John McLaughlin
Dwie płyty jego Mahavishnu Orchestra („The Inner Mounting Flame” oraz „Birds of Fire”) zmieniły bardzo wiele w percepcji muzyki, ale jego gra także była unikalna – gdzieś na pograniczu rocka, jazzu i klasyki, taki wzorcowy gatunkowy crossover poparty kosmiczną prędkością i orientalnym klimatem.
Jimmy Page
Gitarzysta kompletny. Sideman, który stał się gwiazdą rocka, wymyślając jednocześnie cały stos nieśmiertelnych riffów i kilka ponadczasowych solówek. Poza tym jest mistykiem i to wyraźnie słychać w jego grze.
Keith Richards
Dlaczego Keith jest wielki? A dlaczego Stonesi są wielcy? Żadna tam wirtuozeria, czy wielka sztuka, ale za to prawda, szczerość i rhythm and blues. Jego gitara rytmiczna już w latach 60. dała zielone światło dla wszystkich zbuntowanych rockandrollowców, rockersów, czy punków.
Pete Townshend
Jeden z tych, których nie sposób nie kochać. Grał emocjami, komponował rock opery, a jego gitara krwawiła, darła się w niebogłosy lub malowała pięknymi barwami. Gigant, aczkolwiek trochę niedoceniany.
Brian May
One and only. Własny styl, własny sound, własna fraza, własna melodyka… ogólnie własny pomysł na gitarę. I to tak oryginalny, że w zasadzie nie do podrobienia. Posłuchajcie sola z „Invisable Man” – w tamtych czasach to było naprawdę wielkie łał!
Jeff Beck
Kolejny prawdziwek. Dla wielu najlepszy gitarzysta elektryczny ever. Jeszcze w latach 60. pokazał na czym może polegać nowoczesne gitarowe granie. Absolutnie fenomenalna (niepowtarzalna) artykulacja i intonacja.
Ritchie Blackmore
Totalne indywiduum, bo i charakter trudny i jakieś kapelusze dziwne zaczął nosić… Nie przeszkadzało mu to jednak na początku lat 70. przeorać świadomości gitarzystów i wyznaczyć hard rockowy standard na kilka dekad. Poza tym jego autorstwa mariaż rocka z klasyką tudzież cygańską nutą stał się kolejną powielaną przez setki gitarzystów sztancą.
https://youtu.be/Gwzq52iNaaM
Eddie Van Halen
Po Jimim Hendriksie gitarowy świat musiał czekać 10 lat na podobnego innowatora i geniusza. Eddie miał wszystko co potrzeba by pchnąć gitarę elektryczną na nowe tory i zrobił to. Po nim już nic nie było takie jak wcześniej.
Steve Vai
Jeśli połączymy absolutną wirtuozerię z ekscentrycznością i dozą humoru, otrzymamy w rezultacie Steve’a Vaia.
To co robi z gitarą to poziom stratosfery, prawdopodobnie nigdy nie do podrobienia. Geniusz bezdyskusyjny, a i przyaktorzyć umie.
Joe Satriani
Shredderka też ma swoje prawidła i z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że wyznaczył je Joe Satriani. To klasyk gatunku, który włada gitarą jak Billy The Kid rewolwerem.
David Gilmour
Jeden z największych melodyków wśród gitarzystów elektrycznych. Jego gitara gra na naszych emocjach, ale w sposób tak wysublimowany i wysmakowany, że można powiedzieć, iż należy pod tym względem do ścisłej muzycznej arystokracji.
Andy Latimer
Kolejny rockowy romantyk, niezrównany w pisaniu gitarowych „duszoszczipatielnych” melodii. Jego ton w połączeniu z muzyczną wrażliwością sprawił, że ciężko oprzeć się urokowi utworów, które komponował. Wielka postać art rockowej sceny.
https://youtu.be/zrjNQGvdIVo