Devin Townsend brzmieniowo jest dzieckiem lat 80. Nie da się zapomnieć muzyki, która się nasiąkało latami, a echa brzmienia tych utworów i w szczególności gitar, pozostają zazwyczaj z nami na zawsze. Devin, pomimo tego, że tworzy muzykę na wskroś nowoczesną, nadal dużą uwagę zwraca na średnie pasmo brzmienia gitary.
W niedawnym wywiadzie dla Sense Music Media Devin Townsend zauważył, że podstawą dobrego brzmienia w jego czasach „był Marshall JCM 800 z Tube Screamerem ustawionym jako czyste wzmocnienie. Robotę robiły wówczas średnie tony (spisane przez portal Killer Guitar Rigs): „Cóż, to nie tak, że nie lubię żadnego ze współczesnych tropów gitarowych; po prostu może nie są odpowiednie dla mnie. Zwykle różnicę robi dla mnie średni zakres częstotliwości. Potem zdecydowałem się na Mesa Boogie Dual Rectifier z Tube Screamerem jako czystym wzmocnieniem w celu zaostrzenia niskich częstotliwości, a następnie na Peaveya 5150 – ale miał on inną funkcję w zakresie średnich tonów, co było dla mnie fajne przez jakiś czas.”
Ostatecznie zostałem przy Mesa Boogie
Devin kontynuował wywód: „Teraz wydaje się, że wielu młodszych muzyków ma naprawdę takie dzwoniące brzmienie. Mimo że jest metaliczne, słychać w nim coś w rodzaju 'gang, gang, gang, gang, gang’, zamiast prawdziwego, wygładzonego górnego środka. Ponownie powtórzę, to nie jest tak, że to jest złe – działa świetnie, jeśli piszesz riffy oparte na tego rodzaju dzwoniącym brzmieniu i tego właśnie potrzebujesz, ale to nie moja bajka. Kiedy więc ktoś mówi: 'Stary, mam to nowy wzmacniacz, używają go wszystkie dzieciaki’, a ja na nim zagram, słyszę 'gaaaang’ [śmiech].”
Chcę crunch, chcę, żeby brzmienie było crunchy, ale z miękkim atakiem