W 1991 roku ukazały się najważniejsze płyty Nirvany, Pearl Jam i Soundgarden, które miały dać alternatywę dla napuszonego rocka lat 80. To była rewolucja. Tak się jednak składa, że w tym samym roku Ozzy Osbourne wydał swój najlepiej sprzedający się album „No More Tears”, który w najlepsze kontynuował hard rockową tradycję.
Nie wszyscy odczuli więc narodziny grunge i zaliczyli odwrót od klasycznego hard rocka, czy nawet t.zw. pudel metalu. Jak podaje serwis Ultimate Classic Rock, Zakk Wylde, który grał na „No More Tears„, w ogóle nie myślał o grunge’owej rewolucji w tym czasie. „Naprawdę nie obchodziło mnie to. Po prostu żyłem w swojej własnej małej bańce. Nie zauważyłem żadnych zmian na scenie muzycznej – dopiero parę lat później zdałem sobie z tego sprawę. Ale wiesz, wszystko dzieje się w cyklach.”
Naprawdę nie obchodziło mnie to. Po prostu żyłem w swojej własnej małej bańce. Nie zauważyłem żadnych zmian na scenie muzycznej – dopiero parę lat później zdałem sobie z tego sprawę. Ale wiesz, wszystko dzieje się w cyklach
Wylde wspomniał także o swoim uwielbieniu dla t.zw. hair metalu: „Hair metal był niesamowity. Gra na gitarze i muzykalność. Wystarczy na to spojrzeć. W połowie lat 70. wszyscy mówili: 'Och, gitara nie może dalej się rozwijać’. Nagle przybywa król Edward [Van Halen] i po prostu rozsadził tę planetę w drzazgi. A potem znowu wszyscy mówią: 'Cóż, to koniec. Nie można pójść dalej niż to!’ No i pojawia się Yngwie [Malmsteen] i to było jak by powiedział: 'chyba żartujesz, stary'”.
Hair metal był niesamowity. Gra na gitarze i muzykalność. Wystarczy na to spojrzeć