Pat Martino zaczął grać jako zawodowy gitarzysta w wieku zaledwie 15 lat, pojawiając się w filadelfijskim środowisku jazzowym. Jego mistrzami byli Wes Montgomery i John Coltrane. Szybko stał się jednym z najlepszych amerykańskich gitarzystów jazzowych lat 60. i wówczas nic jeszcze nie zapowiadało walki jaką będzie musiał stoczyć.
Pat Martino rozpoczął współpracę z grupami prowadzonymi przez Willisa Jacksona, Reda Hollowaya i szereg organistów, w tym Dona Pattersona, Jimmy’ego Smitha, Jacka McDuffina czy Richarda Holmesa, a krótko po przeprowadzce do Nowego Jorku zaczął prowadzić własne zespoły. Swój debiutancki album solowy nagrał w wieku 22 lat. W swojej karierze współpracował z takimi artystami, jak Bobby Hutcherson, Chick Corea, Sonny Stitt, Jack McDuff, czy Gene Ammons. Jako lider własnego zespołu podpisał kontrakt z cenioną wytwórnią Prestige Records, dla której w drugiej połowie lat sześćdziesiątych nagrał doceniane albumy, m.in. „El Hombre”, „Strings!”, czy „Baiyina”.
W zasadzie przez większość swojej kariery Martino cierpiał na większe lub mniejsze napady padaczki. Został błędnie zdiagnozowany na depresją maniakalną i bardzo się starał się, aby jego przypadłość nie zakłócała jego występów. Jednak w ciągu kilku lat stan gitarzysty pogorszył się. Wiadomo np. że w 1976, podczas koncertu na francuskim Riviera Jazz Festival, przestał nagle, ku zdziwieniu publiczności, grać w środku solówki – w taki sposób objawiały się jego coraz częstsze napady splatania i zagubienia.
Pewnego razu podczas lekcji gry na gitarze, które Pat dawał w Kalifornii w 1980 roku, doznał niemal śmiertelnego tętniaka mózgu. Lekarze przeprowadzili skan, który wykazał, że Martino miał „malformację tętniczo-żylną”, czyli grupę naczyń krwionośnych w mózgu podatnych na pękanie. Martino przeszedł natychmiastową operację i chociaż zakończyła się ona sukcesem jeśli chodzi o usunięcie wady mózgu, pozostawiła artystę z ciężką amnezją wsteczną w wyniku której… kompletnie zapomniał jak grać na gitarze i że był gitarzystą. Przypomnijmy, że był wówczas na muzycznym szczycie, dużo koncertował i nagrywał, ciesząc się zasłużoną sławą.
W swojej autobiografii z 2011 roku „Here and Now!” Martino wspominał ten okres: „Po przebudzeniu po operacji nic nie pamiętałem. Gdybym wiedział, że jestem gitarzystą, gdybym wiedział, że te dwie osoby stojące przy moim łóżku w szpitalu to w rzeczywistości moi rodzice, czułbym jakieś uczucia towarzyszące tym wydarzeniom. To, przez co przeszli i dlaczego stali tam i patrzyli na mnie, byłoby dla mnie bardzo bolesne. Ale to nie było bolesne, ponieważ dla mnie byli po prostu nieznajomymi”.
Po przebudzeniu po operacji nic nie pamiętałem
Po wielu spotkaniach i rozmowach z przyjaciółmi, których poznawał od nowa, pamięć bardzo powoli zaczynała funkcjonować, ale nie w temacie gitary. Na początku w ogóle nie był nią zainteresowany, mimo dość dużych oczekiwań i chęci pomocy w tej kwestii ze strony rodziny. W tym samym czasie lekarze w ramach terapii zalecili mu pracę z komputerem, na którym zainstalowany był jakiś prosty program muzyczny. Bez presji na kontynuowanie muzycznej kariery zaczął grać na gitarze dla przyjemności, bawić się dźwiękami. Jak się okazało, była to właściwa droga do odzyskania zainteresowania gitarą. Warto wspomnieć, że ojciec Pata także nie dawał za wygraną i puszczał mu jego stare nagrania, co pomału zapalało w jego pamięci lampki poprzedniego życia, czyli tego sprzed operacji. Zaczął coraz więcej ćwiczyć grę na gitarze i w końcu, w 1984 roku po raz pierwszy wrócił na scenę, a po siedmiu latach, w 1987 roku nagrał koncertową płytę zatytułowaną „The Return”.
Pat Martino wytrwał a jego rodząca się pomału determinacja do powrotu do muzyki sprawiły, że stał się inspiracją dla wielu muzyków i fanów. Pat wspominał później te wydarzenia w autobiografii: „To była długa i trudna podróż, ale nigdy się nie poddałem. Po prostu słuchałem własnych nagrań i ćwiczyłem, zdeterminowany, by stać się lepszym”. „Muzyka uratowała mi życie. Dała mi cel i powód, by iść dalej. Nie wyobrażałem sobie, że nie będę mógł znowu grać”. „Zdałem sobie sprawę, że moja miłość do instrumentu była silniejsza niż utrata pamięci. Chciałem grać na gitarze bardziej niż cokolwiek innego na świecie”. „Każdego dnia jestem wdzięczny, że mogę znowu grać. To błogosławieństwo i nigdy nie biorę tego za pewnik”.
Zdałem sobie sprawę, że moja miłość do instrumentu była silniejsza niż utrata pamięci. Chciałem grać na gitarze bardziej niż cokolwiek innego na świecie
Przypadek Pata Martino zainteresował nie tylko środowisko muzyczne, ale także świat medycyny. Jest to podobno pierwszy przykład w neurochirurgii, kiedy pacjent po wycięciu 70 procent lewej półkuli mózgu i całkowitej amnezji, odzyskał swoje wspomnienia sprzed operacji. Artysta zmarł 1 listopada 2021 roku wcześniej odzyskawszy w pełni swoją gitarową świetność.