim jest to absurdem – od początku istnienia punktujemy bezsensowność wojen, przemocy i ludzkiej głupoty
37 lat na scenie… znacie się już chyba na wylot… Hunter to wyłącznie wspólne koncerty czy również wspólne imieniny?
To prawda, znamy się na wylot (śmiech). Jakoś tak się złożyło, że od początku Hunter opiera się na przyjaźni. Chyba nie robilibyśmy tego gdybyśmy się nie lubili? Rozumiemy się doskonale, choć jak w każdym „małżeństwie” nie obywa się bez różnicy zdań, nierzadko bardzo ognistej. Kocham to specyficzne poczucie humoru moich przyjaciół, podoba mi się, że potrafimy się śmiać sami z siebie. Jeżeli chodzi o imieniny, jak i inne okazje do imprezowania, staramy się, jak to tylko możliwe, żeby spędzać te chwilę we wspólnym gronie, jednak nie zawsze się to udaje. Dzieli nas wiele kilometrów, co niezbyt korzystnie wpływa na utrzymanie codziennych kontaktów. Mimo tego cały czas jesteśmy grupą dobrych przyjaciół, którzy potrafią dobrze spędzać razem czas.
Ostatnio zrobił się wokół Was szum związany z ukraińską wersją „Kiedy umieram” i obrazie – drastycznym ale jakże przejmującym- stworzonym do tego utworu. Numer został on na chwilę zablokowany na YouTube…
To bardzo dobrze, im głośniej szumi tym więcej osób to usłyszy i przekaz trafi do większej liczby ludzi. Tak, jak już wspomniałem wcześniej, od zawsze jesteśmy przeciwni wojnom i przemocy, więc to, co dzieje się u naszych sąsiadów dotknęło nas niesamowicie mocno. Naturalną potrzebą było więc działanie w tej sprawie. Myśleliśmy nad formą, w jakiej moglibyśmy pomóc. Włączyliśmy się w zbiórki potrzebnych rzeczy oraz żywności, równocześnie, jak to artyści, czuliśmy potrzebę przekazania swojego protestu. Okazało się, że przekaz „Kiedy umieram” idealnie wpisuje się w potrzebę chwili, w to, co chcielibyśmy wykrzyczeć. Dodatkowo chcieliśmy, żeby nasi ukraińscy sąsiedzi mogli również zrozumieć przekaz tej piosenki. Tak powstało „Коли вмираю…”. Co do klipu, no cóż… Tu chyba nie trzeba nic pisać. Obraz tragedii, która dzieje się tuż obok, mówi sam za siebie.
Zazwyczaj poruszacie tematy bieżące i trudne, jak np. w „Rzeźni nr 6”, tak było i w przypadku wojny na Ukrainie…
I w każdym innym przypadku. Nie można przechodzić nad takimi rzeczami obojętnie.
Jaskółki uprzejmie donoszą, że pracujecie nad nowym albumem. Możesz uchylić rąbka tajemnicy na jakim etapie produkcji się znajdujecie? Czego możemy spodziewać się po nowym wydawnictwie? A przede wszystkim, kiedy możemy się go spodziewać?
Znasz bardzo uprzejme jaskółki (śmiech). To prawda, pracujemy nad nową płytą. Powstały już formy i teksty piosenek, teraz czeka nas poskładanie tego wszystkiego do kupy. Myślę, że wiosną będziemy się cieszyć nowym albumem. Poza tym planujemy również zakończyć, wcześniej zapowiadany i rozpoczęty, projekt akustyczny. Będziemy na bieżąco dzielić się efektami prac, a w międzyczasie ukażą się winylowe wydania naszych płyt „Królestwo” i „Imperium”. Można będzie je zakupić już na naszej jesiennej trasie, na którą zapraszam gorąco.
Pracujemy nad nową płytą. Powstały już formy i teksty piosenek, teraz czeka nas poskładanie tego wszystkiego do kupy. Myślę, że wiosną będziemy się cieszyć nowym albumem. Poza tym planujemy również zakończyć, wcześniej zapowiadany i rozpoczęty, projekt akustyczny
Przechodząc do tematów sprzętowych, ostatnio widziałam u Ciebie FGN – napisz coś więcej o modelach/modelu na jakim grasz? Dlaczego ta marka?
Tak się złożyło, że dzięki uprzejmości firmy Musik Meyer International miałem okazję przetestować gitary marki FGN. Oczywistym wyborem były modele analogiczne do Gibsona Les Paul. Mój wybór padł na serię Neo Classic. Wybrałem modele NLC 20EMH oraz NCLS-30R-BF. Są to topowe modele z tej serii. LC20 to odpowiednik gibsonowskiego Customa. Gitara wykonana jest z mahoniu, posiada przetworniki Seymour Duncan ’59 SH-1 i JB SH-4. Brzmi mocno i klarownie, nawet na mocnych przesterach dźwięk jest wyraźny, nie ma tendencji do rozmywania się, brzmi selektywnie i doskonale przebija się w miksie. Manualnie – gitara bardzo wygodna, choć ciężka.
LS30 to klasyczny Standard. Wykonana z mahoniu z klonowym topem i przetwornikami Seymour Duncan SH-18 Whole Lotta Humbucker. Brzmi niesamowicie tłusto, a mimo to selektywnie. Bardzo ładne cleany, a na przesterach trąby jerychońskie. Manualnie – porządny „kawał kołka” w dobrym tego słowa znaczeniu, pomimo tego bardzo wygodna. Oczywiście obydwie ślicznotki nie wracają już do dystrybutora. Zakochałem się w nich…
A ten Twój czarny Gibson Les Paul?
A to też wspaniały instrument. Mam go już ponad 25 lat. Jest to Gibson Les Paul Standard z 1995 roku. Tylko taki troszkę inny… Był to instrument okazyjnie kupiony jako używana gitara sprowadzona z USA. Pod koniec 90 lat zadzwoniłem do człowieka z Warszawy, który zajmował się sprowadzaniem gitar z zachodu. Przy pierwszej rozmowie telefonicznej zapytał, czy mam jakieś oczekiwania co do tego mojego wymarzonego instrumentu. Ja na to, że raczej nie, że ma być to Gibson Les Paul, niewiele wtedy wiedziałem na temat instrumentów z „górnej półki”, ale jeżeli mam coś do powiedzenia to żeby tylko nie był czarny. Za jakiś tydzień dzwoni telefon i odbieram info, że moja wymarzona gitara jest już Polsce, ale jest jeden mankament. Jaki? – pytam. – Jest czarna – pada odpowiedź (śmiech).
Niewiele wtedy wiedziałem na temat instrumentów z „górnej półki”, ale jeżeli mam coś do powiedzenia to żeby tylko nie był czarny. Za jakiś tydzień dzwoni telefon i odbieram info, że moja wymarzona gitara jest już Polsce, ale jest jeden mankament. Jaki? – pytam. – Jest czarna – pada odpowiedź
Oczywiście kupiłem i raczej nigdy nie wnikałem w brzmienie tego instrumentu, nie miałem do czego porównać. Aż do czasu kiedy zacząłem grać w Hunterze. Pomimo wielu instrumentów, jakie mieliśmy do wyboru w studio, okazało się, że mój Gibol brzmi najlepiej, a nie były to byle jakie instrumenty. Od tego czasu moją gitarą zainteresował się Drak. Nigdy nie był fanem Les Pauli, ale natychmiast kupił taki sam instrument. Dokładnie ten sam model z tego samego roku. Niestety obydwa instrumenty dzieliła przepaść brzmieniowa. Po małym śledztwie okazało się, że trafiłem przypadkiem jak przysłowiowa ślepa kura ziarnko. Otóż moja gitara była w stanach zakupiona jako instrument na życzenie klienta customowany w gibsonowskiej fabryce. Farciarz ze mnie!
Przez te wszystkie lata miała dwa wypadki, w których niestety dosłownie traciła głowę, ale akcja ratunkowa przyjaciół z Merlin Pickups i ponowna pomoc mojego przyjaciela Pawła Szopena Szustkiewicza, wspaniałego lutnika, uratowała mój instrument. Na pewno zabiorę ją na jesienną trasę, jest to bardzo dobrze brzmiąca i wygodna gitara.
Która z tych marek bardziej Ci ”leży”?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Mam wielki sentyment do Gibsona. Świetnie brzmi i jest super wygodny, ale z drugiej strony FGN to doskonałe instrumenty oparte na dobrych, sprawdzonych rozwiązaniach i gra mi się na nich naprawdę wspaniale. Myślę, że nie potrafiłbym zrezygnować z żadnej (śmiech).
Jakich wzmacniaczy używasz?
Od paru lat nie używam fizycznych wzmacniaczy, stałem się cyfrowy, mamy XXI wiek! (śmiech). Na koncertach używam Kempera. Mam tam profile swoich wzmacniaczy, m.in. Orange Rockerverb, Krank, Marshall. Przeszliśmy z kolegami na cyfrę ze względu na ciężar przyczepki. Po trzecim razie, kiedy wyprzedziło nas na trasie koło od przyczepy, które się urwało, zaczęliśmy kombinować, żeby odchudzić nasz backline. Drak wynalazł wtedy niemiecką myśl techniczną pod nazwą Kemper. Z początku nie bardzo wiedziałem z czym jeść tą nowoczesność. Oczywiście były już od lat na rynku urządzenia Line6, ale dopiero Kemper dał możliwość „zgrania” brzmienia swojego wzmacniacza do sygnału cyfrowego. Dodatkowo jakość tych próbek była na te czasy niesamowicie dobra. W tej chwili korzystam już z tych dobroci XXI wieku dość swobodnie, mam jeszcze Helixa od Line6, przekonałem się do nich, ale trochę to trwało. Dodatkowo brak paczki na scenie stanowił swego rodzaju kłodę pod nogi. Odsłuch w słuchawkach jest zupełnie inny niż, trzęsąca nogawką, kolumna tuż za plecami. Trzeba się przyzwyczaić.
Brak paczki na scenie stanowił swego rodzaju kłodę pod nogi. Odsłuch w słuchawkach jest zupełnie inny niż, trzęsąca nogawką, kolumna tuż za plecami. Trzeba się przyzwyczaić
Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na koncertach!
Rozmawiała: Ilona Matuszewska
Zdjęcia: Ilona Matuszewska