Don’t You Bear wrzucili do jednego kociołka żywiołowe, indierockowe granie rodem z Wysp Brytyjskich, a także solidną garść inspiracji z amerykańskiego podwórka. Z jednej strony mamy więc skoczne beaty i lekko niechlujne, niezobowiązujące, a jednak poruszające riffy, z drugiej wyraźnie zarysowane melodie wokalne i mocniejszy, gitarowy czad, a wszystko okraszone zawodowym brzmieniem. Jeśli miałbym nawiązać do powszechnie znanych nazw, to w poszczególnych utworach odnaleźć można podobieństwa do takich zespołów jak The Killers, Franz Ferdinand, Morning Parade, Arctic Monkeys, Bloc Party, Biffy Clyro, ale też weteranów takich jak Foo Fighters, Pearl Jam i Queens Of The Stone Age. Ostatnie, bonusowe nagranie live jednoznacznie natomiast nawiązuje do Kings Of Leon i przestrzennego grania w stylu Editors czy The National.
Nie oznacza to, że Don’t You Bear nie mają swojego stylu – prezentowana EP-ka wyraźnie zaznacza terytorium, po jakim zamierza poruszać się ta nowa grupa, a każdy z pięciu zawartych na niej utworów już mógłby być przebojem skierowanym do młodego pokolenia słuchaczy. Szkoda, że Eskę Rock zdjęto z ogólnopolskiej anteny, bo tam zespół ten pasowałby idealnie! Na szczęście są jeszcze inne, bardziej dynamiczne kanały dystrybucji muzyki…
Mikołaj Służewski