Bartek Grzanek to gitarzysta i wokalista, który nie może narzekać na zbyt mało zajęć, pomysłów i projektów. Podczas gdy jego solowa kariera trwa w najlepsze, postanowił z kolegami tchnąć nowego ducha w ich starą kapelę, Tosteer. Płyta zapowiadana jest jeszcze na 2022 rok i wiele wskazuje na to, że będzie to nieprzeciętny materiał, zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej. Wywiad zaczęliśmy zaskakującym pytaniem, a później było już tylko ciekawiej.
Maciej Warda: Zacznę z grubej rury. „Ktoś to w końcu musiał zrobić” – wyśpiewujesz na koniec utworu „Podpalam świat”, który powstał by upamiętnić osoby które dokonały samospalenia. Muszę zatem to zrobić i – chyba jako pierwszy – zapytać, czy nie spotkaliście się z zarzutem, że to jest pochwała samobójstw…?
Bartek Grzanek: Szczerze mówiąc to mówisz o tym pierwszy. Pozornie można to tak odczytywać ale nie o tym jest ten tekst. W tej piosence chciałem niejako wejść w umysł człowieka, który decyduje się na tak dramatyczny ruch, a te słowa to takie trochę echo jego wewnętrznego głosu. Wiesz, moim zdaniem, ktoś kto robi taką rzecz czuje się przyparty do muru. Ma nadzieje, że ta jego ofiara przyczyni się do czegoś pozytywnego. Obudzi świadomość, nada pewnym kwestiom nową rangę. Taka osoba według mnie musi wierzyć, że taki akt ma jakąś moc. Wie też, że jest jedynym lub jednym z niewielu, którzy czują, że trzeba się sprzeciwić złu. To dużo więcej niż samobójstwo. To oddanie życia za sprawę. Ta piosenka to hołd dla wszystkich, którzy w imię wolności, swoich praw lub przekonań posunęli się do takiego kroku. W teledysku pojawiają się ich nazwiska a to po to by pamięć o nich nie zgasła. Podziwiam odwagę tych ludzi.
To dużo więcej niż samobójstwo. To oddanie życia za sprawę. Ta piosenka to hołd dla wszystkich, którzy w imię wolności, swoich praw lub przekonań posunęli się do takiego kroku. W teledysku pojawiają się ich nazwiska a to po to by pamięć o nich nie zgasła. Podziwiam odwagę tych ludzi
Sam utwór jest świetny i jako zapowiedź nowego albumy zaostrza apetyt. Czy oznacza to, że warstwa tekstowa będzie „społecznie zaangażowana”, otwarcie komentująca rzeczywistość?
Mamy swoje spostrzeżenia i przekonania o ludziach i świecie, w którym żyjemy. Wiele nam się nie podoba. Widzimy potrzebę wielu zmian. Ale nie staramy się prawić kazań a jedynie pokazywać pewne zagadnienia z naszej perspektywy, czyli ludzi z bagażem doświadczeń. Będzie o problemach społecznych, ale też o ludziach, których życie pełne jest nałogów i dysfunkcji. Mówimy o ludziach i świecie przez pryzmat tego co sami przeszliśmy lub byliśmy świadkami. Samo życie.
Twoje utwory dostępne w internecie to dla mnie przede wszystkim wysoki poziom produkcji, dzięki czemu bardzo przyjemnie się ich słucha. Pytanie brzmi, czy samemu nad tym zazwyczaj siedzisz, czy masz sprawdzonych producentów jak np. Paweł Cieślak, którzy osiągają tak dobre rezultaty?
Piosenki mają różny potencjał i przekaz. Można go wzmocnić lub zgubić. Rolą producenta jest wyciśnięcie z utworu tego co w nim najlepsze. Jest to moim zdanie bardzo subiektywna ocena a każdy producent pracuje inaczej. Jedni stawiają na prawdę i moc ukrytą w indywidualnym brzmieniu zespołu lub charakterze artysty. Inni z kolej filtrują muzykę przez swoją wrażliwość barwiąc ją dodatkowymi elementami ze swojej wyobraźni – kreują nowy wymiar dla muzyki i tekstu. To oczywiście zależy od stylu ale też od samej piosenki. Miałem okazje pracować z wieloma fantastycznymi producentami jak np. Andrzej Karp czy Marcin Bors. Praca z nimi to trochę taka podróż. Ostateczne wersje utworów często dzieli wielka odległość brzmieniowa czy nawet stylistyczna od pierwowzorów – myślę tu o genialnym Marcinie Borsie. A czasem niewiele się zmieniają i tylko są nimi po prostu „bardziej” a to co w nich było wartościowego jest wyeksponowane i wyśmienicie podane – tak pracuje się z Andrzejem Karpiem.
Miałem okazje pracować z wieloma fantastycznymi producentami jak np. Andrzej Karp czy Marcin Bors. Praca z nimi to trochę taka podróż. Ostateczne wersje utworów często dzieli wielka odległość brzmieniowa czy nawet stylistyczna od pierwowzorów – myślę tu o genialnym Marcinie Borsie. A czasem niewiele się zmieniają i tylko są nimi po prostu „bardziej” a to co w nich było wartościowego jest wyeksponowane i wyśmienicie podane – tak pracuje się z Andrzejem Karpiem
Sam też współprodukowałem swoją solową płytę i muszę przyznać, że było to bardzo ekscytujące ale i eksploatujące emocjonalnie. Ale z efektów jestem bardzo zadowolony. Paweł Cieślak jest z kolei producentem, który jest niesamowicie kreatywny. Daje swoim produkcjom dużo siebie. Tworzy nowe przestrzenie i zupełnie zaskakujące konteksty dla tego co napisaliśmy. Jest też świetnym kompozytorem. Jest bardzo odważny w swoich pomysłach i często słuchamy jego propozycji z szeroko otwartymi oczami. Zawsze jednak po kolejnych przesłuchaniach nabieramy pewności, że to właściwy kierunek. No i to bardzo fajny i spokojny gość. Wspólnym mianownikiem tych panów jest dbałość o jakość nagrań stąd nagrania w Tonn Studio, Studio Fonoplastykon, Tall Pine Studio, a ostatnio Kaprys Studio które prowadzi nasz bębniarz Paweł Stępień i pierwsze efekty nagrań w nim są bardzo obiecujące.
Co spowodowało, że po 10 latach od waszego ostatniego wydawnictwa, postanowiliście jeszcze raz jako zespół powalczyć na tym naszym niełatwym rynku muzycznym? Zwłaszcza, że twoja solowa kariera była chyba na dobrej drodze…?
Wcale nie myśleliśmy o walce – dla nas była to taka trochę terapia. Po wielu latach grania w różnych projektach spotkaliśmy się któregoś dnia na sali prób, żeby zagrać coś z repertuaru Tosteera i zadziałało to elektryzująco. Poczuliśmy coś, czego nam bardzo brakowało.
Po wielu latach grania w różnych projektach spotkaliśmy się któregoś dnia na sali prób, żeby zagrać coś z repertuaru Tosteera i zadziałało to elektryzująco. Poczuliśmy coś, czego nam bardzo brakowało
Przez cały ten czas mieliśmy ze sobą stały kontakt i nawet często grywaliśmy ze sobą – Łukasz Kapuściński nagrywał ze mną moją solowa płytę i grał w moim zespołem koncerty z tej płyty. Z Pawłem Stępniem grywałem często koncerty klubowe i byliśmy w stałym kontakcie. Temat reaktywacji Tosteera powracał od czasu do czasu. Ale zawsze brakowało decyzji, żeby znów spróbować. Zawiesiliśmy naszą działalność z wielu powodów. Najważniejszy z nich to chyba rozczarowanie i wypalenie, Ogromny nakład sił czasu i pracy a efekty, mimo że dla nas bardzo zadowalające, ze znikomym odzewem. Do tego doszły kwestie egzystencjalne i organizacyjne. Po powrocie do wspólnego grania wcale nie czujemy, że minęło aż tyle czasu. Koncerty dają nam dużo radości. Może dlatego że nie ma w nich mowy o rutynie?
A co do mojej solowej działalności tutaj bez zmian. Robię swoję i we wrześniu pojawi się moja kolejna płyta pt. „Grzanek”, którą nagrałem w trio z Przemkiem Kuczyńskim i Mirkiem Wiśniewskim.
Jak daleko jesteście z pracą nad nowa płytą? Jak wyglądało jej tworzenie? Lockdown pomógł, czy wręcz przeciwnie?
Lockdown był dla wielu takim zawieszeniem w czasie i przestrzeni. Nas to tez dotknęło. Te dwa lata minęły niewiarygodnie szybko. Organizacyjnie trochę trudno było nam na początku pospinać pewne sprawy. Wszystko stało na głowie. Gdzieś po drodze pojawiły się też problemy zdrowotnie ale od roku pracujemy dosyć regularnie. Z okresu pandemii pozostało nam jednak dużo szkiców i pomysłów, a także tematów do piosenek
Powiedz coś więcej o nowym materiale pod kątem muzycznym. Jakie inspiracje grały wam w głowach podczas komponowania i aranżowania?
Komponowaliśmy, jak wiele zespołów, wspólnie. Potrzebne były pomysły i zarysy. Póniej było aranżowanie poszczególnych partii, tworzenie melodii no i dużo próbnych nagrań. Czasami utwory powstawały z inspiracji konkretnymi beatami, które tworzył Paweł Stępień i to na nich potem budowaliśmy riffy, harmonie i melodię. Zwyczaj spotykaliśmy się w trio i tak pracowaliśmy nad poszczególnymi partiami. Bas dogrywany był przeze mnie na klawiaturze nożnej – świetna choć trudna zabawa – często przy użyciu loopera – tu świetnie sprawdzał się nam RC300.
Bas dogrywany był przeze mnie na klawiaturze nożnej – świetna choć trudna zabawa – często przy użyciu loopera – tu świetnie sprawdzał się nam RC300
Kolejny etap to teksty i doszlifowywanie linii wokalowych. W między czasie zmieniliśmy też producenta. Pracę nad płytą rozpoczęliśmy z Andrzejem Karpiem (który nota bene pracował też z nami przy pierwszej płycie „Testosterone”) ale z różnych powodów pod względem organizacyjnym stało się to skomplikowane. W porozumieniu z Andrzejem postanowiliśmy poszukać nowego producenta a Paweł Cieślak pojawiał się już wcześniej na giełdzie nazwisk. Na początku jednak wydawał nam się zbyt radykalny. Gdy w końcu posłuchaliśmy jego wizji naszych piosenek nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy by to on z nami pracował. Paweł wiele rzeczy przewrócił do góry nogami. Ale o tym już mówiłem. Na próbach nie ma zazwyczaj klawiszowca więc partii klawiszy wymyśla i dogrywa później on.
Kiedy chcielibyście wydać tę płytę?
Mamy nadzieję, że jesienią będzie nagrana. Nic nas nie goni i skończymy kiedy uznamy, że jest gotowa. Premierę będzie miała zapewne w przyszłym roku.
Wywodzicie się z bluesa, jako Tosteer Band graliście na festiwalach tego gatunku i wyrywaliście przeglądy. Niewątpliwie zespół ewoluował w bardziej rockową stronę, ale czy czujesz, że ta przeszłość jakoś jeszcze determinuje twoją grę? Brzmienie, harmonie, skale?
Może trochę w solówkach. Właściwie zaczynałem od bluesa. Jednak w Tosteerze staram się unikać tej stylistyki, tym bardziej, że często nie pozwala na to melodyka i harmonia. Poza tym to nie ta bajka. Co do brzmienia to często używam „niebluesowych” efektów jak delaye w tempie utworów, phasery, nie wspominając o zdecydowanie rockowych przesterach. Naszym pomysłom również daleko do bluesa. Sam w moim trio grywam go czasem lub nawiązuję w kompozycjach ale tu też gałki odkręcone są mocno w prawo. W Tosterze dużo bardziej rockowym gitarzystą jest Łukasz. Ma swobodę poruszania się po skalach a robi to intuicyjnie. Podejrzewam, że mógłby grać solówkę kilka godzin bez przerwy i nie brakowałoby mu pomysłów. Bardzo kreatywnie podchodzi też do kwestii brzmienia. To świetny gitarzysta.
W takim razie będę musiał zadać kilka pytań także Łukaszowi! Jak wspominasz tamte „bluesowe” lata Tosteer Band? Festiwale, klimaty, ludzi? W środowisku bluesowym chyba jednak wszystko jest prostsze niż w mainstreamowym szołbiznesie…?
Toster Band funkcjonował na scenie bluesowej w zasadzie dwa lata. W tym czasie wystąpiliśmy na większości festiwali i zebraliśmy sporo nagród. Wspominamy ten okres z sentymentem. Doskonałe imprezy, fantastyczna publiczność i wielu uznanych artystów. Tu nikt nie ściga się na popularność czy obecność w mediach. Fani bluesa doskonale wiedzą gdzie go szukać i podobnie jak artyści nie ulegają trendom. W mainstreamie liczy się świeżość i bycie na czasie. Jest duże ciśnienie na przeboje i radiowość piosenek. W bluesie tego nie ma.
Opowiedz trochę o twoim sprzęcie. Na jakich gitarach grasz, jakich wzmacniaczy używasz? Dopatrzyłem się elektroakustycznego Guilda i czerwonego Strata…
Nie jestem freakiem sprzętowym poszukującym Świętego Graala. Kiedy już znajdę dobry instrument i wzmacniacz uczę się go staram w pełni wykorzystywać jego potencjał. Jestem fanem stratocasterów, a to nie oczywista gitara do rocka.
Nie jestem freakiem sprzętowym poszukującym świętego grala. Kiedy już znajdę dobry instrument i wzmacniacz uczę się go staram w pełni wykorzystywać jego potencjał. Jestem fanem stratocasterów, a to nie oczywista gitara do rocka
Moim podstawowym instrumentem jest Fender Stratocaster Relic’65 Custom Shop Dakota Red (to ta czerwona). Mam wrażenie, że nadużywam w niej singla przy mostku ale nie umiem się temu oprzeć, bo brzmi zabójczo. To dobre wiosło. Prze długi czas używałem PRS Tremonti z początku lat 2000 – fantastyczna gitara z jedną tylko wadą – nie była stratem. Moim ostatnim nabytkiem jest gitara Dean Gran Sport 6S SB TSB, która wyglądając jak Gibson SG. Tak na prawdę jest to banjo z normalnymi pickupami – 1 singiel i 1 humbucker. Brzmi przedziwnie, ale super, choć potrzeba nie lada pretekstu by go użyć. Do repertuaru akustycznego wykorzystuje Guilda f65 ce. To bardzo wygodny i świetnie brzmiący elektroakustyk z 3,5 calowej grubości pudłem co doskonale sprawca się na scenie. Bardzo rzadka gitara i poważnie zastanawiam się nad druga taka samą.
Moim podstawowym wzmacniaczem jest Engl Richie Blackmore Signature – bardzo wszechstronny i niezawodny sprzęt, który jest ze mną od niemal dwudziestu lat. I pewnie jeszcze trochę razem popracujemy.
A reszta zabawek? Masz jakieś ulubione efekty, cudowne modulacje, niezastąpione akcesoria?
Do niedawna nie używałem wielu kostek – czasami korzystałem z reverbów i delayów z Boss’a GT8. zapięty w pętli doskonale spełniał swoja role. I kiedy odmówił posłuszeństwa postanowiłem, że przejdę na kostki. Tutaj też bardzo raczej podstawowo i ergonomicznie. Lubie niewielkie pedalboardy więc niektóre z urządzeń pełni podwójną role. Np Collider delay+reverb od Source Audio, nieziemsko brzmiący, a niewielki. Do modulacji wykorzystuję z Wamplera Terraform – wszystko w jednym i mnóstwo możliwości brzmieniowych i konfiguracyjnych. Przestery to Angry Charlie – Boss, JHS, Glove, Super Overdrive – Boss – to moja pierwsza kostka zakupiona od kolegi na początku lat 90 i wciąż działa! Do tego Juice Box DOD – taki trochę Tube Screamer, oczywiście zielony, ale mój ulubiony fuzz to Foxy Tone Box – Warm Audio
A wokal? Ulubione mikrofony, preampy, może harmonizery…?
To bez szaleństw, Sm58 w zupełności spełnia moje oczekiwania.
Powiedz proszę na zakończenie – czekając na premierą własnego albumu – jakiej premiery jeszcze oczekujesz? Jaki artysta albo zespół sprawia, że śledzisz ich losy i oczekujesz nowych kawałków?
Jest ich kilku, między innymi Doyle Bramhall II, Gary Clark Jr., Reignwolf czyli zjawiskowy Jordan Cook, Bardzo lubię też Johna Meyera bo umie w stratocastera a jego płyty zawsze dają mi dużo radości. Powinienem jeszcze wspomnieć Jacka White’a. Taki zestaw na jednym festiwalu były spełnieniem moich marzeń.
Moich chyba też. Dzięki za rozmowę!