Gitara: Krzysztof Pełech
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej, Antoni Wit
Orkiestra Kameralna Polskiego Radia „Amadeus”, Agnieszka Duczmal
(DUX 2011)
Jak ktoś chyba słusznie zauważył, pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze… Spróbuję jednak w tym opisie przybliżyć czytelnikom krążek powszechnie znanego i uznanego wrocławskiego 41-letniego gitarzysty, Krzysztofa Pełecha. Rejestracje dokonane zostały w latach 2004 (Rodrigo) oraz 1998 (Vivaldi, Dyens, Kurdybacha) ze znakomitymi, markowymi orkiestrami i ich szefami.
Plotka mówi, że Joaquin Rodrigo niespecjalnie przepadał za gitarą i gitarzystami, dlatego też tworzył utwory tak trudne technicznie, że prawie niewykonalne. Najlepszym na to przykładem jest osławiony „Concierto de Aranjuez” z 1939 roku, napisany krótko po śmierci dopiero co urodzonego maleństwa państwa Rodrigo. Sam kompozytor tłumaczył, że końcowe wznoszące się dźwięki części Adagio symbolizują właśnie unoszenie się małej duszyczki do nieba. Wykonanie Pełecha cechują wyraziste akcenty, częste stosowanie barwy sul ponticello i mnogość artykulacji staccato. Gitarzysta świetnie radzi sobie z wieloma niewygodnymi fragmentami. Całość brzmi szeroko i pulsuje po hiszpańsku.
Część druga koncertu z przepięknym, opracowanym dziesiątki razy przez muzyków różnych stylów, powolnym tematem rożek angielski i gitara klasyczna brzmi znakomicie i płynnie aż do wzniosłego tutti orkiestry. W temacie Pełech zapożyczył od Paca de Lucii jedną nutkę, której nie ma w partyturze. To nie jedyna zmiana – w innym bardzo technicznym miejscu części szybkiej dokonał on małych, korzystnie brzmiących i nieco ułatwiających grę przeróbek.
W dwóch kadencjach tej części drugiej (krótkiej i długiej) gitarzysta ukazuje swój gitarowy kunszt i świetne wyczucie iberyjskiego idiomu muzycznego.
Część „Allegro gentile” rozpoczęta krótkim polifonizującym tematem gitary porywa i wciąga pulsem i szybkimi przebiegami gamowymi, np. dialog flet-gitara. Całość ujęta właśnie w charakterze gentile czyli dostojnie, bez zagonienia.
Dwa ulubione przez melomanów koncerty Antonia Vivaldiego C-dur i najsłynniejszy D-dur, brzmią potoczyście, wykonawcy grają wręcz wybornie. Orkiestra pięknie zmienia dynamikę powtarzających się fragmentów, gitarzysta pomysłowo wykonuje quasi-improwizacje przy powtórkach wolnych części. Gitara znakomicie wtapia się w charakter brzmień orkiestrowych. Dodam, że – jak dowodzą badania – muzyka tego mistrza włoskiego baroku doskonale łagodzi stresy!
Koncert wielokrotnie nagradzanego wrocławskiego kompozytora, Roberta Kurdybachy (ur. 1971) obfituje w bardzo efektowne fragmenty grane różnymi rodzajami uderzeń we wszystkie struny gitary. Niektóre smyczkowe ustępy przypominać mogą np. muzykę filmową W. Kilara, inne muzykę elektroniczną, choć autor wyjaśnia, że mamy tu do czynienia wyłącznie z naturalnymi dźwiękami instrumentów. Jest tu sporo fragmentów opartych na jednorodnym materiale rytmicznym, dużo pulsu i akcentów, pukania w drewno instrumentów itp.
Część drugą „Ad libitum” rozpoczyna trzyminutowe solo obfitujące we flażolety, grę pizzicato i rozłożone powolne akordy. Ten fragment brzmi trochę jak swobodna improwizacja, poszukiwanie własnego tematu. Wchodzące z kolei smyki jako żywo „skrzeczą” niczym nadmorskie mewy lub nawet portowe dźwigi, tzw. żurawie.
Słuchając części trzeciej, ktoś mógłby zapytać „A gdzie jest muzyka?”. W istocie to człon koncertu pozbawiony niejako typowego materiału melodycznego, obfitujący za to w wiele rozmaitych efektów zarówno orkiestry, jak i instrumentu solowego, gdzie dominują charakterystyczne, dynamiczne bicia we wszystkie struny.
Na bis i na rozluźnienie otrzymujemy zawadiackie „Tango en Skai” Rolanda Denysa z Francji, napisane w stylu żywo przypominającym taniec zwierzątek z rosyjskiej kreskówki „Wilk i zając”. Książeczka dołączona do płyty opisuje rozmaite detale wykonywanej tu muzyki i życiorysy bardzo obficie, a przez to, niestety, zbyt małą czcionka.
Podsumowując – to płyta warta szerszego zainteresowania, zawierająca program różnorodny i niezwykle ciekawy, świetnie zarejestrowana pod względem techniki nagrywania, co jest nieprostą sprawą, gdy gitara ma być dobrze słyszalna w konfrontacji z dużym składem orkiestrowym. Ze wszech miar wart był też fonograficznej rejestracji koncert Kurdybachy z roku 1997, obfitujący w wiele efektów, ale też zauważalnej głębi muzycznego wyrazu.
Wykonania bronią się same. Brawo Pełech! Viva guitarra!
Krzysztof Nieborak