Nowe brzmienie neoklasyki
Z perspektywy ćwierćwiecza gitarowe popisy duetu Becker/Friedman można uznać za jedno z ostatnich wielkich objawień na gitarowej scenie przełomu lat 80. i 90. Dwóch zafascynowanych metalowym, neoklasycznym stylem, zarazem mających własną koncepcję jego rozwoju i przyozdabiania go w orientalne ozdobniki artystów pokazało, że ten gatunek można rozwijać mimo ogólnego przeświadczenia, że po erze Blackmore’a Malmsteen zagarnia wszystko. Można teoretyzować, że głównym motorem działań pary był starszy i bardziej doświadczony Marty, ale roli Beckera w tym tandemie nie można przeceniać. Cacophony był dla niego doskonałym treningiem koncepcji, źródłem inspiracji i rozwoju samodzielnego stylu. Okrzepł jako autor utworów, a w starszym koledze znalazł wspaniałego kompana do ostrej, gitarowej rozróby. Być może gdyby nie współpraca z Friedmanem jego muzyka byłaby trochę inna, ale pokazane wkrótce na solowej płycie pomysły i koncepcje. „Perpetual Burn” potwierdził, że Jason Becker ma zupełnie nowe, świeże spojrzenie na neoklasykę, trochę inne niż Malmsteen i duża gromada jego naśladowców. Jak nikt inny potrafił serwować dramatyczne sweepy otwierające utwór tytułowy, by później pokazać, z jaką łatwością i polotem można ogrywać neoklasyczne linie w sposób nieco inny niż do tej pory. Zadziwiający „Mabel’s Fatal Mable” po tych wszystkich latach brzmi jak próba udowodnienia Steve’owi Vaiowi, że nie jest jedynym panującym niepodzielnie wirtuozem tamtych czasów (a taką aurę tworzyły gitarowe magazyny). Przy okazji zaserwował także… prztyczka Bucketheadowi, a może to Buckethead pozostawał później pod wpływem niezwykle zdolnego osiemnastolatka?
Egzotyczne arpegia Jasona brzmią niezwykle także dziś – i to nawet w obliczu setek aspirujących do miana wirtuozów adeptów sześciu strun, którzy próbowali przez lata doścignąć i prześcignąć takie osobowości jak Becker. Wykorzystanie zaawansowanych technik, sweep pickingu, alternatywnego kostkowania, tappingu plasowały go w czołówce nowej fali wymiataczy z tamtego okresu. Do dziś jego dokonania zasługują na respekt kolejnych generacji gitarzystów, którzy doceniają nie tylko kunszt techniczny, ale także umiejętność pisania ciekawych kompozycji, które nie były jedynie platformą dla wirtuozerskich popisów. Wówczas dramatyczne podciągnięcia w wykonaniu tego 18-letniego dzieciaka kazały wierzyć w to, że ma on coś więcej do powiedzenia niż mnóstwo jego rówieśników. Z drugiej strony pokazywał, że ma poczucie humoru, dzięki któremu nigdy nie stałby się kolejnym patetycznym, metalowym nudziarzem. Owszem popełnił aranżację V kaprysu Paganiniego, którą znajdziecie na YouTube, ale sądzę, że nie dałby się zaszufladkować jako kolejny neoklasyk i, mając w pamięci słowa Davida Lee Rotha o jego wszechstronności i chęci uczenia się nowych rzeczy, myślę, że mógłby dziś grać zupełnie inną muzykę niż przed laty. Jason doskonale rozumiał, jak ważna w utworze jest dynamika, miał barwę „w łapie” i wszystkie atuty, które predysponowały go do zostania drugim Vaiem czy Satrianim. Zabrakło tylko szczęścia.
Do dziś wielu muzyków przyznaje się do inspiracji muzyką Beckera. Richie Kotzen w filmie, o którym przeczytacie poniżej, wspomina, że bardzo wiele elementów w jego grze, szczególnie w szybkich partiach to efekt czasu spędzonego wspólnie z Jasonem, gdy pokazywał mu swoje patenty. „Wiele jego grania jest w moim graniu” – oświadcza na końcu Kotzen.
