Francuz Dominique Di Piazza od niemal czterech dekad nieprzerwanie funkcjonuje na rynku muzycznym i cieszy się uznaniem i renomą świetnego technicznie i kreatywnego basisty jazzowego. Dzięki opracowaniu nowatorskiej techniki gry, stosowaniu niecodziennego stroju basu, a także unikalnemu brzmieniu uzyskanemu dzięki własnoręcznie zaprojektowanym mostkom, Di Piazza dał się poznać jako muzyk o innowacyjnym podejściu do instrumentu. O takim właśnie niestandardowym stosunku do muzyki i basu Dominique opowiedział specjalnie dla „TopGuitar”.

Widzieliśmy cię na Warwick Bass Camp. Co tam robiłeś? Przymierzasz się do sprzętu Warwicka?
Zostałem tam zaproszony przez Hansa-Petera Wilfera, właściciela firmy. Znamy się bardzo długo. A prawdę mówiąc, to grywałem na basie Warwicka, kiedy byłem w trio Johna McLaughlina. Używałem wtedy dwóch basów. Jeden to czterostrunowy Kubicki, robiony na podobieństwo Fendera, drugi to pięciostrunowy z wysokim C. I to był właśnie Warwick. Stąd to powiązanie. Na Bass Campie byłem po raz pierwszy wtedy.
Jak wspominasz te stare warwickowe basy? Obecnie przecież używasz własnych customowych modeli wykonanych przez Mike’a Sabre.
Grałem na Warwicku Streamerze. Uwielbiałem jego dźwięk. Był bardzo czysty, było w nim dużo drewna. Możesz odnaleźć to brzmienie w utworze, z którego jestem znany – „Marie”. To solowy utwór, który nagrałem na albumie Johna McLaughlina zatytułowanym „Que Alegria”. Mam naprawdę świetne wspomnienia o tym brzmieniu. Nigdy nie znalazłem instrumentu, który by się pod tym względem zbliżył do tamtego.
A te twoje nowe basy od Mike’a Sabre?
To zupełnie inne instrumenty. Mają kompletnie różny dźwięk, bardziej pełne środka. Zbliżone jest chyba do Fendera Jazz Basu, ale z dodatkową struną. Jest tam też mój specjalny mostek, dzięki któremu gitara brzmi jak fretless. To kompletnie inny bas niż ten Warwick, którego używałem przed laty.
Ten twój bas wygląda bardzo oryginalnie. Jest zrobiony z różnych rodzajów drewna, a ten mostek, o którym mówiłeś, też jest drewniany.
Ten mostek zaprojektowałem własnoręcznie w 1998 roku. Daje brzmienie pomiędzy fretlessem a sitarem. Daje mi ten dźwięk fretlessa, ale bez glissando.

Nie lubisz tego glissando?
Nawet nie chodzi o to, że nie lubię, ale po prostu mój styl gry, który wykształciłem przez lata, opiera się bardziej na graniu w pionach. Łatwiej jest coś takiego osiągnąć z progami, więc siłą rzeczy jestem do nich przywiązany. Ale chciałem mieć dźwięk bezprogowca. Ten mostek daje właśnie taki miks.
Kilka razy wspomniałeś o Johnie McLauglinie. Grałeś z nim przez chwilę. Jak ważna jest to postać dla twojego muzycznego rozwoju, dla twojej kariery?
To był kluczowy moment w tej mojej karierze. Dzięki niemu stałem się w latach dziewięćdziesiątych znany na całym świecie. Do dziś czerpię z tego tytułu benefity. Gdziekolwiek się pojawię, wszyscy mnie kojarzą właśnie ze względu na moją pracę z Johnem. To był też moment w moim życiu, kiedy byłem na rozdrożu, a John pomógł mi bardzo wykształcić własny styl gry i uwierzyć w siebie, bo kiedy jesteś młody, bywasz niepewny, masz kompleksy dotyczące swojego stylu i tak dalej. Mój styl, technika i podejście do gry były bardzo inne od standardowych, więc czułem się z tym niepewnie. John bardzo pomógł mi zaufać sobie samemu. Mówił: „Masz tu coś, nad czym warto pracować!”. Zawsze powtarzam, że to był pierwszy muzyk, który poprosił mnie, żebym grał sam, dał mi miejsce na solo na każdym koncercie. On mnie pchnął do przodu, kazał mi stanąć na brzegu sceny i grać dla ludzi samemu. Dał mi szansę. Do dziś, kiedy gram z różnymi zespołami, lubię mieć jakieś miejsce na solo.
W 2016 roku nagrałeś ostatni póki co solowy album „Living Hope”. I nagrałeś go z zespołem…
…złożonym z jednych z najlepszych francuskich muzyków nowej generacji.
Czy to także twój zespół koncertowy?
Owszem. Graliśmy na przykład w styczniu 2017 w Port-au-Prince, stolicy Haiti, podczas międzynarodowego festiwalu jazzowego.
Czy poza twoją solową muzyką jesteś zaangażowany w jakieś inne projekty?
Tak. Gram we francuskim trio kierowanym przez świetnego kompozytora i pianistę Thierry’ego Maillarda. Gra tam z nami także perkusista Andre Ceccarelli. To najbardziej znany perkusista we Francji. Jestem też częścią austriackiego zespołu skrzypka Zipflo Weinricha.

Skoro tyle grasz – czy wiesz coś o jakichś występach w Polsce?
Byłem w Polsce ostatnio w 2015 roku. Robiliśmy europejską część warsztatów basowych. Jestem częścią cyklu warsztatów niedaleko Marburga i robiliśmy taką wymianę. Jeździliśmy do Francji, Włoch, Polski… Jestem też częścią zespołu, w skład którego wchodzą Norwegowie, grywam z Hindusami… Jestem dość międzynarodowy.
To chyba fajne.
Owszem. Ludzie dzwonią do mnie i zatrudniają mnie bym grał dużo różnej muzyki, ale zawsze ma to coś wspólnego z improwizacją.
Czasami jesteś solowym artystą, przewodniczysz własnemu zespołowi, grasz własny materiał, czasami zaś jesteś – jak powiedziałeś – zatrudniany, by komuś towarzyszyć, zostajesz wtedy sidemanem. Czy to dla ciebie jakaś różnica, czy jesteś gwiazdą, czy częścią czyjegoś zespołu?
Nie ma to znaczenia. Jestem bardzo prostym gościem. Pozycja mnie nie interesuje. Liczy się tylko muzyka oraz mój związek z ludźmi. Wszystko jest oparte na relacjach, dobrych relacjach z ludźmi. Dzielimy się muzyką. Nie interesują mnie kwestie ego, jakichś kolosalnych sukcesów…
Nie czujesz się gwiazdą jazzu?
Absolutnie nie. Uznaję się wciąż za ucznia.
Nie za nauczyciela?
Mogę nauczać, ale tylko tego, co już wiem. Lubię uczyć, ale zawsze jest coś, czego można się nauczyć.
Á propos uczenia się – wykształciłeś specyficzną technikę gry, którą nazywa się czasem „basowym fingerstyle”. Próbujesz ją jakoś spopularyzować? Uczysz innych jak jej używać?
Nie prowadzę żadnej szkoły, ale jeśli ktoś mnie o to prosi, to pokazuję mu, jak to działa.
Dużo ludzi się tym interesuje?
Owszem. Przeważnie chcą opanować tę technikę jako dodatek do swojej podstawowej. Uczę od wielu lat, ale przeważnie bardziej skupiam się na tym, by przekazywać swoje podejście do muzyki, do improwizacji, harmonii niż po prostu technikę prawej ręki.
Chcę jednak o nią spytać. Możesz opowiedzieć co nieco o niej? Przybliżyć o co w niej chodzi?
Oczywiście. W porównaniu z taką podstawową techniką gry na basie palcami prawej ręki występuje jedna kluczowa różnica. Przy standardowej technice możesz szarpać struny tylko z dołu na górę, moja technika, dzięki użyciu kciuka, umożliwia także grę od góry do dołu. Używasz kciuka podobnie jak innych palców.
To pozwala na granie większej liczby dźwięków?
Po prostu sprawia, że przechodzenie ze struny na strunę jest łatwiejsze. W grze na basie i gitarze najtrudniejsze jest właśnie przeskakiwanie strun. Dzięki mojej technice przychodzi to łatwiej, możesz więc zagrać więcej różnych kombinacji, figur, arpeggio… Nieco inny jest też dźwięk.
Chcę cię jeszcze zapytać o struny. Używasz zestawu do wysokiego C, zamiast standardowego, z niskim B. Dlaczego?
W 1990 roku, kiedy grałem z Johnem McLaughlinem, poprosił mnie, żebym zagrał jakieś akordy. Okazało się, że są pewne ograniczenia przy graniu akordów tercdecymowych na czterech strunach. Wtedy poprosiłem Warwicka, żeby zasponsorował mi bas i zmieniłem całkowicie strój. Użyłem do tego strun gitarowych i musiałem zresztą jeszcze dodać coś do nich na długość. Nie chciałem się w tym pogubić – chciałem bas, na którym będę mógł grać od razu, bez konieczności długich godzin ćwiczenia i przyzwyczajania się do tego stroju, bo cały czas koncertowaliśmy. Na czterostrunowym basie grasz od E do G. Na pięciostrunowym z wysokim C było tak samo, tylko z dodatkową struną. To tak, jakbyś jechał samochodem i miał do dyspozycji pięć biegów, a potem wsiadł do innego, w którym jest sześć. To nie problem, bo wiesz, jak się używa przekładni – pierwszy bieg jest w tym samym miejscu, drugi też i tak dalej…
Na koniec chciałbym porozmawiać z tobą o twoim podejściu do instrumentu. Wielu muzyków traktuje swoje instrumenty jak dzieła sztuki – nie są skłonni zmienić stroju, jeśli nie są w stanie zagrać jakiegoś akordu, nie przekonają się do grania kostką, jeśli potrzebują większego ataku, bo twierdzą, że przyjęło się grać palcami i już. Inni zaś po prostu jak narzędzia – jeśli potrzeba im coś zmienić, coś sobie ułatwić, to nie mają z tym problemu. Dla ciebie gitara to narzędzie, czy dzieło sztuki?
Jedno i drugie.
Jednak zmieniłeś sobie strój, dodałeś strunę, tylko po to, żeby sobie ułatwić.
Tak, zgadza się. Ale dobrze jest mieć instrument, który będziesz traktował z najwyższym szacunkiem, jak dzieło sztuki. Jedno nie wyklucza drugiego, ale po pierwsze jest to narzędzie, którego używasz do wyrażania siebie.