Testował: Maciek Warda
Trzy wersje legendarnego basu Paula McCartneya, z którymi zaprzyjaźnia się ostatnio coraz więcej polskich artystów, że wymienię tylko Tymona Tymańskiego i Lecha Janerkę, Grzegorza „Ornette” Stępienia czy Michała Burzymowskiego. To niewątpliwie basowe rarytasy, ale na ich dalekowschodnią wersję teraz każdy może sobie pozwolić!
Höfner to firma z tradycjami, bo jej początek datuje się na 1887 rok, kiedy to lutnik Karl Höfner założył własny zakład w czeskim mieście Luby. Przetrwał on wojenne zawieruchy, kryzysy i przeprowadzkę do Erlangen, ale dopiero w latach 60. pozyskał kilka nazwisk użytkowników z absolutnego topu (Clapton, Keith Richards, Beatlesi), zyskując należną mu renomę. Poznajmy jeden z najbardziej charakterystycznych basów, jakie kiedykolwiek powstały na tej planecie. Nie wiem, czy Höfner odniósłby taki sukces, gdyby na samym początku lat 60. nie zdobył serc kilku uśmiechniętych młodzieńców z Liverpoolu. Całą tę historię Czytelnicy przeczytali już na pewno w styczniowym numerze TopBassu, więc teraz pozwolę sobie przytoczyć ją w telegraficznym skrócie. Po pierwszych koncertach w Hamburgu pod koniec 1960 roku, gdzie Beatlesi hartowali się jako band, zarówno na scenie, jak i poza nią, ich kariera uległa przyspieszeniu. Z Niemiec (po ich drugiej wizycie w 1961 roku) nie wrócił ich pierwszy basista Stuart Sutcliffe, który nie przewidując tego, co miało się już niedługo wydarzyć, został z Astrid Kirchherr, fotografką, która zrobiła im pierwsze słynne zdjęcia. Ponieważ ani John Lennon, ani George Harrison nie wyobrażali sobie gry na basie, zdecydował się na to Paul McCartney, ratując tym samym zespół przed poważnym problemem. Sutcliffe pożyczył mu swojego Höfnera – model President 500/5, zanim Paul zarobił na lepszy bas, którym stał się Höfner Violin model 500/1, bardzo już zbliżony do testowanych w niniejszym numerze TopBassu. Były to dwie gitary, z których jedna (nazywana dzisiaj popularnie 1961 lub Cavern Bass) miała obydwa pickupy blisko szyjki, a druga (1963) bardziej klasyczny rozstaw z jednym bliżej mostka. Ponieważ ten pierwszy został mu skradziony, Paul już do teraz używa normalnego rozstawu przetworników, oczywiście w wielu reedycjach basów robionych specjalnie dla niego. Do testów otrzymaliśmy trzy wersje linii Violin, produkowane w różnych zakątkach globu (Niemcy, Indonezja, Chiny) i różniących się szczegółami budowy, brzmienia oraz przede wszystkim ceną.
Budowa
Generalna informacja jest taka: wszystkie basy Höfnera mają budowę hollow body (kształtowana, wypukła płyta wierzchnia) z topem z niemieckiego świerku i resztą korpusu z klonu płomienistego. Wszystkie trzy gitary są wykończone jako sunburst, czyli wiernie z oryginałem. Najdroższa z nich to wyprodukowany w Niemczech Vintage 500/1 ’62, na którego fabrycznie nawinięto struny flat wound, oczywiście marki Höfner, by nadać mu jeszcze bardziej konserwatywny charakter. Jako jedyny posiada płytę wierzchnią i spodnią wykonaną z jednego kawałka drewna. Połączenie szyjki i korpusu nazwano tutaj Violin Bass Set Neck; polega ono na wklejeniu gryfu na wysokości XVI progu, ale cześć chwytni od tego miejsca w górę jest zawieszona w powietrzu (nie jest osadzona w korpusie). Progów jest tutaj 22 (a z tzw. zerowym – 23) i mają one rozmiar medium. Gryf w Mccartneyowych basach jest filigranowy niczym łabędzia szyja, więc i progi są odpowiednio krótkie, mając przy główce ledwie 42 mm, a na XII pozycji – 48 mm. Osprzęt stanowią otwarte klucze o oldschoolowych maszynkach i perłowych imitacjach główek, hebanowy mostek ze stalowymi siodełkami, które możemy przemieszczać, zmieniając tym samym rozstaw strun, oraz estetyczny strunnik o nazwie Höfner Trapeze. Klucze i strunnik są niklowane. A skoro jesteśmy już przy walorach estetycznych to Vintage 500/1 ’62 jako jedyny posiada potencjometry stylizowane na lata 60. – jeśli chce się dochować wierności oryginałowi z 1962 roku, to również w detalach! Preampy w testowanych basach są absolutnie unikalne, jeśli chodzi o inne marki, oraz identyczne jeśli chodzi o linię Violin. Składają się nań dwa potencjometry Volume (osobny dla każdego pickupu) oraz trzy przełączniki: Rythm/Solo (taki ówczesny tone shaper włączany, gdy trzeba dodać dźwiękom wigoru) oraz Bass On i Treble On. Teraz krótka instrukcja obsługi tych przełączników.
Bass On to wcale nie jest jakiś skokowy booster basów (wiosła są pasywne), tylko… wyłączanie pickupu mostkowego. Taka zmyłka. Treble On to w związku z tym wyłączenie gryfowego, a że znajdują się one w odwrotnej bliskości do obsługiwanej przystawki, a potencjometry Volume ulokowano właściwie, mamy na początku gwarantowane zamieszanie. Trzeba się do tego przyzwyczaić.
Teraz słowo o przetwornikach. W oryginalnych modelach z roku 1962 montowano dwa rodzaje przetworników
– rombohedrony z charakterystycznym logo Höfnera (specyficzne single z dwoma rzędami magnesów, ale jedną cewką wokół jednego z nich) oraz podobne humbuckery (z dwoma cewkami), gładkie na wierzchu, czyli ze schowanymi paskami magnesów. Nasze Violiny wyposażono natomiast w kopie pickupów z 1963 roku o pełnej nazwie „Staple” Nova-Sonic Twin Coil Humbucking Pickup. Mają one widoczne magnesy, a jeden ich rząd (odległość od strun) można regulować śrubami. Dzisiaj mają one symbol 511B.
Wersja Violin Ignition 500/1 (najmłodsza z całej trójki) posiada ewidentnie najładniejszą podstrunnicę – wykonano ją z atrakcyjnej odmiany palisandru (prawdopodobnie indonezyjskiego), której nie znajdziemy nawet w niemieckim Violinie. Szyjka podobnie jak w niemieckim modelu nie posiada bindingu z PCV, co daje nam poczucie obcowania z wyjątkową lutniczą gitarą. Brak tu zerowego prożka, struna rozpoczyna więc swoją akcję od siodełka z tworzywa tusq. Poza tymi szczegółami jest jednak bardzo podobna do niemieckiej wersji. Inaczej rozwiązano tutaj osadzenie przetworników, które nie powinno jednak mieć wpływu na sound tej basówki, ponieważ same pickupy są również typu staple (we współczesnych höfnerowskich Violinach innych nie ma). Reszta jest niemal identyczna jak w modelu niemieckim: korpus – świerk, tył – mahoń (zarówno płyta wierzchnia, jak i tylna z dwóch klejonych kawałków), boczki – również mahoń, mostek – heban, struny – Höfner round wound, menzura – 30 cali, osprzęt – chromowany, markery – macica perłowa. Elektronika i przetworniki bez zmian. Instrument waży tyle samo co Vintage 500/1 ’62, ale jest lżejszy od rocznicowego Contemporary. Vintage i Ignition to po prostu pyłki na wietrze, ważące – wrażenie basisty pierwszy raz trzymającego je w dłoniach – niewiele więcej niż skrzypce…
Seria Contemporary jest najmłodszą w kolekcji Höfnera i powstała w Chinach rok po 50. urodzinach Violin Bass, by po pierwsze uczcić tę ważną dla basu elektrycznego rocznicę, po drugie – umożliwić posiadaczom mniej zasobnego portfela cieszyć się wdziękami i dźwiękami podobnymi do tych, które znamy z wielu postbeatlesowskich utworów Paula McCartneya. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich skrzypcówek posiada on specjalny drewniany blok w środku korpusu, który nadaje instrumentowi większej sztywności, stabilności – a co za tym idzie – minimalnie dłuższy sustain i pełniejszy sound. Przez to instrument jest odczuwalnie cięższy od dwóch pozostałych, ale i tak jest to ułamek wagi zwykłej basi z litą dechą. Ważną różnicą jest też osadzenie szyjki w korpusie na całej długości od XVI progu. Korpus oraz szyjkę, jak u poprzedników, pokryto transparentną powłoką lakieru polerowanego na wysoki połysk. Poza tym wiosło posiada palisandrową podstrunnicę z 22 progami, klonowy gryf przedzielony – uwaga! – bukowym pasem, który ma jeszcze bardziej obniżyć cenę produktu, bez skutków ubocznych dla brzmienia. Już za chwilę sprawdzimy, czy to się udało. 22 progi oraz „zerowy” próg zaraz za siodełkiem z tworzywa mają wielkość medium i są tak perfekcyjnie spiłowane, że grając, w ogóle nie odczuwamy ich istnienia. Mostek to cztery indywidualne stalowe, ruchome (spacing) siodełka osadzone na hebanowym klocku, które dają menzurę 30 cali. Estetykę podbijają markery z najprawdziwszej macicy perłowej, sztuczny pickguard z pięknie stylizowaną perłową teksturą oraz logo na charakterystycznej główce wykonanej z tej samej masy co markery. W preampie zmienił się tylko kształt pokręteł i kolor przełączników; przetworniki to również humbuckery Höfner 511B.
Komfort i brzmienie
Wszystkie instrumenty mają prawidłowo ustawioną menzurę, dość wysoką, nieco archaiczną akcję strun (około 4 mm nad XII progiem), przez co musimy uczyć się na nowo intonacji, a szyjkę wąską jak trzonek od miotły, także trzeba się fizycznie i mentalnie przestawić na grę na takim maleństwie. Sporadycznie, przy silniejszym docisku strun w modelu indonezyjskim (Ignition) pojawiał się fretbuzz, ale przy delikatniejszej grze od razu zanikał. Generalnie mamy tu do czynienia z iluzjonizmem najwyższej próby. Trzydziestocalowa skala tych instrumentów, ich niewielkie gabaryty i zachowanie konstrukcji z początku lat 60. mogą sugerować brzmienie płaskie jak naleśnik, co najwyżej nosowe, kartonowe lub jak z małego tranzystorowego radia. Otóż, nic bardziej mylnego! Okazuje się, że przetworniki, komory rezonansowe i praca całego instrumentu czynią dosłownie cuda z dźwiękiem.
Vintage 500/1 ’62 zgodnie z nazwą brzmi najbardziej vintage’owo, miękko, ciepło, leniwie, ale zarazem głęboko i poważnie. Ze względu na płaską owijkę strun jest to brzmienie zbliżone trochę do kontrabasowego mruczenia (na pickupie gryfowym), co przy tej wielkości wiosła jest sztuczką wręcz fenomenalną! Na pewno, również ze względów manualnych, nie powinniśmy grać na nim slapem czy też rockowych szybkich riffów. Tutaj wskazane są jak najbardziej jazzowo-bluesowosoulowe klimaty, choć przy przetworniku mostkowym można śmiało pokusić się o funkowe frazowanie. Nie bójmy się, nie jest to brzmienie, jakie znamy z pierwszych płyt Beatlesów – jakby Paul miał wówczas do dyspozycji takie wiosło, prawdopodobnie oszalałby ze szczęścia ze względu na jego pełny, osadzony sound.
Violin Ignition 500/1 to z kolei najbardziej basowy sound w rozumieniu współczesnych basów elektrycznych. Tutaj slap naprawdę brzmi jak slap, bo instrument posiada dużo jaśniejszy (struny!) i nowocześniejszy tembr od modelu Vintage i bardziej elektryczny charakter niż w przypadku Contemporary. Najmniej akustyczny w palecie barw, jakie oferuje, ale też najbardziej „grywalny” – umożliwia to stosowanie wszystkich technik i patentów, od tappingu przez sztuczne flażolety po skuteczny bending do jednego tonu w górę. Oczywiście nie jest to wiosło (tak jak pozostałe dwa) do karkołomnych solówek, ale umiejętne stosowanie różnych basowych trików jest jak najbardziej uprawnione. Gdy nagramy go w domowym studiu, nikt prawdopodobnie nie pozna, że to gra konstrukcja hollow-body, bo słychać wówczas elektryczny ton, skutecznie i znacząco modyfikowany przez preamp on board.
Contemporary to już bardziej popowy bas, który podobnie jak Vintage nie ma problemu z niskim pasmem, a środek pozostaje tam, gdzie jego miejsce, nie wybijając się przed szereg. O wiele więcej tu górki niż u poprzednika, ale jest ona skrojona odpowiednio do oldschoolowego soundu, który ma się odnaleźć w nowoczesnych miksach i składach. Swoje robi również słyszalnie dłuższy sustain (drewniany klocek wewnątrz korpusu), dzięki któremu dźwięki są wrażeniowo bliższe naszym uszom niż oniryczny sound Vintage ’62. Pozostaje jednak w brzmieniu charakterystyczna nuta komór rezonansowych, dająca „oddech” i pewność, że gramy na pełnoprawnym, niemal lutniczym instrumencie.
Podsumowanie
Choć nie wszyscy muszą się zachwycać Mccartneyowską estetyką, to, obiektywnie rzecz biorąc, są to arcyciekawe wiosła. Wcale nie są przeznaczone dla początkujących basistów, ale raczej dla tych, którzy mają już plan, jak i gdzie je wykorzystać, oraz nie boją się trudu oswajania tego specyficznego instrumentu. Na koniec warto dodać, że instrumenty Ignition i Contemporary występują również w innych kolorach niż sunburst – m.in. w wersji black.