W czwartek 20 listopada 2014 roku w Krakowie wystąpił legendarny gitarzysta Slash. Tym razem były muzyk Guns N’ Roses przyjechał do Polski promować swój najnowszy album „World on Fire”. Towarzyszył mu jego zespół Myles Kennedy & The Conspirators. W roli supportu zagrała grupa Monster Truck.
Poniżej relacja Bartka Miecznikowskiego, który był na koncercie jako przedstawiciel redakcji TopGuitar:
SLASH is in town! Na ten koncert czekałem od dawna. Nie tylko dla tego że byłem ciekaw wykonania na żywo materiału z nowej płyty Slasha i konspiratorów pt „World on fire”, nie była to też zwykła dziennikarska ciekawość formy artysty i całego anturażu koncertu. Ja zwyczajnie należę do pokolenia ludzi ,którzy wychowali się na muzyce G’N’R,a Slash miał bezpośredni wpływ na to, że w wieku piętnastu lat sięgnąłem po gitarę elektryczną i w tym stanie trwam po dziś dzień. Stąd na datę 20 listopada b.r. czekałem jak dziecko na prezenty gwiazdkowe.
Kraków przywitał mnie chłodną aurą typową dla okresu jesiennego. Przed koncertem postanowiłem odpowiednio się „nastroić” i wybrałem się na szklaneczkę szkockiej do najodpowiedniejszego miejsca w mieście ,czyli Hard Rock Cafe. Zaraz po wejściu dało się odczuć gorącą przed koncertową atmosferę .Zaczepiła mnie kelnerka, która wskazując mi miejsce przy barze podekscytowana spytała: ”Pan też przyjechał na Slasha”? Odparłem twierdząco, po czym ona ciągnęła: ”Wie pan ,tutaj wszyscy którzy siedzą, czekają na koncert. Z koleżankami z pracy zastanawiamy się, czy może Slash nas odwiedzi? Wpadnie na obiad?”Faktycznie w HRC wszyscy rozmawiali praktycznie tylko o koncercie, a ja wypiwszy wyśmienity trunek, czym prędzej udałem się w kierunku Kraków Areny. Kiedy wysiadłem z taksówki, z oddali moim oczom ukazała się Arena rozświetlona napisem: Slash już tu jest. To jeszcze bardziej podgrzało moje podekscytowanie. Będąc w środku obiektu, szybko dało się zauważyć, że na koncert przybyły całe pokolenia fanów. Dominował kolor czerni ,na głowach czarne kapelusze, skórzane spodnie, wszystko po to by w tym dniu jak najbardziej upodobnić się do swojego idola. Co po niektórzy mieli nawet wytatuowanego Slasha na ciele! Równo o godzinie 20 na scenę wyszedł support w postaci kanadyjskiej rockowej kapeli Monster Truck. Była to już ich druga wizyta w naszym kraju. Panowie zagrali pół godzinny set solidnej gitarowej muzy .Na uwagę zasługiwał gitarzysta Jeremy Widerman, samego znakomicie brzmiący a zagrywkami i sposobem poruszania się ze swoim Gibsonem SG przypominał samego Angusa Younga. Publiczność przyjęła zespół chłodno, ale muzycy ewidentnie zdawali sobie sprawę ze swojego miejsca w szeregu. Wokalista Jon Harvey wykrzykiwał nawet słowa ”Slash, Myles, Conspirators” ,no co publiczność bardzo się ożywiła. Po trzydziestu minutach zespół opuścił scenę samemu znosząc i pakując sprzęt. W tym czasie technicy ekipy Slasha pospiesznie szykowali backline na występ gwiazdy ,a wśród publiczności czuć było narastające napięcie. Punktualnie o 21 zgasły światła oczom publiczności ukazało się wielkie logo z okładki nowej płyty ekipy Slash feat Myles and The Conspirators, a w rytm puszczonego intra koncertowego na scenę wkroczył Slash, Myles Kennedy i ekipa .Ich wyjściu towarzyszył wrzask rozbudzonej do czerwoności publiczności ,taki jaki towarzyszy gwiazdom pokroju Madonna czy Rihanna. Na pierwszy ogień poszedł singiel z pierwszej płyty chłopaków „Apocaliptic love” zatytułowany „You’re lie”. Tłum oszalał, zaczęła się rockowa uczta .Na drugi ogień poszedł „Night train” pochodzący z kultowej płyty „Apetite for Destruction” Guns ‘N’Roses. Pierwsze dźwięki riffu wywołały spazm tłumu, który zaczął napierać na bramki oddzielające publikę od sceny. Dało się zauważyć ,że ochrona robiła co może by odpychać spragnionych rock and rollowej jazdy .Kolejny na liście był numer „Halo”a po nim pierwszy tej nocy numer z płyty „World on fire”,pt „Avalon” wcześniej zapowiedziany przez wokalistę, Mylesa Cennedy .Utwór został entuzjastycznie przyjęty przez fanów ,słychać było że kawałek został już dobrze „ograny przez Slasha &Co .Podobało mi się to, że mimo iż w nazwie i mediach eksponowany jest Slash jako totalny leader ekipy,to na scenie widać było prawdziwy zespół z krwi i kości ,ludzi którzy się uzupełniają i dobrze ze sobą czują. Było to dokładnie widać i słychać .Po kawałku „Back from Cali”, podczas którego fani stworzyli z kartek Polska flagę ,Myles rozpływał się nad publicznością krzycząc:” That was fuckin crazy”!!!”Awsam”. Panowie nie zwalniali tempa,” Automatic overdrive”,„30 Years to Life” pokazały że zespół jest w świetnej formie i cieszy się wspólnym graniem. Przed kolejnym utworem Myles poprosił by ludzie przestali napierać na barierki bo mdleją ludzie. Faktycznie ochrona podczas całego koncertu wyciągnęła z tłumu ponad dwadzieścia przygniecionych i omdlałych osób. Po kawałku „You could be mine „Gunsów Mylesa na wokalu zastąpił basista Todd Kerns. Myles w tym czasie udał się do garderoby by chwilę odpocząć. Todd zaśpiewał „Doctor Alibi”i „Out to Get me” ponownie Guns’N’Roses. W mojej opinii był to najsłabszy fragment koncertu, ewidentnie zabrakło front mana na scenie, napięcie koncertu ewidentnie spadło. Na szczęście Myles szybko wrócił i po piosence ”Too far gone ”krzyknął po polsku „dziękuję”, co zostało przyjęte owacjami i okrzykami radości. Przyszła kolej na „Too far gone ”i „Beneath the Savage Sun” a ja zastanawiałem się czy zagrają mój ukochany „Sweet child on mine” .Przyszła pora na kolejny mini set z repertuaru G’N’R.” Mr Brownstone „i „Rocket Queen” podczas którego Slash zadziwił wszystkich gitarowym solem trwającym kilkanaście minut!!Rozkręcał się bardzo powoli na początku lekko jazzująca frazą, aż do totalnego rockowego wymiatania ,a Slash udowodnił że nadal jest w światowej gitarowej czołówce i nadal ma dużo do powiedzenia jako muzyk .Po utworze „Bent to fly” przyszedł czas na końcowe cztery kawałki. Tytułowy „World on fire”, który fani zaśpiewali od początku do końca, następnie utwór „Anastasia” zagrany na dwugryfowej gitarze Guild. Slash zaczął grać na górnej dwunastostrunowej akustycznej, na główny riff przełączył się na dolną elektryczną .Na przedostatni utwór Slash wszedł na podest i zabrzmiały pierwsze dźwięki „Sweet child on mine”(doczekałem się).Wokalistę Mylesa przez cały utwór przykrył chór kilkunastu tysięcy gardeł. Na zakończenie „Slither”, jedyny kawałek z repertuaru Velvet Revolver podczas którego Myles przedstawił band dziękując wcześniej supportującemu ich Monster Trackowi .Mylesa przedstawił Slash, który pierwszy raz tego wieczora odezwał się do publiczności .Po tym zespół zakończył koncert schodząc ze sceny. Światła zgasły,ale fani nie dali muzykom odjechać bez bisu. Po dosłownie minucie Slash i konspiratorzy ponownie wkroczyli na scenę, Myles wniósł ze sobą Polską flagę ,którą położył na kolumnie basisty Todda .Bez zbędnego przedłużania SLash wszedł na podest i zaczął grać pierwsze dźwięki do „Paradise city” . Nie było tu zaskoczenia, utwór ten jest stałym punktem programu Slasha & Conspirators. W ostatniej minucie utworu, podczas szaleńczego solo Slasha ze sceny zostało wystrzelone confetti które powoli opadało na rozgrzany do czerwoności tłum. Po koncercie Slash bardzo dziękował Polskiej publiczności za to ,że przyszli co chwila dodając, że koncert był niesamowity. Na sam koniec stanął na chwilę na rękach pokazując jak dużo ma energii. Muszę przyznać ,że ponad dwugodzinny występ który panowie dali w Krakowskiej Arenie wyczerpałby energię niejednego tuza. Slash wydawał się być niezniszczalny pod tym względem. Wychodząc usłyszałem głos młodego człowieka który mówił do znajomych: „Ciarki były czyli koncert udany”. Zgadzam się z tym, zespół dał niezapomniany koncert, organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Nagłośnienie było bardzo dobre. Jako dziennikarz czułem niedosyt ,bo zabrakło konferencji prasowej z udziałem Slasha, nie mogliśmy również wchodzić na backstage, co rozgoryczyło niektórych dziennikarzy. Wychodząc z Areny pożegnał mnie elektronicznie wyświetlany napis:” Slash tu był” .Podobno Rock and roll już jest niemodny? Wolne żarty.
Poniżej galeria zdjęć z koncertu Slasha i Monster Truck autorstwa Ady i Sobiesława Pawlikowskich:
[nggallery id=90]