(Acoustic.pl)
Gitara: Michał Zygmunt
Malowanie obrazów dźwiękami to niełatwa sztuka, a namalować taki obraz z odpowiednim nastrojem i nie otrzeć się o banał czy sentymentalną ckliwość to już klasa. Co prawda Michał Zygmunt to w zasadzie „one man show” i wie dokładnie, o co mu chodzi w muzyce, ale przecież z drugiej strony odświeżanie ludowych tematów to grząski grunt. Utwory, jak to u Michała, są oszczędne w wirtuozerskie fajerwerki, ale za to gitary grają dokładnie tyle, ile trzeba, by uzyskać efekt współczesnej, odważnej interpretacji dawnej muzyki. Działa tutaj nie tylko wypróbowanym dur-mollowym kluczem, który niemal zawsze sprawdza się w interpretacjach folkloru, ale również barwami gitar (barytonowa i akustyczna), techniką gry, jej dynamiką i zmiennymi tempami.
W rytmach wspomaga go Roli Mosiman, perkusista, ale głównie światowej klasy producent, spod którego ręki wyszła właśnie ta płyta. Utwory nie są długie, lecz nawet ponad czterominutowe kompozycja wydają się szybko kończyć, bo zostały interesująco zaaranżowane i rozwijają się z odpowiednim napięciem i logiką. Do poleczek i oberka Michał zatrudnił swojego dziadka w roli akordeonisty i również dzięki temu nie brzmią one jak te robiące furorę w Stanach – proste melodyjki przepuszczone przez pseudobigbandową sztancę. Michał pewnie i świadomie realizuje „muzyki”, które mu w sercu grają, i sadzę, że to jedyne wyjście dla muzyka nie oglądającego się za modami i medialnym zgiełkiem. Nie kokietuje nas, ale wymaga – i za to go cenimy.
Maciek Warda