Wyd. RCA Sony Music
Jest takie powiedzenie, że dobrzy artyści kopiują, a wielcy – kradną. Na debiutanckiej płycie Nothing But Thieves usłyszymy połączenie indie i dance rocka spod znaku The Killers, White Lies czy Foster The People z klasyką brytyjskiej alternatywy w postaci Muse, Radiohead czy Manic Street Preachers i domieszką melancholijnej elektroniki w stylu Hurts. Na szczególną uwagę zasługuje melodyjny wokal Conora Masona, którego falsetowe uniesienia do złudzenia przypominają niekiedy wyczyny Matta Bellamy’ego; innym razem w jego zaśpiewach odnajdziemy lekkie echa (dosłownie i w przenośni!) Led Zeppelin, White Stripes czy Triggerfinger.
Kiedy to wszystko podsumujemy, można chyba uznać, że rozszyfrowaliśmy sens nazwy tego brytyjskiego kwintetu: to po prostu banda najzwyklejszych w świecie złodziejaszków, którzy podkradli co nieco tu i tam, tworząc nadzwyczaj chwytliwą mieszankę elementów dobrze znanych i lubianych. Zrobili to jednak na tyle wdzięcznie i subtelnie, w dodatku doskonale operując dynamiką i brzmieniem, że nie sposób odmówić im umiejętności, smaku i artyzmu.
Choć eponimiczna płyta Nothing But Thieves może sprawiać wrażenie nieco nierównej stylistycznie – zaraz obok zbuntowanych, brudnych gitar mamy gładkie, synthpopowe ballady – to jest ona zdecydowanie przebojowa i arcyprzyjemna w odbiorze. Może i chłopaki nie tworzą jakiejś nowej jakości na rynku, ale doskonale dobranymi i zmyślnie połączonymi składnikami serwują nam po prostu kilkanaście kawałków przepysznej, nowoczesnej muzyki okołorockowej, która wręcz rozpływa się w uszach.