Gitara, synthaxe, ztar: Allan Holdsworth
Bas: Skuli Sverrisson
Niespełna dwadzieścia lat mija od wydania tej płyty, którą w dyskografii Coltrane’a gitary cenię wysoko, choć nie jest to ani najdoskonalsza, ani też przełomowa płyta w jego twórczości. Próbując podchodzić bez sentymentów do tej muzyki, stwierdzam, że mimo wszystko nie zestarzała się, pozostając mocnym punktem w dyskografii tego genialnego muzyka. To synteza stylu i twórczości Holdswortha, gitarzysty i amatora gitarowych syntezatorów: począwszy od dramatycznej, gitarowej końcówki „Prelude” przez naznaczoną legato wyższą, gitarową matematykę tak mocno ubarwioną emocjami w „Ruhkuhah”, baśniowość „Low Levels…”, lekkość „Tulio”, lirykę „House of Mirrors” i finałową free jazdę bez trzymanki w „Postlude”. W Sverrissonie gitarzysta znalazł genialnego zmiennika dla Jimmy Johnsona, a Gary Husband – choć, jak przyznał, nie lubi tej płyty – kolejny raz sprawdził się w roli rytmicznego interlokutora. No i Hunt na klawiszach: subtelny, filozoficzny i niedoceniany.
Cyfrowy remaster niewiele poprawia, gdyż w oryginale płyta była dobrze wyprodukowana, choć perfekcjoniście Allanowi na pewno to i owo jak zwykle się nie podobało.
Piotr Nowicki