(Palmetto Records)
Gitara: Alex Skolnick
Kontrabas: Nathan Peck
Miło słuchać, jak na przestrzeni lat Alex Skolnick rozwija się jako twórca i wykonawca muzyki improwizowanej, eksplorując terytoria kompletnie odległe od ostrej jazdy z TESTAMENT. Na tej płycie jest to już gitarzysta dojrzały, poszukujący, ale nie błądzący, świadomy środków jakie można zastosować, być nie złamać przyjętej konwencji, a jednocześnie w pełni wyrazić siebie.
Pierwsze utwory utrzymane w mclaughlinowskim duchu nawiązują także trochę do brzmień z płyt Larry Corryella. „Song Of The Open Road” ma jak dla mnie wiele słońca i nawiązań do Frisella, a także odrobinę Metheny’ego (klimatem przypomina mi ich wspólne granie na „The Sound Of Summer Running”). Kompozycja tytułowa to spokojne, ujazzowione rozmyślania, pełne zadumy i refleksji, brzmiące jak bardzo ambitna terapia po metalowych koncertach z macierzystą formacją. Jest i swobodna, akustyczna improwizacja na temat „Fade to Black” METALLIKI. „99/09” to na odmianę nawiązanie do zakręconych, funkowych płyt Scofielda.
Płyta nie jest jazzowym popisem pełnym bebopowych obiegników, szalonych zmian harmonii podkreślanych ostrymi akcentami. Skolnick nie musi się sprawdzać, bo pokazał wiele na poprzednich płytach, a nie ma ambicji zostać kolejnym reformatorem jazzowej gitary. Wie, że jego mocną stroną jest raczej nastrój, rodzaj jazzowej kontemplacji pełnej improwizowanych partii, przy okazji puszczając oko w stronę muzyki pop. Słychać to dobitnie w trzech zamykających płytę kompozycjach, które nie zmuszają odbiorcy do wielkiego wysiłku, ale i nie są pójściem na łatwiznę, w stronę smoothjazzowego, mdłego kisielu. Gitarzysta wynalazł bardzo pojemną, a zarazem przyjemną w odbiorze formułę na siebie i wypada mu tylko pogratulować.
Piotr Nowicki