Bardzo cenimy sobie rozmowy z osobami, które znają od podszewki nasz muzyczny rynek. Patrycja Kosiarkiewicz posiada doświadczenie i pokorę, dzięki czemu stać ją na chłodny osąd każdej sytuacji, a jednoczesnie jest cenioną artystką, tekściarką i songwriterką. Porozmawialiśmy z nią o jakości polskich tekstów piosenek i kondycji tekściarzy, nowej płycie i pracy w studio i powstawaniu tych wartościowych piosenek.
Jakby tak zebrać twoje dokonania, sukcesy i wszystkie współprace z innymi artystami to wyszłoby, że to Patrycja Kosiarkiewicz wespół z kilkoma innymi songwriterami steruje polskim rynkiem muzycznym…
(długi śmiech) Mam szczęście do projektów, które odnoszą sukcesy. To cieszy i jednocześnie mobilizuje. Ale też napisałam parę rzeczy, które leżą w szufladach i czekają na swój czas – to z kolei frustruje. Jak widać zawsze działa reguła kompensacji energetycznej (śmiech)
…A jednocześnie pod solowym szyldem chyba niewiele wydałaś biorąc pod uwagę twój potencjał i lata spędzone w polskim muzycznym grajdołku…
Wypuściłam, niech policzę, 5 płyt solowych i jeszcze album debiutancki pod szyldem O! la,la, choć to już prehistoria. Teraz znów pracuję nad albumem solowym, choć zarzekałam się, że mam ten etap za sobą. Ciągnie wilka do lasu.
No to wejdźmy do tego lasu! Chciałem cię przede wszystkim zapytać – jako specjalistkę – o teksty w polskich utworach. Czy podobnie jak np. Maciej Maleńczuk oceniasz bardzo krytycznie ich poziom?
Czy ja wiem czy krytycznie? Raczej czuję w nich ducha czasów. Śmiem twierdzić, że masa wielkich piosenek napisanych przed laty, tworzonych z tą dbałością o słowo, polotem, dziś nie miałaby szans na bycie przebojami. Jest jakieś przedziwne sito, inna jakość metafory, inny sposób myślenia i formułowania myśli. Nie pisze się jak kiedyś, bo to po prostu jest za trudne w odbiorze – spadek średniego ilorazu inteligencji jest faktem, jako społeczeństwo głupiejemy wykładniczo – preferuje się styl znany z radia, który często jest zlepkiem luźnych myśli bez spoiwa narracyjnego, że o szlagwortach nie wspomnę. My jako autorzy musimy się po prostu dostosować do rzeczywistości. Sam zobacz, wciąż powstają piosenki z dobrym tekstem, choćby dlatego, że mistrzowie żyją i wciąż tworzą. Ale czy przebijają się do głównego nurtu? Lubimy myśleć, że istnieją rzeczy uniwersalne i że one zawsze się obronią, ale im jestem starsza, tym częściej myślę, że to jednak tak nie działa, nic nie trwa wiecznie – wszystko się dewaluuje, a za zmianą ludzkiego myślenia idzie zmiana form komunikacji i środków wyrazu. Ale nie, nie uważam, że nie ma dobrych piosenek. Jest ich wiele.
Powiedz proszę jak wyrabiałaś sobie warsztat jeśli chodzi o pisanie tekstów. Wiem, że jesteś po filologii angielskiej i dziennikarstwie – czy takie wykształcenie w tym pomaga? Jaka jest w ogóle twoja metoda pisania tekstów? Robisz długi research, czy może piszesz na serwetkach w restauracji gdy czujesz flow?
Wykształcenie w ogóle pomaga. Czytanie pomaga. Wszelkie obcowanie ze sztuką i duszą… Oderwanie się od materii. Praca nad sobą. Takie rzeczy. Warsztat to coś, co zdobywa się latami. Piszesz dużo, piszesz coraz lepiej. Jesteś uważny, widzisz więcej; chłoniesz, przepuszczasz przez siebie. Zawsze chodzi o poszerzanie, wyjście poza ramy. I paradoksalnie jest to mocno związane z procesami duchowymi, rozwojowymi. Czasami ludzie zachwycają się formą bez treści, ja lubię gdy istnieje doskonała symbioza pomiędzy jednym a drugim, bywa, że przymknę oko na kulejącą formę, bo treść mnie porywa, nigdy jednak odwrotnie. Lubię taki nurt storytellingowy w piosence i często go stosuję. Na serwetkach nie piszę, w telefonie owszem. W ogóle wszystko zapisuje, bo nigdy nie wiadomo co się kiedy przyda. Jestem mocno zaprzyjaźniona ze słownikami. Poza tym wsłuchuję się w kompozycję, bo zawsze piszę pod melodię. Jestem z tej szkoły. W melodii, uwierz, jest zawarty temat, trzeba go tylko usłyszeć. Zdarza się, że pisząc dla kogoś muszę się wstrzelić w samogłoski użyte w wersji „szwedzkiej”. Taka ułańska fantazja producenta. Dzwoni do mnie i mówi: to trudne, ale wiem, że dasz radę, no i tu mnie ma, bo ja nie spocznę, póki nie napiszę. Co, ja nie napiszę? (śmiech). Bardzo dużo nauczyłam się słuchając polskiego hip hopu. Tacy artyści jak donGURALesko, czy Łona to mistrzowie, którzy osiągnęli wspomnianą wcześniej symetrię formy i treści, każdy na swój własny sposób.
Czy masz za sobą jakąś edukację muzyczną, czy jesteś samoukiem?
Miałam dobrych nauczycieli. Śpiewu uczyli mnie Ela Zapendowska, potem Tadeusz Konador. Jeśli pytasz mnie o szkoły muzyczne, nie byłam w żadnej, na Akademię Muzyczną w Katowicach mnie nie przyjęli!
Pisanie pisaniem, a jak radzisz sobie ze sprzętem studyjnym? Domyślam się, że DAW-y masz opanowane, ale czy te wszystkie konsolety mikserskie, urządzenia peryferyjne, hardware, to również dla ciebie naturalne środowisko?
Pracujemy na Abletonie Live 10 wspomaganym przez kontroler Push 2. Używamy syntezatorów analogowych i ostatnio ograniczamy się do tego instrumentarium, gitary traktując jako dodatek. W nowych nagraniach właściwie ich nie użyliśmy, co jest dla mnie pewnego rodzaju nowością, bo przecież ja wyszłam z rocka, a w każdym razie z muzyki gitarowej. Cóż, znów kłania się duch czasów. Obsługę konsolet zostawiamy realizatorom dźwięku. Ja lubię zabawę moim Voice Live’em Extreme.
Powiedz w takim razie na czym lubisz pracować jako artystka, a nie jako producentka. Jakich używasz mikrofonów, preampów, monitorów dousznych itp.
Mikrofony klasycznie – beta 58 na liveach, a w domu do szybkich demówek mam Neumana p48. Jeśli chodzi o słuchawki mam dedykowany komplet od limears na scenę, grają bosko i świetnie się prezentują. W studiu mój głos najlepiej współpracuje z i mikrofonem Lewitt LCT 940 i preampem Universal Audio LA-610 MKII.
Słuchałem nowych nagrań. Kto by pomyślał, że pójdziesz w rock, czasami nawet offowy – jak np. utwory „Nic nie wiedzą o nas”, czy jeszcze bardziej frapujące „Morda” i „Słoń” z kolejnymi twoimi genialnymi tekstami! Czyli to jest muzyka, nad którą trzeba się zatrzymać, pomyśleć, zmusza do refleksji…
Ja w ogóle jestem istotą refleksyjną. Z refleksji rodzi się dojrzewanie, transformacja. Tak powstaje przekaz. Najnowszy singiel „Katastrofa” sam mnie poniósł. Najpierw był pierwszy szlagwort „ogólnie chodzi o to”, potem ubrałam to w słowa i melodię, nagrałam cały numer z klikiem a capella razem z jakże oldscholowymi modulacjami – strasznie się na nie uparłam – i dopiero na końcu MaciasuX (współkompozytor – przyp. MW.) dodał aranż. Chcieliśmy żeby to było proste, takie numery nie potrzebują ornamentu.
Nagrywaliście to wszystko u Marka Dulewicza w Embryo Nagrania? Skąd ten wybór, co to za studio?
Spotkaliśmy się z Markiem parę lat temu, właściwie przypadkiem i tak już zostało. Zrobiliśmy sporo rzeczy razem. Wiesz, że np. stworzyliśmy wspólnie piosenki dla dzieci dla jednego z telewizyjnych programów? Marek jest świetnym realizatorem i świetnym muzykiem, instrumentalistą. Wirtuozem gitary. Od wielu lat produkuje płyty, głównie hiphopowe. Jest m.in. współtwórcą wielu albumów OSTR.
Widziałem, że wszystkie wasze utwory trafiały do internetu. To była fajna promocja, bo widziałem, że odbywało się to cyklicznie, planowo, ale co na to wydawca…?
Wydawca podszedł do pomysłu ze zrozumieniem. Trzeba się dzielić muzyką, szczególnie teraz, gdy mamy serwisy streamigowe, youtube, – wszystko na wyciągnięcie ręki. Całe katalogi dostępne na żądanie. Słuchacze zdecydują. Mnóstwo ludzi szuka muzyki w sieci, jesteśmy coraz mniej uzależnieni od pośredników, otwierają się nowe możliwości, tworzą prężnie działające nisze. Nic tylko korzystać.
Ruszasz z tym materiałem w trasę?
Bardzo chcemy pokazać nowe numery wiosną na koncertach i chcemy to zagrać w duecie. My i maszyny. Myślę, że do tego czasu mój nowy album będzie gotowy. Plan jest taki, żeby pracować singlami, pisać i wrzucać do internetu to, z czego jesteśmy zadowoleni.
Opowiedz jeszcze proszę o twojej pracy w ZAiKSie. Co wy tam w ogóle robicie?!
Działamy w komisjach. Ja na przykład jestem członkinią komisji repartycyjnej, która jest takim można rzec, ciałem kontrolującym i do pewnego stopnia decyzyjnym. Zaiks to wielka organizacja, zrzeszająca twórców. Dbamy po prostu o ich dobro.
W takim razie do zobaczenia na listach przebojów
Czego sobie i wszystkim życzę!
Rozmawiał: Maciej Warda
Zdjęcia: Paulina Pawełkiewicz