(Concord Music)
Czas na dobrą jazzową gitarę. Lee „Captain Finger” Ritenour po raz kolejny zabiera nas w podróż pełną bujających dźwięków. Młodsi czytelnicy naszego miesięcznika na pewno zadadzą pytanie: kim jest Lee Ritenour? Odpowiem w skrócie. Muzyk, który ma na koncie trzy tysiące sesji nagraniowych. „The Wall” Pink Floyd – Lee też tam był. Nie ma się co dziwić, jeżeli zaczyna się profesjonalną przygodę z muzyką w wieku szesnastu lat, a co najważniejsze – jest się w grze od czterdziestu lat.
Nowy album Ritenoura „A Twist Of Rist” to muzyczny wehikuł czasu. Gitarzysta postanowił powrócić do swoich pierwszych nagrań i zaprezentować je w nowym wydaniu. Kapitan na swój statek zaprosił solidnych, sesyjnych muzyków, m.in. perkusistę Dave’a Weckla. Mocną stroną wydawnictwa jest świeżość i ciekawe aranżacje poprzednich dokonań Ritenoura.
Warto podać przykład. Rozpoczynający krążek utwór „Wild Rice” został napisany w 1975 roku na pierwszą płytę gitarzysty First Course. Laureat nagrody Grammy wie, co to jest fusion. Niczym rasowy chemik doskonale ustala proporcje między różnymi gatunkami muzycznymi. Jest jazz, ale również dobry blues. Jest funk, przy którym noga chodzi, jakbyśmy przed chwilą skończyli oglądać „Gorączkę Sobotniej Nocy”. Rock – dlaczego nie! Nie razi ciebie, czytelniku, sekcja dęta albo Hammond? Ta płyta jest dla ciebie.
Przed przesłuchaniem płyty bałem się, że ten eklektyzm zanudzi mnie na śmierć. Pozytywne zaskoczenie. Cytując Osła z filmu „Shrek”: ja chcę jeszcze raz! Słuchając tego krążka, można się dużo nauczyć. Sekcja rytmiczna podaje groove za groove’em. Gitara Ritenoura pasująca do każdego gatunku muzycznego, bujająca sekcja dęta, klawisze, które porwą największego śpiocha – to jest przepis na dobrą płytę fusion.
Po wysłuchaniu tej płyty aż chce się zaśpiewać: czterdzieści lat minęło jak dzień. Lee Riteour – jazzowa ekstraklasa. Polecam!