W ramach premiery piątego albumu projektu Tremonti, porozmawialiśmy z jego założycielem, Markiem Tremonti. Oprócz opisu procesu tworzenia „Marching In Time” w trakcie pandemii i powrotu na scenę, Mark opowiedział również m.in. o codziennej współpracy z Mylesem Kennedym w ramach zespołu Alter Bridge oraz niezwykłej relacji z Eddie van Halenem.
Michał Wawrzyniewicz: Mark, dzięki za poświęcony czas, zwłaszcza, że jesteście w trakcie trasy po USA, o ile się nie mylę?
Mark Tremonti: Właśnie skończyliśmy pierwszą część naszej trasy i w następnym miesiącu wracamy z powrotem.
Jakie są Twoje odczucia odnośnie powrotu na scenę po dość długim czasie „uwięzienia”?
Jest znakomicie. Sądzę, że każdy jest podekscytowany, że może ponownie wziąć udział w rockowych koncertach i wiem, że my cieszymy się z powrotu na scenę i możliwości robienia tego, co kochamy. Nikt z nas nie zachorował, wszyscy jesteśmy ostrożni jeśli chodzi o zachowane środki bezpieczeństwa i robimy wszystko, aby pozostać zdrowymi.
Jak z Waszej perspektywy, w Stanach Zjednoczonych, pandemia Covid wpłynęła na aktualne uczestnictwo publiczności w koncertach? Czy występujecie w pełnych salach, czy też popyt lub kwestie bezpieczeństwa to uniemożliwiają?
Najmocniej wpłynęło to na zwrot biletów, ponieważ uczestnictwo wymaga bycia zaszczepionym. Nie wiem, jak to wygląda u was, ale tutaj w Stanach mamy dwa rodzaje ludzi: tych, którzy wierzą w szczepionki oraz tych, dla których to spisek i dlatego nie chcą się zaszczepić. Wydaje mi się, że na jednym z koncertów mieliśmy około ośmiuset zwróconych biletów. Ale przez większość czasu była to świetna trasa, z drobnymi problemami gdzieniegdzie.
Znakomicie, że w większości był to udany powrót do koncertowania. Niedawno ukazał się Twój piąty album studyjny nagrany w ramach solowego projektu „Tremonti”, pt. „Marching In Time”. Pozwól, że zapytam, czy tytułowy utwór, jak i sam album jest zainspirowany narodzinami Twojej córki Stelli?
Tak, zgadza się!
Przyjmij zatem proszę gratulacje dla Ciebie i Twojej żony, dużo zdrowia dla Was i dzieciaków.
Bardzo dziękuję!
W nawiązaniu do tego albumu, na początku chciałbym zapytać, jak podchodzisz do pracy nad muzyką, jak rozróżniasz, które z kompozycji trafią na Twój projekt, a które uznajesz, że warto omówić z Mylesem [Kennedym] jako pomysł do Alter Bridge?
Zazwyczaj, głównym czynnikiem jest to, czy utwór ma dużo elementów speed-metalowych – wówczas ląduje w moim projekcie Tremonti, ponieważ Alter Bridge nie skłania się ku takiemu brzmieniu. To jest jeden z powodów, dlaczego założyłem ten zespół, ponieważ dorastałem wśród metalowców i za każdym razem, gdy piszę utwór zbudowany wokół metalu, goście z Alter Bridge w to „nie wchodzili”, więc to jedna rzecz. Następnie, kiedykolwiek uznaję, że to co mam, to najlepsze, co napisałem w danym momencie, umieszczam to na jakimkolwiek albumie, nad którym w tej chwili pracuję. Natomiast, jeśli napiszę fragment, który naprawdę mi się podoba, ale nie czuję, że mogę go zaśpiewać wystarczająco dobrze, zostawiam go dla Mylesa, ponieważ on może opanować właściwie wszystko, jeśli chodzi o wokal.
Aczkolwiek, na tym albumie można odnaleźć kilka imponujących fragmentów z wyższymi rejestrami z Twojej strony. Czy Ty i Myles w jakiś sposób konsultujecie, inspirujecie się wzajemnie w kwestiach technik wokalu i gry na gitarze?
Wiem, że nigdy nie będę w stanie zaśpiewać wyższych nut w sposób, w jaki robi to Myles. Nie jest to coś, co można wyćwiczyć, jest to kombinacja praktyki i genetyki, Myles ma inną skalę głosu ode mnie. I jest genialnym wokalistą, ale sądzę, że obydwaj inspirujemy się w grze na gitarze. Jesteśmy bardzo odmiennymi gitarzystami i Myles również jest świetny technicznie. Czuję, że wywodzę się z zupełnie innego sposobu śpiewania od Mylesa i uważam, że dobrze, aby zachować to w ten sposób, dzięki czemu wspólnie uzupełniamy swoje głosy.
Myles ma inną skalę głosu ode mnie. I jest genialnym wokalistą, ale sądzę, że obydwaj inspirujemy się w grze na gitarze. Jesteśmy bardzo odmiennymi gitarzystami i Myles również jest świetny technicznie
Podczas prac nad tą płytą, podobnie jak wcześniej współpracowałeś z swoim gitarzystą Erikiem Friedmanem i producentem Michaelem ‘Elvisem’ Baskette. Jak wyglądał ten proces, zważywszy, że tym razem przyszło wam pracować w warunkach lockdownu?
Pierwsze i najważniejsze jest dla mnie pisanie samemu. Więc skomponowałem większość części na ten album i sprowadziłem Erika z Kalifornii, został ze mną na około trzy miesiące. Na przestrzeni lat Eric stał się dla mnie kimś, przed kim ogrywam moje pomysły, gdy te nie są jeszcze wystarczająca wygładzone, i zbieram jego opinie. Więc, gdy się pojawia, odgrywam przed nim wszystkie napisane utwory i wspólnie decydujemy, które są najlepsze, i przystępujemy do demówek. Eric dogrywa linie basu i programuje bębny, i tak nagrane wersje przynosimy naszemu producentowi, Elvisowi. Myślę, że zrobiliśmy około 18-19 piosenek, które wspólnie odsłuchaliśmy i okroiliśmy to do tych, które znalazły się na płycie.
Z reguły komponujesz w trakcie intensywnych tras koncertowych lub pomiędzy innymi aspektami twojej muzycznej działalności, tym razem okoliczności poniekąd wymusiły na Tobie wolniejsze tempo. Jaką masz refleksję w tej kwestii?
Cóż, musisz wykorzystać maksimum każdego czasu, jaki masz dany. Idealnie jest komponować będąc w domu, bo mam tutaj wszystko, czego potrzebuję: mam każdą z swoich gitar, pieców, klawiszy – wszystko, czego nie mogę umieścić w każdym pojedynczym hotelu. Więc, gdy jestem w trasie, biorę z sobą małą paczkę Roland Micro Cube do swojego pokoju, laptop i gitarę, i daję z siebie wszystko, by pisać każdego wolnego dnia, który mam. Również w szatni w dniu koncertu. Gdy jestem z dala od moich dzieci i żony staram się pracować najciężej jak potrafię, by zagospodarować mój czas z dala od nich.
Gdy jestem w trasie, biorę z sobą małą paczkę Roland Micro Cube do swojego pokoju, laptop i gitarę, i daję z siebie wszystko, by pisać każdego wolnego dnia, który mam. Również w szatni w dniu koncertu. Gdy jestem z dala od moich dzieci i żony staram się pracować najciężej jak potrafię, by zagospodarować mój czas z dala od nich
Jak wygląda to w kontekście zbierania pomysłów na płytę, inspiracji do tekstów?
W kontekście tekstów rzecz jest w tym, że ziarno zostaje zasiane, kiedy piszę pierwotne pomysły, lecz gdy je kończę, w zasadzie wszystkie są gotowe w tym samym czasie. Staram się nie pisać tekstów dopóki utwór nie jest w pełni zaaranżowany i skończony, ponieważ kiedy zaczynasz pisać teksty przedwcześnie, zazwyczaj skończysz na przepisywaniu na nowo dużej ich części, a to dużo pracy. Lubię mieć pewność, że dana piosenka jest skończona i gotowa do nagrania w studio, zanim spędzę mnóstwo czasu na upewnianiu się, że tekst jest wystarczająco dobry.
Jesteś znany jako czytelnik, fan książek. Czy jakiś konkretny tytuł książki lub innego medium zainspirował Cię podczas pracy nad tym albumem, jak było to w przypadku poprzedniego „A Dying Machine” [inspirowanej „Mroczną Wieżą” S.Kinga – przyp. MW]?
Będąc szczerym, przy tej płycie nie. Czytałem mnóstwo książek, ale dużo z tych, które przeczytałem pomiędzy tymi albumami – biografia Franka Sinatry, kilka różnych powieści – żadne z nich tak naprawdę „nie wkradły się” do tekstów na tej płycie.
Czy towarzyszył Tobie jakiś specjalny zamysł w kontekście kolejności utworów i tworzenia ogólnego tempa albumu? Szczególnie, jeśli chodzi o utwór otwierający („A World Away”) i zamykający, tytułowy?
Lubię rozpoczynać płytę czymś, co natychmiast przyciąga uwagę, więc uznałem, że pierwsze trzydzieści sekund „A World Away” to najlepszy sposób, by przykuć uwagę, dlatego postanowiłem umieścić go jako pierwszy. Nic nie działa jak pierwsze wrażenie – musisz upewnić się, że ludzie są na pokładzie już od wejścia. Potem, z tej perspektywy, kiedy wchodzi mix płyty, zaczynam żonglować kolejnością utworów i sprawdzać, w jakim ustawieniu „płyną” najlepiej i wywnioskowałem, że powinno to wystartować z dużym pokładem energii. Umieszczając, powiedzmy, pięć optymistycznych, mocno energicznych piosenek na samym wejściu, aby dać ludziom znać, jakiego rodzaju jest to album. Następnie przywrócić tempo, z trzema refrenami, na płycie jest kilka wolniejszych utworów, takich „opowiadających historię”. Wiedziałem, że mając twoją uwagę w tym momencie, na końcu płyty, to czas abym zrzucił ten siedmio-i-pół-minutowy utwór, ponieważ wiedziałem, że jeżeli przesłuchałeś album do tego momentu, posłuchasz także tej piosenki. Nie chciałem umieszczać tak długiej kompozycji zbyt wcześnie na albumie, ponieważ niektórzy mogą mieć krótszy czas skupienia, i mógłbym takich słuchaczy „stracić” na wczesnym etapie płyty. Lecz umieszczając to na jej końcu wiedziałem, że będą wystarczająco zaangażowani, i przesłuchają to od początku do końca.
Jak osobiście odnajdujesz się w balansowaniu pomiędzy tymi stronami: delikatniejszą i nieco bardziej ostrą, zarówno wokalnie i w kontekście pomysłów na melodie?
Lubię komponować w obu skrajnościach: optymizmu i smutku. Rzeczy „pomiędzy” nie są niekiedy tak ekscytujące. Lubię pchnąć emocje możliwie najdalej jak mogę i teksty w jakiś sposób muszą za tym podążać. Próbuję tworzyć muzykę emocjonalnie na tyle, na ile jest to możliwe, ponieważ to samo ona robi ze mną. Staję się emocjonalny gdy słucham muzyki, którą kocham, i tego rodzaju muzyka to jest to, co kocham.
Lubię komponować w obu skrajnościach: optymizmu i smutku. Rzeczy „pomiędzy” nie są niekiedy tak ekscytujące. Lubię pchnąć emocje możliwie najdalej jak mogę i teksty w jakiś sposób muszą za tym podążać. Próbuję tworzyć muzykę emocjonalnie na tyle, na ile jest to możliwe, ponieważ to samo ona robi ze mną
Mając okazję zagrać już kilkukrotnie na żywo utwory z nowej płyty, które szczególnie określiłbyś jako ulubione?
Sądzę, że „Marching In Time” jest moim ulubionym utworem na płycie. Wiem, że był to nasz pierwszy singiel, ale nawet jeśli takim by nie był i wybralibyśmy inny, wciąż pozostałby moim faworytem z tego albumu. Często pierwszy wydany singiel okazuje się nie być tak ekscytujący jak reszta płyty, na której wszystko jest zupełnie nowe, ale ta piosenka jest wciąż jedną z moich ulubionych. Myślę, że „Let That Be Us” jest kolejnym mi bliskim, i widziałem sporo reakcji na album i dużo osób również czuło naprawdę silną więź z tym utworem.
Podczas nagrań korzystałeś z swojej nowej sygnatury PRS MT-100. Czy mógłbyś powiedzieć o głównych usprawnieniach względem poprzedniego wzmacniacza i ogólnych kwestiach technicznych?
MT-100 jest właściwie „starszym” bratem MT-15, który nadal jest jednym z moich ulubionych wzmacniaczy na świecie, uwielbiam go. MT-100, nawet nagłośniony w studio, brzmi nieco mocniej od MT-15. Wydaje mi się, że MT-15 może mieć bardziej skupione brzmienie, podczas gdy dźwięk w MT-100 jest większy, bardziej „zuchwały”. Kanał CLEAN w MT-100 jest jednym z najlepszych, jakie słyszałem. Wzięliśmy CLEAN z MT-15 i dodaliśmy znacznie więcej zapasu i odrobinę zaniżonego OVERDRIVE, który można niemalże wyłączyć, ale który dodaje tego charakterystycznego brzmienia, w którym możesz usłyszeć każdy mały detal. Pracujemy również nad trzecim kanałem w tym piecu, który wciąż dostrajamy. To kanał OVERDRIVE, chciałbym by był bardziej jak w wzmacniaczu Dumble, zależy mi na wzmacniaczu zawierającym wszystko, co mam w swoim domowym studio. Więc mamy ten kanał high-gain, który brzmi jak twój stary ulubiony piec tego rodzaju, jak Bogner Uberschall czy Mesa Boogie Dual Rectifier, tego typu świat. Następnie, kanał CLEAN, który absolutnie uwielbiam, oraz ten Boutique Overdrive, który ciągle dostrajamy, więc jest daleki od skończenia, ale robimy co w naszej mocy by być coraz bliżej.
Powodzenia, aby udało się spełnić wszystkie wymagania. Jako, że rozmawiamy okrągły rok po śmierci Eddiego van Halena, pozwól, że o niego zapytam, a konkretnie o Wasze spotkanie w latach 90-tych, które skutkowało tym, że Eddie wręczył Tobie jedną z swoich gitar w prezencie?
Tak, to było niesamowite. Miałem to szczęście, by móc spotkać się z Eddiem wiele razy. Za każdym razem to było ekscytujące, móc być razem z nim. Graliśmy z Van Halen w późnych latach 90-tych, o ile pamiętam. Na początku zagraliśmy w Detroit Palace Arena i właśnie kończyliśmy próbę dźwięku, gdy przyszedł Eddie, aby się przywitać, po czym powiedział: „który jest gitarzystą?”. Podniosłem rękę, na co powiedział, abym poszedł z nim.
Właśnie kończyliśmy próbę dźwięku, gdy przyszedł Eddie, aby się przywitać, po czym powiedział: „który jest gitarzystą?”. Podniosłem rękę, na co powiedział, abym poszedł z nim
Miał tę przysłoniętą kurtynami przestrzeń, w której były wszystkie jego gitary, piece, elektronika oraz jego techniczni. Pokazał mi model swojej nowej 5150, nad którym w tamtym czasie pracował, i zapytał o mój numer i adres, aby mogli mi przysłać jedną z nich. Powiedziałem, że to niesamowite, że jestem fanem jego gitary, że to kawał gładkiego świetnie grającego instrumentu. Zapytał: „jaki lubisz kolor”, na co ja odpowiedziałem: „czarny?” haha, na co Eddie powiedział: „w porządku”, po czym klepnął mnie w ramię i wyszedł. Potem, następnego dnia, graliśmy z nimi w Madison Square Garden. Eddie przyszedł i zaczął pukać w drzwi do garderoby. Zabawne w tym jest to, że w tamtej chwili mieliśmy sprzeczkę w zespole i nie odpowiadaliśmy na pukanie do drzwi, Eddie nie przestawał, my nie zwracaliśmy uwagi, w końcu po prostu wszedł, zobaczyliśmy go w drzwiach, myśląc: „nie otworzyliśmy drzwi Eddiemu van Halenowi, co my do cholery wyprawiamy”.
Eddie przyszedł i zaczął pukać w drzwi do garderoby. Zabawne w tym jest to, że w tamtej chwili mieliśmy sprzeczkę w zespole i nie odpowiadaliśmy na pukanie do drzwi, Eddie nie przestawał, my nie zwracaliśmy uwagi, w końcu po prostu wszedł, zobaczyliśmy go w drzwiach, myśląc: „nie otworzyliśmy drzwi Eddiemu van Halenowi, co my do cholery wyprawiamy”
Wszedł, wyjął gitarę z futerału, przemknął palcami, powiedział: „jak dla mnie jest w porządku, trzymaj”. Szczęka niemal opadła mi do podłogi z zaskoczenia, że zaraz następnego dnia wręczył mi tę gitarę. Jedną z najfajniejszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły, było to: w Madison Square Garden miał z sobą Wolfganga i swoją żonę, którzy byli za sceną, i po koncercie były setki fanów i przedstawicieli mediów, i wszyscy przed halą, pomiędzy, chcący zobaczyć Eddiego i zespół. Eddie był z swoją rodziną i w tamtym momencie zmierzał w kierunku swojego vana. Wyjrzał przez okno i dostrzegł mnie z resztą zespołu, po czym wyszedł z samochodu, pomimo, że był z rodziną, aby przejść przez cały ten tłum ludzi i podszedł do mnie mówiąc: „hej, zapomniałem Tobie powiedzieć, musisz zdjąć dwie sprężyny z tego systemu tremolo, aby móc grać tak jak w mojej gitarze”. Potem pocałował mnie w policzek, hehe, i poszedł do vana i odjechał. Czułem, że to najlepsza rzecz, jaka się wydarzyła. Móc współdzielić z nim czas, i jeszcze to, że uznał by przejść pomiędzy tymi wszystkimi ludzi, mając z sobą rodzinę, to było naprawdę niezwykłe.
Poza tym niezwykłym doświadczeniem, jak opisałbyś jego wpływ na Twoje podejście do gitary?
Kiedy dorastałem, Eddie był po prostu zbyt dobry, abym próbował grać, tak jak on. Nawet do dzisiaj jego styl jest bardzo wyjątkowy, spontaniczny, jeżeli chodzi o solówki, bardzo trudny do opanowania. Nigdy nie stosowałem dużo tappingu, a on jest pod tym względem wyjątkowym gitarzystą. Nigdy nie spędziłem wystarczająco dużo czasu by zgłębić jego technikę, ale to w jaki sposób mnie inspirował, to by być możliwie najlepszym, ponieważ on był jednym z najlepszych, jakich widział ten świat, więc jest to zdecydowanie ogromną inspiracją widzieć jak znakomicie człowiek może opanować instrument.
Czy wciąż posiadasz i używasz gitary podarowanej przez Eddiego?
O tak, zdecydowanie! Siedzę w tym momencie metr od niej!
Dzięki za to wspomnienie. Na koniec pytanie o Twoje plany na nadchodzący rok. Mając na uwadze, że pandemia sprawia, że planowanie w przód jest nieco nieprzewidywalne, ale kiedy planujecie odwiedzić Europę, a konkretnie kiedy polscy słuchacze mogą spodziewać się usłyszeć was na żywo?
Właśnie ogłosiliśmy europejską trasę. Udajemy się do Europy w połowie stycznia i koncertujemy na przestrzeni lutego. Następnie wracamy latem, a potem chcemy powrócić jeszcze zimą z Alter Bridge. Więc, w przyszłym roku w Europie będziemy trzykrotnie.
Super to słyszeć, miejmy nadzieję, że wszystko to dojdzie do skutku. Tymczasem uważajcie na siebie, dużo zdrowia dla Ciebie i bliskich oraz całego zespołu. Dzięki za najnowszy album i rozmowę, do zobaczenia wkrótce.
Świetnie, dziękuję. Będziemy zdecydowanie optować za koncertem w Polsce, uwielbiamy tam grać. Dziękuję bardzo, do zobaczenia!