Oczywiście dostanie się do Berklee nie jest jedynym wyznacznikiem tego, czy dany muzyk rokuje nadzieje na przyszłość, niemniej jednak dla młodego Hensona było to przez jakiś czas jak koniec świata. Na szczęście Tim nie poddał się, dużo ćwiczył, postawił wszystko na jedną kartę i dzisiaj udziela wywiadów jako jeden z najlepszych gitarzystów młodego pokolenia.
Pisaliśmy już o tym, że młody Tim nie był dla swoich rodziców wzorowym dzieciakiem – popalał marihuanę, miał dozór policyjny i nie interesował się niczym innym niż gitarą (to akurat dobrze). Z najnowszego wywiadu w magazynie Kerrang!, dowiadujemy się, że dla młodego Tima ważne było również ćwiczenia z zespołem. I nie zależało mu na spędzaniu czasu z rówieśnikami: „Pamiętam, jak prosiłem tatę: 'Proszę, na litość boską, nie obchodzi mnie spędzanie czasu z ludźmi, po prostu pozwól mi pograć z moim zespołem’. To była jedyna pozaszkolna rzecz, którą mogłem robić poza szkołą”.
Po tym jak już uznał, że wystarczająco dużo ćwiczył (a czynił to przez większość swojego wolnego czasu), Tim postanowił spróbować swoich sił w Berklee College of Music, ale się nie dostał. Teraz, z perspektywy czasu przyznał: „Nie miałem planu awaryjnego. To było po prostu: 'Cóż… kurwa’. Przez tydzień byłem w depresji, ale potem było po prostu: 'Dobra, pieprzyć college. Zróbmy ten zespół naprawdę’.
Przez tydzień byłem w depresji, ale potem było po prostu: 'Dobra, pieprzyć college. Zróbmy ten zespół naprawdę’