Brzmienie gitary basowej Warwick RockBass Streamer Stage I NT
Wysoka jakość wykonania, użytych materiałów oraz imponująca estetyka osprzętu wsparta zachwycającymi czasem możliwościami brzmieniowymi nie musi dużo kosztować, ale jeśli decydujemy się na taką gitarę basową, jest to zawsze przemyślana decyzja i związek na długie lata, bez cichych dni i nieoczekiwanych wizyt u lutnika.

Ponieważ o komforcie napisałem już wcześniej, zajmijmy się od razu walorami brzmieniowymi gitary basowej Warwick RockBass Streamer Stage I NT. Nawinięto na niego powlekane struny Warwick EMP 045–105 i to jest OK, chociaż muszę przyznać, że na mojej bardziej masywnej Corvecie doskonale sprawdzają się struny basowe 035–130, a więc cienkie jak na takie konkretne wiosło. Tutaj jednak zrobiono to z rozmysłem – całkowicie klonowy bas z podstrunnicą wenge, wszystko pokryte powłoką lakieru poliuretanowego, po prostu musi gadać jasno, dźwięcznie i czytelnie. Tak faktycznie jest, ale zanim wgłębimy się w szczegóły tembru, zapowiem, że to gitara basowa dla slapperów, miłośników przejrzystych, czystych i szklistych barw, które stanowią dominantę brzmienia tej basówki. Gdybyśmy jeszcze dodatkowo zamienili struny na cieńsze albo jakieś super jasno brzmiące, mielibyśmy do czynienia z brzmieniem zbliżonym do Marka Kinga albo Wojtka Pilichowskiego – to ciekawostka, prawda? Warwick zawsze szczycił się, że jego instrumenty jak żadne inne basówki są wierne hasłu „sound of wood”, ale w tym przypadku jest to słyszalne raczej jedynie w subtelnościach i w konkretnych przypadkach. Ten drewniany, organiczny ton został w modelu basówki Warwick RockBass Streamer Stage I NT przykryty nowoczesnym, precyzyjnym, hi-endowym brzmieniem, typowym dla funkowców spod znaku Dirty Loops, jazzowców pokroju Fourplay i rock-metalowców typu Megadeth czy Iron Maiden. To wszystko mamy jakby na zawołanie, natomiast przy ustawieniach neutralnych pokładowa korekcja pozwala na dużo więcej. Gdy podkręcimy lekko basy, cofniemy middle i treble, a balance damy bliżej mostkowego singla, odkryje się przed nami cała szeroka kraina soulu á la Tamla Motown czy też jego współczesnych przedstawicieli (tzw. neo soulu czy r’n’b) setkami rozsianych po całym świecie. Tutaj właśnie słychać drugą stronę tego instrumentu, bardziej vintage’ową i nastrojową.

W drugą stronę nie przesadzałbym z korekcją, bo gdy odejmiemy basów i dodamy ponad przeciętną środka czy też trebli, otrzymamy brzmienie przesycone wysokimi pasmami i jakby przesuszone, pozbawione duszy – takie ustawienia usprawiedliwiają tylko stare zamulające i wysłużone struny, którym chcemy nadać echa dawnej świetności. A więc podsumowując – świetny, mocny atak, funkowe zacięcie zarówno przy grze palcami, jak i slapem, prawidłowe, cieplejsze wybrzmiewanie oraz stylowe brzmienie, gdy odpowiednio popracujemy korekcją i zechcemy poddać się urokowi „czarnej” muzyki.
