Kashell to nowy zespół stworzony przez Dominika „Witosa” Witczaka, Marcina „Kobeza” Kobzę, Rafała „Matusza” Matuszaka i Adama „Von Marszala” Marszałkowskiego. Na wokalu Marcin Marten. Znacie skądś te postacie? Nic dziwnego, panowie grali wcześniej w Comie i Abradab. Niestrudzona Ilona Matuszewska porozmawiała z Rafałem Matuszakiem o płycie, podobieństwach do Comy i sprzęcie.
Ka$hell – który z Was tak bardzo kaszle? Gdzie Panowie się spotkali i co wpłynęło na zainicjowanie powstania zespołu? Skąd w rockowym składzie Abradab?!
Rafał Matuszak: Jak się przyglądam nastrojom panującym w Polsce ostatnich kilku lat, mam wrażenie, że wiele osób ma gluta w gardle. Też mam podobnie i nie mam ochoty go przełykać, wolę go wykaszleć. Z dAbem spotkaliśmy się w 2019 r. przy okazji koncertu „Kocham Katowice”. Dość szybko okazało się, że dobrze się dogadujemy, nadajemy na podobnych falach, jest dobry klimat i że może trzeba pociągnąć temat dalej. Zrobić coś nowego, napisać jakiś kawałek, może nawet płytę.
Jak się przyglądam nastrojom panującym w Polsce ostatnich kilku lat, mam wrażenie, że wiele osób ma gluta w gardle
Jak zwykle przy okazji nowych bandów, w których skład wchodzą muzycy znani z innych kapel, w Waszym przypadku na pewno nie obejdzie się, przynajmniej na początku, do porównań do Comy. Nie przeszkadzają tam takie doczepianie łatek, często zupełnie nietrafionych?
Myślę, że tego nie da się uniknąć, poza tym nie mam na to wpływu. To chyba taka nasza polska natura, że lubimy doklejać łatki żeby mieć na wszystko gotową odpowiedź. Lubię słuchać tego co lubię, a tego co nie lubię nie słucham. Nie analizuję czy coś jest podobne do czegoś czy nie. Nie muszę udowadniać sobie i innym, że się znam na muzyce i słyszę takie czy inne wpływy na zespół. Myślę, że muzyki powinno się słuchać, a niekoniecznie analizować pod kontem doklejania łatek. Ka$hell ma cztery podobieństwa do Comy i jedno do Kaliber 44. Jesteśmy tymi sami ludźmi, ale opowiadamy o czymś innym i innymi środkami.

Jak wyglądały prace nad materiałem? Mieliście już wcześniej przygotowane jakieś kompozycje, wstępne aranże, czy może dopiero po „złożeniu” całego składu zaczęliście pracę twórczą?
Tak, kawałki powstały dopiero po decyzji o współpracy. Na początku w ogóle nie wiedzieliśmy, czy coś z tego będzie. Zaczęliśmy od zera, a prace ruszyły jakiś czas po zakończeniu pożegnalnej trasy Comy. Powstało sporo motywów i riffów zanim znaleźliśmy wspólne brzmienie. Co najmniej 2/3 kawałków wylądowało w koszu. Główny zamysł płyty powstał na wyjeździe, gdzie stworzyliśmy sześć utworów i wszystkie weszły na płytę. Tam też przeprowadziliśmy dużo nocnych rozmów na temat tego jak ma wyglądać płyta.
Na początku w ogóle nie wiedzieliśmy, czy coś z tego będzie. Zaczęliśmy od zera, a prace ruszyły jakiś czas po zakończeniu pożegnalnej trasy Comy
Od razu wiedzieliście w jakim kierunku muzycznym będziecie zmierzać? Połączenie hip hopu z rockiem nie jest do końca takie łatwe i oczywiste…
Na początku niczego nie zakładaliśmy. Płytę zaczęliśmy robić jak się zaczęła akcja z C19 i większość utworów powstawała zdalnie, a to zaowocowało stertą riffów, które nie zostały wykorzystane. Chyba nie jesteśmy stworzeni do robienia muzy za pomocą szybkich łączy. Dopiero wyjazd spowodował, że mogliśmy się wymienić pomysłami i wspólnie nad nimi pracować. Łatwiej jest zagrać niż opowiedzieć jaki ma się pomysł na zagranie…
Planowaliście kilka koncertów w grudniu promujących debiutancki album, ale ze względów wiadomych, musiały zostać przełożone na przyszły rok. Nie są to zbyt proste decyzje, tym bardziej, że kolokwialnie temat ujmując album promować trzeba, a koncerty są tego najlepszym sposobem…
Niestety musieliśmy przełożyć pierwsze koncerty, na szczęście odbyło się bez dramatycznych wydarzeń . Wracamy na wiosnę i szczerze, nie możemy się doczekać. Temat płyty jest już zakończony dla nas. Teraz możemy się skoncentrować na tym co lubimy najbardziej. Na graniu koncertów.

W sieci pojawiło się już sporo recenzji debiutanckiego albumu. Zauważyłam, że często pojawia się stwierdzenie, że płyta ta jest „zbyt bezpieczna”. Jak Wy się na to zapatrujecie?
Chcieliśmy do każdego egzemplarza dokładać granat hukowy ale ze względów BHP nie pozwolono nam na to (śmiech).
Zrealizowaliście w 100% swoje założenia co do całokształtu albumu – realizacji, brzmienia? Nie jest za grzecznie?
Zawsze jest tak, że jak już wydasz płytę z nowymi kawałkami to się okazuje, że można było coś inaczej, lepiej, więcej lub mniej. Praktycznie to uczucie pojawia się zaraz po zakończeniu nagrań, ale trzeba na czymś zakończyć. Mnie się ta płyta podoba, przesłuchałem z zainteresowaniem do końca (śmiech).
Mnie się ta płyta podoba, przesłuchałem z zainteresowaniem do końca
Kto jest u was odpowiedzialny za „elektronikę” w brzmieniu? Kto kładzie synthy i klei loopy?
Synthy i loopy na tą płytę zrobiliśmy w trójkę, z Kobezem i Witosem. Kobez też nagrał scratche w dwóch kawałkach. Do tego Marek Dulewicz, nasz współproducent dorzucił kilka swoich pomysłów. Później Marek musiał to wszystko zebrać razem i zmiksować. Na koncertach pieczę nad wszelkimi dźwiękami syntetycznymi będzie miał Kobez. Robi to z powodzeniem od czasy płyty „YU” i chyba dobrze czuje się w tej roli.
Marcin Kobza miał podobnie z PRS-ami, ale gral też na Les Paulach prawda? Jak to się kształtuje teraz?
Kobez jest muzykiem poszukującym i co chwila przychodzi z jakimiś nowinkami. Nie zamyka się w ramach konkretnego brzmienia. Wręcz odwrotnie, dobiera brzmienie gitary do kawałka i oscyluje między PRS-em, Les Paulem, a Fenderem. To klasyczne brzmienia, ale w połączeniu z kostkami daje to duże spektrum nowego brzmienia.
A wzmacniacze? Chętnie dowiemy się co panowie maja za plecami podczas koncertów. MLC? Mesa Boogie?
Ja dość klasycznie, ale jak na mnie to dość mało, bo okroiłem dość mocno swoja podłogę brzmieniową do kilku kostek. Za placami Ampeg Haritage, a na placach Sadowsky NYC i Sandberg California.
Dzięki wielkie za rozmowę! Życzę sukcesów i wszystkiego dobrego w Nowym Ro©ku!
Rozmawiała: Ilona Matuszewska