Scott Henderson wyjaśnił ostatnio, dlaczego jest przeciwny dogrywaniu solówek, które nie mają nic wspólnego z wersją nagraną razem z zespołem, na przykład na „setkę”. Wiadomo, że dogrywki, czyli overdubbing jest standardową praktyką już od kilkudziesięciu lat, ale Scott nie chce przekraczać pewnego progu, jeśli chodzi o dogrywanie w studiu.
Jak wyjaśnia Henderson, próg ten to spójność dogrywanych rzeczy z tym, co zostało już nagrane przez zespół, włącznie z wyczuwalną atmosferą i emocjami nagrań na żywo (spisane przez Killer Guitar Rigs): „Zawsze gram solo 'live’, bo jeśli tego nie zrobię, chłopaki nie reagują na moją solówkę. Więc nawet jeśli nie podoba mi się solówka, którą zagrałem na żywo, jeśli będę musiał ją poprawić lub nawet zagrać inną, zachowam pierwszy utwór jako plan, ponieważ muszę zagrać coś bardzo podobnego do tego, co grałem w studiu. W przeciwnym razie nie będzie to miało żadnego sensu w połączeniu z tym, co zagrali chłopaki.”
Słyszałem kilka dziwnych albumów – nie wiem, czy nazwałbym je albumami jazzowymi czy albumami fusion – ale czuję, jakby ktoś wszedł, dograł solówkę i tak naprawdę nie obchodziło go, że po prostu zagrał zupełnie nowe solo a bas i perkusja nie pasują do tego
„Dlatego zawsze jestem bardzo ostrożny, czy aby na pewno muszę zagrać kolejną solówkę, czy poprawić solo, które zagrałem. Rytmicznie musi to być prawie identyczne, ponieważ w przeciwnym razie chłopaki zabrzmią tak, jakby grali nie wiadomo co, ponieważ reagowali na coś zupełnie innego. Ale oczywiście są też inne piosenki, których cechą nie jest żadne wzajemne oddziaływanie muzyków. Wówczas chcę tylko żeby w kółko grano statyczny rytm, co bardziej przypomina popową mentalność”.
Co ciekawe Scott Henderson twierdzi, że błędy niekoniecznie trzeba od razu usuwać z nagrań – najważniejsze powinno być świadome trzymanie się idei czy tematu danego utworu: „W studiu też ryzykujemy. Czasem jednak zostawiamy błędy, bo są fajne. Lubimy je. Czasem nie chodzi o to, czy to pomyłka, czy nie. Chodzi tylko o to, czy jest modne, czy nie. Czasami złe nuty są świetne, czasami błędy są świetne. Ale czasami nawet rzeczy, których ludzie nie uznaliby za błędy, sprawiają złe wrażenie lub po prostu nie wydają ci się czymś, co chciałbyś zachować”.
Wiem, że na albumie McLaughlina jest jedno solo, to jego solo – nie jestem pewien, jak nazywa się piosenka, może to być 'Hymn to Him’ z 'Apocalypse’. Jest to miejsce, w którym struna wyskakuje mu spod palca, kiedy robi bending. To moja ulubiona część solówki.